Pełne poparcie dla rozmów i nadzieję na osiągnięcie porozumienia wyraziła zwołana ad hoc Rada Główna Episkopatu, zaś papież Jan Paweł II zupełnie niespodziewanie udzielił Telewizji Polskiej parominutowego wywiadu na żywo. Apelował w nim do obu stron, ale przede wszystkim do „wszystkich, znajdujących się w tak trudnej sytuacji Rodaków", o umiar, rozsądek i nieuleganie emocjom. „Pojawia się okazja - mówił Ojciec Święty - aby sprawy w Ojczyźnie rozstrzygane były przez Naród i dla jego dobra". Wezwał też, aby nazajutrz wierzący w modlitwie, zaś „niewierzący w namyśle", szukali „właściwych dróg wiodących ku odrodzeniu Polski". W niedzielę, 13 grudnia, można było odnieść wrażenie, że w Polsce nie ma niewierzących - kościoły trzeszczały w szwach, a większość przybyłych na niedzielne msze musiała pozostać, mimo mrozu, na zewnątrz. Tłumy klęczące na śniegu robiły mocne wrażenie na zachodnich dziennikarzach, a ich zdjęcia nieustannie pokazywane były przez dziesiątki stacji telewizyjnych.
Tymczasem od sobotniego zaś poranka w gmachu Urzędu Rady Ministrów obradował „Dyrektoriat". Zebrani byli zdezorientowani tym, co działo się w Moskwie, zwłaszcza że ambasador Aristow nie odbierał telefonów, wszędobylscy do tej pory Kulikow i Pawłów jakby zapadli się pod ziemię, Kazimierz Olszewski, ambasador Polski w Moskwie, nie zdążył wrócić z wycieczki na Zachodnią Syberię, a jego zastępcy wiedzieli tyle, ile przeczytali w „Prawdzie". Poważny problem postawił generał Czesław Kiszczak: czy w dalszym ciągu inicjować i podtrzymywać wewnętrzne konflikty w „Solidarności", czy też jednoznacznie poprzeć, skupioną wokół Wałęsy, frakcję umiarkowaną. W sprawie tej, jako „niezwykle pilnej", interpelowało go kierownictwo Służby Bezpieczeństwa, które zwracało uwagę, iż powstają techniczne kłopoty z kontaktowaniem sieci agenturalnej. Wezwano więc wiceministrów Bogusława Stachurę i Władysława Pożogę, którzy omawiając niektóre szczegóły prowadzonych działań operacyjnych, powiadomili jednocześnie, iż funkcjonariusze SB są „trochę zdezorientowani" wznowieniem rozmów z „Solidarnością". Generał Florian Siwicki, szef Sztabu Generalnego i od niedawna zastępca członka Biura Politycznego, twierdził stanowczo, iż nastroje w kadrze oficerskiej są bardzo dobre i wojsko „całkowicie popiera" generała Jaruzelskiego oraz ostatnie decyzje, które mają przecież - podkreślił - charakter taktyczny i „zostały wymuszone okolicznościami". Dodał też, iż jeśli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ma problemy z działalnością operacyjną, można zaktywizować kontrwywiad wojskowy. Wyraził nadzieję, że „towarzysze z MSW" sprawnie przekażą niektóre kontakty i część środków technicznych. Jaruzelski uznał, iż jest to dobry pomysł, a potencjał Wojskowej Służby Wewnętrznej powinien być w pełni wykorzystywany. Podkreślił, że należy utrzymać dotychczasową linię podsycania konfliktów w obozie przeciwnika. Konieczne jest - powiedział, zwracając się do Olszowskiego i Rakowskiego - aby linia ta była „z całą mocą" obecna w pionie propagandy, który jest ważniejszy niż działalność agenturalna. Spotkanie zakończono z uwagi na zaplanowane posiedzenie Biura Politycznego, zwołane w celu omówienia taktyki negocjacji. A także - dorzucił I sekretarz - ponieważ spodziewa się, że w najbliższych godzinach będzie miał rozmowę telefoniczną („a może nawet spotka się osobiście") z towarzyszami z kierownictwa KPZR. „Jutro, na szczęście, jest niedziela i mamy trochę czasu" - dodał na zakończenie.
Wczesnym rankiem 13 grudnia grupy oficerów z Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego pojawiły się w sztabach okręgów wojskowych, rodzajów sił zbrojnych i wojewódzkich komitetów obrony, gdzie pobrały całą dokumentację dotyczącą wprowadzenia Stanu „W" i przewiozły ją do siedziby Sztabu Generalnego. Podobne działania podjęło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w instancjach resortu oraz w resortach cywilnych, takich jak Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Łączności. Do godzin popołudniowych w terenie właściwie nie pozostały ślady na piśmie o tym, co miało zacząć się o 6.00. Nie odwołano jednak, ani w wojsku, ani w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, stanów podwyższonej gotowości, które obowiązywały już od 10 grudnia. Wszystko to przebiegało w miarę sprawnie, choć nie uniknięto chaosu, zwłaszcza w sztabach niektórych dywizji pancernych. Zdarzało się na przykład, że brakowało jakichś map, przepadło gdzieś trochę kopert z blankietami asygnat na paliwo. W pewnej jednostce tajna koperta była całkowicie przemoczona po zalaniu koniakiem („gruziński" - stwierdził przybyły oficer). Nieporozumienia powstały tam, gdzie miały operować wspólne, polsko-sowieckie patrole wojskowe (na przykład w Legnicy), gdyż dowództwo Północnej Grupy Wojsk nie otrzymało z Moskwy rozkazów i Sowieci upierali się, że zgodnie z planem należy przeprowadzić ćwiczenia tych patroli i „sprawdzić, czy wszyscy towarzysze polscy znają wystarczająco dobrze język rosyjski".
