Historia nie jest procesem, w którym wszystko zostało zaprogramowane z nieuchronną koniecznością przyczynowo-skutkową. Rzecz tylko w tym, że nie jesteśmy w stanie dać podobnych jak w naukach ścisłych odpowiedzi, co nastąpiłoby, gdyby... Możemy jedynie stawiać hipotezy. Co wynika z nich w przypadku „Solidarności"? Niemal banał: zapewne lepiej, że się stało, co się stało.
Andrzej Paczkowski
CO BY BYŁO, GDYBY GENERAŁ WOJCIECH JARUZELSKI NIE WPROWADZIŁ STANU WOJENNEGO W 1981 ROKU?
O tym, co mogłoby się zdarzyć, piszę przede wszystkim w konwencji historii wydarzeniowej (i oczywiście można by przyjąć jakikolwiek inny wariant wydarzeń, począwszy na przykład od inwazji wojsk sowieckich na Polskę), ale postaram się także ująć problem w sposób syntetyczny, zarysowując skutki odstąpienia od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w wieloletniej perspektywie. Miałem jednak, przyznam, pewne opory przed zbyt daleko idącym fantazjowaniem. A może po prostu nie starczało mi pomysłów?
Wszystkie przedstawione w tym tekście fakty, które miały miejsce do 10 grudnia 1981 roku, są zgodne z rzeczywistością, natomiast ogromna większość faktów datowanych na 11 grudnia 1981 roku i okres późniejszy jest alternatywną wersją historii. A oto, jaki był bieg wydarzeń poprzedzających tę datę.
Zrozumiałe jest, że w ciągu kilkunastu miesięcy, które minęły od strajków sierpniowych w 1980 roku i powstania „Solidarności", Polacy przywykli, iż co pewien czas następował gwałtowny wzrost napięcia politycznego. Najgoręcej było pod koniec listopada 1980 roku, gdy aresztowano dwóch współpracowników „Solidarności" Regionu Mazowsze, i w marcu 1981 roku, gdy milicja pobiła w Bydgoszczy trzech działaczy związku. Okresy takiego napięcia trwały jednak nie dłużej niż 1-2 tygodnie, po czym dochodziło do porozumienia i sytuacja wracała do poprzedniej normy - o ile stan emocjonalny, w jakim od lata 1980 roku znajdowali się Polacy, można uznać za normalny.
Przyzwyczajenie przyzwyczajeniem, ale w końcu 1981 roku, wraz ze zbliżaniem się zimy, nastroje społeczne pogarszały się, między innymi pod wpływem państwowych mediów, które roztaczały apokaliptyczną wizję wyłączeń prądu, ograniczeń w ogrzewaniu i braku podstawowych artykułów spożywczych. Zapowiadano równocześnie podjęcie przez rząd radykalnych kroków mających na celu ukrócenie anarchii, ale o tym, jakie działania mają być podjęte, nie mówiono. Wiele osób uważało, iż jest to straszak mający na celu zmuszenie „Solidarności" do ustępstw. Krążyły wieści, że ekipa generała Wojciecha Jaruzelskiego ma zamiar wprowadzić stan wyjątkowy, ale jego zakres i charakter były znane tylko bardzo wąskiemu kręgowi najwyższych rangą wojskowych i funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Nawet członkowie Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR nie mieli o nich jasnego wyobrażenia. Wprawdzie felietonista „Tygodnika Solidarność" zapowiadał, że na ulicach miast „wyroją się" patrole wojskowe, a na skrzyżowaniach staną czołgi, jednak opierał się na intuicji, a nie konkretnej wiedzy. Zresztą część działaczy „Solidarności" pod wpływem tych wieści raczej radykalizowała się w poglądach, niż poddawała lękowi o przyszłość.
W takiej atmosferze 2 grudnia 1981 roku doszło do spektakularnej akcji jednostek specjalnych MO, które z użyciem desantu helikopterowego rozbiły strajk studentów Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie. Reakcja „Solidarności" na tę akcję była stanowcza, ale ograniczona do formy werbalnej, natomiast państwowe media rozpoczęły gwałtowną kampanię mającą na celu dyskredytację związku i wykazanie, iż „Solidarność" zmierza do konfrontacji i przejęcia władzy. Napięcie gwałtownie wzrosło i po obu stronach padały radykalne wypowiedzi: z jednej strony odsądzano od czci i wiary coraz to innych działaczy związku, z drugiej, Region Mazowsze ogłosił, że 17 grudnia - w rocznicę masakry robotników w 1970 roku zorganizuje manifestację w centrum Warszawy. Na 11 grudnia zwołano posiedzenie Komisji Krajowej „Solidarności", aby wypracować strategię działania na najbliższy okres.
