Choć duża część Polaków zdecydowanie negatywnie odnosiła się do wprowadzenia stanu wojennego, to jednak wobec braku równowagi sił nie podejmowano już oporu na terenie zakładów pracy, a manifestacje uliczne były organizowane sporadycznie. Natomiast natychmiast powstały pierwsze ogniwa podziemnej „Solidarności" i pojawiły się bardzo liczne przejawy sprzeciwu obywatelskiego (napisy na murach, ulotki, gazetki). Kościół katolicki nie tylko nawoływał do porozumienia i przekonywał władzę, aby nie uciekała się do przemocy, ale także nakłaniał do niepodejmowania radykalnych działań przeciwko niej. Po kilku tygodniach od wprowadzenia stanu wojennego generał Jaruzelski wprawdzie zdawał sobie sprawę, że „wojna" jeszcze nie jest skończona, ale uważał - nie bez racji - że wygrał pierwsza bitwę z „Solidarnością".
Tak, mniej więcej, przebiegały rzeczywiste wydarzenia. Można jednak, oczywiście, wyobrazić sobie, że sprawy potoczyły się inaczej. Przecież dzieje ludzkości nie są jednoznacznie zdeterminowane, a nawet można powiedzieć, że nader często decyduje o nich przypadek. Tak więc wyobraźmy sobie, że....
W piątek, 11 grudnia 1980 roku, tuż po południu, po codziennym komunikacie w Pierwszym Programie Polskiego Radia „o stanie wód na głównych rzekach Polski", sygnale czasu z obserwatorium astronomicznego oraz odegraniu hejnału z wieży kościoła Mariackiego, spiker odczytał wiadomości dziennika radiowego. Bezbarwnym tonem rozpoczął od komunikatu Polskiej Agencji Prasowej, która „została upoważniona" do przekazania, iż „od godzin porannych odbywa się plenarne posiedzenie Komitetu Centralnego PZPR", rozpoczęte od wystąpień I sekretarza KC, generała Wojciecha Jaruzelskiego, pod tytułem Pokój społeczny i porządek publiczny na obecnym etapie rozwoju socjalistycznego patriotyzmu oraz sekretarza KC Kazimierza Barcikowskiego O krokach niezbędnych dla zapobieżenia zapaści gospodarczej. Po nich rozpoczęła się dyskusja, w której „dotychczas", jak stwierdzano w komunikacie, zabrali głos członkowie KC: Stefan Olszowski, Mirosław Milewski, Hieronim Kubiak, Albin Siwak i Mieczysław Rakowski. Komunikat kończył się słowami: „Zakończenie obrad przewidziano na godziny popołudniowe". Nie powiedziano nic o treści referatów i dyskusji.
Wprawdzie o tej porze słuchaczami radia były głównie gospodynie domowe i emeryci, ale wiadomość o obradach VII Plenum KC błyskawicznie rozeszła się po kraju, miedzy innymi dzięki temu, że natychmiast podały tę informację, znajdujące się na ogół pod kontrolą „Solidarności", radiowęzły zakładowe, które gotowe były do relacjonowania przebiegu obrad Komisji Krajowej „Solidarności". Komunikat PAP wywołał zamieszanie. Wielu uważało, iż posiedzenie Komitetu Centralnego PZPR oznacza sygnał do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Niepokój opinii publicznej wzrósł, gdy o 12.30 Komisja Krajowa „Solidarności" ogłosiła, iż posiedzenie Komitetu Centralnego PZPR jest dowodem „dalszej eskalacji poczynań władz", a zatem Prezydium Komisji Krajowej przekształca się w Komitet Przygotowawczy Powszechnego Strajku Obronnego (KPPSO). Nakazano, aby w trybie nagłym analogiczne komitety powołano we wszystkich regionach, a w ich skład winni wchodzić przedstawiciele 2-3 największych zakładów pracy w regionie, z których jeden powinien stać się siedzibą komitetu. Obrady Komisji zostały przerwane, jej członkowie dostali polecenie udania się natychmiast do swoich regionów, a Komitet Przygotowawczy - z Lechem Wałęsą na czele - otrzymał upoważnienie zarówno do podjęcia rozmów z władzami, jak i ogłoszenia, bez zbierania Komisji Krajowej, terminu strajku. Tekst uchwały został rozesłany telefaksami i natychmiast odczytany w większości radiowęzłów. Po paru minutach przekazała go w całości Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, która przerwała w tym celu normalny program. Polskie Radio dopiero w wiadomościach o 13.00 podało informację o powołaniu Komitetu Przygotowawczego i przerwaniu obrad Komisji Krajowej, nie mówiąc nic o decyzji odnoszącej się do regionów. Wkrótce analogiczne informacje o obradach Komitetu Centralnego PZPR i decyzjach Komisji Krajowej „Solidarności" - ale z powołaniem się na agencję TASS (Tielegrafnoje Agientstwo Sowietskogo Sojuza - centralna agencja prasowa ZSRR), podało radio moskiewskie.
