Łatwo domyślić się, że od chwili zapowiedzi odbycia rozmów sprawa ta stała się hitem w mediach elektronicznych na całym świecie, a przynajmniej w tej części, w której nie zapadła jeszcze noc. Korespondenci przebywający w Polsce żądali od swych redakcji dosłania pomocników i sprzętu: z Wiednia i Berlina wyruszyli do Warszawy dziennikarze „obsługujący" Europę Środkowo-Wschodnią, a Ted Turner, właściciel CNN, nowej stacji telewizyjnej w Stanach Zjednoczonych, postanowił wyczarterować samolot i wysłać do Polski kilkunastoosobową ekipę telewizyjną.
Po świecie przetaczały się fale komentarzy i spekulacji. Znany specjalista od spraw polskich, paryski politolog Alexandre Poissier, stwierdził, że jest absolutnie niemożliwe, aby generał Jaruzelski podjął taką decyzję bez zgody Moskwy, ale ekspert BBC, Eugene Pitch, był zdania, że polski lider zagrał va banąue i postawił Sowietów przed faktem dokonanym. Giinther Schmalz z Deutsche Welle przepowiadał, że najdalej w ciągu 2-3 tygodni Sowieci doprowadzą do usunięcia Jaruzelskiego, a władzę przejmą „twardogłowi". Sugerował, że to oni mogli zainspirować przeciek, żeby skompromitować generała. W dziennikach telewizyjnych przypominano scenę z podpisywania porozumienia w Stoczni Gdańskiej i słowa Wałęsy o dogadaniu się „jak Polak z Polakiem". Telefony Komisji Krajowej „Solidarności", najbardziej znanych działaczy „Solidarności" i opozycji oraz biura Rzecznika Rządu i centrala Komitetu Centralnego PZPR były nieustannie zajęte i tylko nielicznym udawało się wyrwać po parę zdań od Jacka Kuronia, Adama Michnika, Andrzeja Gwiazdy czy dyżurnego urzędnika z biura rzecznika rządu, który sprawiał wrażenie lekko wystraszonego. Lech Wałęsa odmawiał jakichkolwiek komentarzy, a do gabinetu premiera nikt nawet nie usiłował dzwonić. Tymczasem radio moskiewskie i media państw komunistycznych wciąż przekazywały, jako trzecią lub czwartą wiadomość dnia, komunikaty PAP i TASS na temat Polski.
Wolniejsza była reakcja światowych rządów. Dopiero gdy rozpoczęło się spotkanie w Sejmie, rzecznik Białego Domu, podczas krótkiego briefingu dla dziennikarzy, złożył w imieniu prezydenta Ronalda Reagana deklarację wyrażającą „szczere i z głębi serca płynące" przekonanie, że sprawy w Polsce przybrały pomyślny obrót i należy wesprzeć Polaków w ich dążeniach, aby żyć godnie. Przypomniał, iż administracja podjęła już decyzję o przyznaniu Polsce 100 milionów dolarów pożyczki i dodał, iż „w najbliższym czasie" prezydent zaproponuje sojusznikom wspólne udzielenie „Polsce, a więc Polakom" znacznej pomocy finansowej i gospodarczej. Premier Francji, Pierre Mauroy, stwierdził w wywiadzie radiowym, że Polacy niezależnie od politycznych opcji - „tak jak już parokrotnie w ciągu minionego półtora roku, tak i teraz" pokazali światu, iż są prawdziwymi patriotami i nikt nie uczynił więcej dla pokoju na kontynencie niż naród uważany do tej pory za „chorego człowieka Europy". Premier Francji wspomniał też mimochodem, że podczas dopiero co odwołanej wizyty w Polsce miał zamiar wręczyć premierowi Jaruzelskiemu w upominku zabytkową szablę. Teraz uznał, iż bardziej stosownym prezentem będzie zabytkowy komplet szachów.
Zastanawiające było, że Sowieci nabrali wody w usta. Jedni komentatorzy uważali, iż I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR), Leonid Ilijcz Breżniew, po prostu czeka na rozwój wydarzeń i musi mieć trochę czasu, aby przygotować odpowiedź. Inni twierdzili, iż jest to „oczywista oznaka bezradności i słabości Moskwy", która uwikłana w wojnę w Afganistanie nie jest w stanie podjąć działań, którymi parokrotnie już groziła Polakom. Nie brakowało i takich, którzy przekonywali, że na Kremlu doszło do głębokiego podziału na tle wydarzeń nad Wisłą, co uniemożliwiało szybką reakcję. Interpelowani przez szefów o opinię na temat tego, co dzieje się w Moskwie, analitycy agencji wywiadowczych CLA, MI-6, BND czy DGSE bezradnie rozkładali ręce. Nawet kierownictwo Mossadu nie było w stanie nic sensownego powiedzieć swojemu premierowi. Niewątpliwie jednak „coś" musiało się tam stać.