Wszystko to przypominało sytuację z ostatniej dekady marca 1981 roku, kiedy mimo tego, iż na terytorium Polski odbywały się ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego, związek przeprowadził z sukcesem 4-godzinny strajk ostrzegawczy i był gotów do bezterminowego strajku generalnego. Sprawa bydgoska zakończyła się jednak - jak dobrze pamiętano - porozumieniem.
W dniach 11-12 grudnia odbyło się w Gdańsku posiedzenie Komisji Krajowej „Solidarności", podczas którego nie podjęto jednak ostatecznych decyzji dotyczących strajku. W tym czasie ruszała już machina stanu wojennego, który był przygotowywany co najmniej od października 1980 roku. W sobotę, 12 grudnia mniej więcej od 15.00 z centrali Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie zaczęto wysyłać do komend wojewódzkich zaszyfrowane telegramy zawierające rozkaz rozpoczęcia operacji „Synchronizacja". Parę godzin później rozkazy o rozpoczęciu działań wyszły ze Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Wprowadzanie stanu wojennego rozpoczęto de facto około 23.30 od zajęcia międzymiastowych i miejskich central telefonicznych (Operacja „Azalia") oraz rozpoczęcia akcji internowania działaczy „Solidarności" i innych opozycjonistów (Operacja „Jodła"). O 24.00 zajęto gmachy oraz nadajniki radia i telewizji, a programy zostały nagle przerwane. Jednostki ZOMO zaczęły zajmować lokale „Solidarności". Godzinę później zebrała się Rada Państwa, która przyjęła (przy jednym głosie sprzeciwu) Uchwałę o wprowadzeniu stanu wojennego i kilka niezbędnych dekretów. Wszystkie te dokumenty były antydatowane - na 12 grudnia. O 6.00 w przemówieniu radiowym generał Wojciech Jaruzelski, premier i I sekretarz KC PZPR, ogłosił wprowadzenie stanu wojennego i powstanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) jako instytucji rządzącej krajem. Część wcześniej wysłanych jednostek wojskowych osiągnęła już miejsca przeznaczenia, część znajdowała się jeszcze w drodze. W radiu i telewizji odczytywano dekrety i zarządzenia dotyczące stanu wojennego.
Właściwa reakcja „Solidarności" zaczęła się dopiero w poniedziałek, 14 grudnia. Strajki miały miejsce w kilkuset zakładach pracy, ale na ogół były krótkotrwałe, gdyż wszędzie pojawiały się oddziały MO i ZOMO oraz wojsko. Duże ośrodki zostały otoczone przez wojsko i milicję, a od nocy z 14 na 15 grudnia rozpoczęto - z użyciem czołgów i ciężkiego sprzętu stopniowe rozbijanie strajków. Przez centra miast przejeżdżały kolumny pancerne (tzw. pokaz siły), ulice były patrolowane, a mosty i trasy wylotowe obsadzone przez wojsko. 16 grudnia doszło do masakry w kopalni „Wujek". Załamało to falę strajkową, choć w pojedynczych przypadkach trwała ona jeszcze przez jakiś czas (górnicy z kopalni „Piast" przerwali strajk jako ostatni 28 grudnia). Pewien wpływ na stosunkowo szybkie zaniechanie oporu przeciw działaniom władz miały drastyczne przepisy stanu wojennego (między innymi wyłączenie telefonów, zakaz podróżowania, zamknięcie stacji benzynowych), brutalność ataków na strajkujących, aresztowania ich przywódców oraz internowanie ponad 5 tysięcy działaczy „Solidarności" (między innymi Lecha Wałęsy), w tym znacznej części działaczy z dużych zakładów pracy.
Jeśli chodzi o reakcję środowiska międzynarodowego, to co prawda państwa NATO zareagowały oburzeniem, ale tylko Stany Zjednoczone ogłosiły nałożenie sankcji gospodarczych na Polskę, a wkrótce też na ZSRR. Związek Sowiecki i pozostałe kraje komunistyczne z entuzjazmem przyjęły wprowadzenie stanu wojennego w PRL, gdyż żywiły obawę, iż „polska zaraza" może się rozprzestrzenić.