Wciąż jednak nie było nic wiadomo o treści wystąpień i dyskusji na posiedzeniu Komitetu Centralnego. Dopiero około 14.15 Radio Wolna Europa, powołując się na anonimowego informatora z Warszawy, przekazało wiadomość, iż posiedzenie Komitetu Centralnego odbywa się w jednym z obiektów wojskowych na terenie stolicy, a powodem jego zwołania było otrzymanie przez generała Jaruzelskiego potwierdzonej informacji, iż miał miejsce „poważny przeciek", który dotarł do Wałęsy i prymasa Józefa Glempa. Przeciek ten miał zawierać informację, że w niedzielę, 13 grudnia, o 6.00 zostanie ogłoszone wprowadzenie stanu wojennego na terenie całego kraju, zaś sześć godzin wcześniej mają mieć miejsce prewencyjne aresztowania około 5 tysięcy osób. Wałęsa indagowany telefonicznie przez Radio Wolna Europa stwierdził, iż nic na ten temat nie wie, ale - dodał enigmatycznie - nie byłby zdziwiony, gdyby okazało się, że rzeczywiście wprowadzenie stanu wojennego było postanowione. I dorzucił: „Wojna z narodem, to oczywiście mój problem, ale nie mój kłopot. Niech martwi się generał Jaruzelski i jego banda, którzy szykują napad na Polskę". Natomiast sekretarz prasowy Episkopatu, odpowiadając na natarczywe pytania dziennikarzy, stwierdził, że prymas Glemp pogrążony jest w modlitwie i w ciągu najbliższych godzin będzie niedostępny. Rzecznik prasowy rządu, minister Jerzy Urban, wydał natychmiast oświadczenie, w którym stwierdzał, iż ta „wyssana z palca wiadomość" jest manipulacją „określonych sił imperialistycznych, którym nie w smak stabilizacja sytuacji w Polsce", a „monachijska szczekaczka [Radio Wolna Europa] od dawna specjalizuje się w prowokacyjnych informacjach". Sztab Generalny przekazał do PAP komunikat - co samo w sobie było ewenementem - w którym zdecydowanie zaprzeczano, aby 13 grudnia przewidziane były „jakiekolwiek ruchy wojsk niezwiązane z długookresowym planem szkolenia bojowego".
Napięcie sięgało zenitu. W sklepach wszystkich rodzajów ogołacano półki, błyskawicznie pustoszały stoiska na miejskich i osiedlowych targowiskach, gdzie na ogół handlowano ziemniakami i marchewką, a spod lady mięsem i masłem. Ludzie wykupowali gorączkowo przydziały kartkowe, pod sklepami Peweksu dochodziło do bójek, a w kilku miastach musiała interweniować milicja. Na szosie koło Krasnegostawu dokonano zuchwałego napadu, porywając wojskowy samochód cysternę z kilkunastoma tonami benzyny.
Jednocześnie w zakładach pracy komisje „Solidarności" organizowały zebrania załóg. Niemal wszędzie wypowiadano się za natychmiastowym ogłoszeniem bezterminowego strajku powszechnego, a w niektórych fabrykach rozgrywały się sceny jak ze słynnej ryciny Grottgera, która przedstawiała kowali z 1863 roku osadzających kosy na sztorc i wyrabiających stalowe piki dla powstańców. Z Gdańska telefaksami rozsyłano artykuł Jacka Kuronia Rząd narodowy (w którym nawoływał on do stworzenia przez Związek, Kościół i PZPR wspólnego rządu ocalenia narodowego) oraz przygotowaną już wcześniej przez Andrzeja Gwiazdę Instrukcję na czas strajku generalnego. Po kraju krążyły najbardziej fantastyczne i sprzeczne pogłoski. Na przykład, że rano miał miejsce desant sowieckich spadochroniarzy na lotniska w Warszawie, Gdańsku i Katowicach, a kolumny pancerne Północnej Grupy Wojsk Armii Sowieckiej zmierzają w stronę Szczecina, Wrocławia i Poznania. Wedle jednych wojsko polskie otrzymało rozkaz pozostania w koszarach, wedle innych odwrotnie - dwa bataliony 6. Dywizji Spadochronowo-Powietrznej miałaby jakoby okopywać się wzdłuż arterii wiodącej z Okęcia do centrum stolicy, jednostki Marynarki Wojennej wyjść na redę, tworząc zaporę wokół podejść do portów w Trójmieście, a na rozkaz Komitetu Obrony Kraju kolejarze mieli zablokować stacje graniczne.