Rozwiązanie zagadki, przynajmniej częściowe, przyniosło poranne wydanie rosyjskiej „Prawdy". Na pierwszej stronie znajdowała się informacja, iż poprzedniego dnia, w trakcie posiedzenia Prezydium KC KPZR, „uległ pewnemu pogorszeniu" stan zdrowia I sekretarza, towarzysza Breżniewa, który znajduję się „pod troskliwą opieką lekarzy", a jego życiu „z całą pewnością nic nie zagraża". Autor komentarza W spokoju pracuje się wydajniej, podpisany jako „W. Aleksandrów" (co oznaczało, iż tekst wyraża poglądy kierownictwa KPZR), stwierdzał, iż „wbrew rozsiewanym przez wrogów pogłoskom" podczas posiedzenia nie zajmowano się wydarzeniami w „bratniej Polsce", co miało jakoby przyczynić się do kłopotów zdrowotnych I sekretarza. Napisał także, że tematem obrad był referat, który na najbliższym posiedzeniu Komitetu Centralnego, wyznaczonym na niedzielę 13 grudnia, wygłosi członek Biura Politycznego, sekretarz KC Michaił Gorbaczow. Tytuł referatu brzmi: O dalszą poprawę składowania zbiorów zbóż w okresie zimowym, a posiedzenie będzie poświęcone sprawom rolnictwa, za które Gorbaczow jest odpowiedzialny. Jednak w opublikowanym na trzeciej stronie porządku obrad Komitetu Centralnego, obok punktu o przechowywaniu ziarna (i dyskusji nad nim), znalazł się także punkt określony enigmatycznie jako „sprawy organizacyjne". Sergio Mascarpone, korespondent w Moskwie włoskiej Telewizji Rai Uno, z którym połączył się telefonicznie redaktor prowadzący poranny przegląd włoskiej prasy, zwrócił uwagę, iż wieczorem poprzedniego dnia z uczestnikami odbywającego się w Teatrze Wielkim kongresu „weteranów pracy socjalistycznej" spotkali się - jak to określono w komunikacie TASS - „weterani pracy partyjnej", członkowie Prezydium KC Michaił Susłow, Dmitrij Ustinow i Andriej Gromyko. Włoski dziennikarz uznał, że może to oznaczać, iż cała trójka niebawem odejdzie na emeryturę. Ponieważ z nich tylko Susłow jest starszy od Breżniewa - kontynuował, dobrze poinformowany, gdyż zbliżony do włoskich komunistów,
dziennikarz - nie można wykluczyć, że „sprawy organizacyjne" oznaczać będą generalną zmianę pokoleniową w kierownictwie. Hipotezę tę poparł profesor Zbigniew Brzeziński, który z uwagi na różnice czasu wypowiadał się nieco później. Wywód oparł na swoich dawniejszych analizach o „wyczerpywaniu się, zarówno pod względem ideologicznym, jak i biologicznym" pokolenia, które w czynne życie polityczne weszło w okresie Wielkiej Czystki, a pierwsze ważniejsze stanowiska objęło w czasie Wojny Ojczyźnianej. Było więc uformowane przez tryumfujący stalinizm.
Mimo uspakajających opinię rezultatów wieczornego spotkania przedstawicieli rządu i „Solidarności", od przedpołudnia w Polsce wrzało. W setkach zakładów pracy odbywały się zebrania „Solidarności", podczas których pojawiały się liczne głosy, iż wobec oczywistych objawów słabości ekipy Jaruzelskiego i kryzysu, jaki zarysował się w Związku Sowieckim, należy wzmocnić nacisk na władze, stawiając problem zasadniczych zmian ustrojowych, a przede wszystkim wolnych wyborów do Sejmu. Jednak gdy przychodziło do uchwalania rezolucji, niemal zawsze przegłosowywano znacznie mniej radykalne wnioski za udzieleniem pełnego poparcia Lechowi Wałęsie i delegacji do rozmów z władzami. Około południa blisko 40 (na 107) członków Komisji Krajowej „Solidarności" zażądało natychmiastowego zwołania posiedzenia oraz wyraziło sprzeciw wobec zapisu o powstrzymaniu akcji strajkowych i rozwiązaniu komitetów strajkowych. „Musimy być w każdej chwili gotowi - pisano w oświadczeniu - do odparcia ataku na Związek". W odpowiedzi Wałęsa, w wystąpieniu natychmiast upowszechnionym przez media oficjalne, w radiowęzłach i Radiu Wolna Europa, rzucił hasło „»Solidarność« nie da się skłócić!" Aby pozostać w zgodzie z tym hasłem, oświadczył, iż „jest za tym, aby w najbliższym czasie" odbyło się posiedzenie Komisji Krajowej, na którym omówione zostaną wszystkie sprawy związane z nową sytuacją. „Teraz już nie damy się władzy oszukać" - rzucił na zakończenie.