Nic dziwnego, że rozkazów takich nie było, gdyż dopiero w południe - niemal tuż przed posiedzeniem Komitetu Centralnego KPZR - doszło na podmoskiewskim lotnisku wojskowym do ściśle utajnionego spotkania Jaruzelskiego, Siwickiego, Olszowskiego i Barcikowskiego z szefem KGB Jurijem Andropowem, ministrem obrony ZSRR Dymitrem Ustinowem, głównodowodzącym Wojskami Państw Stron Układu Warszawskiego Wiktorem Kulikowem i członkiem Biura Politycznego Michaiłem Gorbaczowem. Generał Jaruzelski najpierw kurtuazyjnie zapytał o stan zdrowia Leonida Ilijcza, na co usłyszał, iż jest „niezły, ale aktywność chorego na pewien czas wykluczona". Następnie poinformował o działaniach podjętych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Wojskową Służbę Wewnętrzną w celu wykrycia źródła przecieku. Najbardziej prawdopodobna - powiedział - jest hipoteza, iż zbiegły miesiąc wcześniej do Stanów Zjednoczonych pułkownik Ryszard Kukliński, który dużo wiedział o przygotowaniach, ale nie znał konkretnej daty, miał wspólnika w Sztabie Generalnym, który pozostał na stanowisku po ucieczce zdrajcy. W każdym razie wszystkie pomieszczenia Zarządu Operacyjnego zostały opieczętowane i prowadzone są w nich intensywne badania daktyloskopijne, a oficerów skierowano na urlopy bez prawa opuszczania Warszawy. Podobne działania zostały podjęte w Sekretariacie Komitetu Obrony Kraju, gdzie także mogło być źródło przecieku. Andropow stwierdził, iż wywiad KGB i GRU otrzymały już rozkazy zajęcia się tą sprawą, a generał Pawłów i jego ludzie w Polsce od dwóch dni w istocie tylko nad tym pracują. Oczywiście „w kontakcie z polskimi towarzyszami" - dodał.
Stało się nieszczęście, kontynuował najpewniejszy pretendent do schedy po Breżniewie, ale trzeba z tego wybrnąć, toteż kierownictwo KPZR, wyrażając troskę o powodzenie manewru, który podjęło polskie kierownictwo, akceptuje jego decyzje. Dodał też, iż wobec bardzo ograniczonych możliwości udzielenia Polsce znaczącej pomocy gospodarczej - a przede wszystkim pożyczki dewizowej w wysokości 5 miliardów dolarów, o którą się ubiegano - pomysły, aby idąc na chwilowe ustępstwa wobec sił antysocjalistycznych i kontrrewolucyjnych, uzyskać nowe kredyty i dotacje od państw kapitalistycznych, oraz przyjęcia Polski do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, uważa za interesujące, choć obarczone ryzykiem pogłębienia zależności gospodarczej i technologicznej od Zachodu, która i tak jest zbyt duża. Po kolei Jaruzelski i Olszowski, który, jako uważany za lidera frakcji „twardogłowych", był bardzo wiarygodny dla Sowietów (i zapewne dlatego Jaruzelski zabrał go z sobą), jednym głosem zapewniali, iż w pełni zdają sobie z tego sprawę. „Jednak uważaliśmy - mówili - iż dekonspiracja terminu wprowadzenia stanu wojennego zniweczy efekt zaskoczenia i doprowadzi do sytuacji, w której konieczna byłaby bezpośrednia pomoc wojskowa bratnich armii, nie potrafiliśmy znaleźć innego wyjścia". Czasu było bardzo mało i nie zdołano odpowiednio precyzyjnie skonsultować sprawy z przyjaciółmi. Był to zapewne błąd, gdyż postawił ich w niezręcznej sytuacji. Barcikowski dodał, iż jednym z argumentów za cofnięciem decyzji były wypowiedzi Nikołaja Bajbakowa, szefa Gospłanu, który podczas niedawnej wizyty w Warszawie jednoznacznie stwierdził, że „absolutnie nie dysponujemy żadnymi nadwyżkami surowcowymi - szczególnie surowców energetycznych - ani dewizowymi". W takiej sytuacji sztywna realizacja przyjętego planu i związane z nią gwałtowne pogorszenie zaopatrzenia ludności zapewne doprowadziłyby do wojny domowej. A to przecież nie leży w interesie nie tylko Polski, ale przede wszystkim całej wspólnoty socjalistycznej. Sowieci potakiwali. Tak więc, konkludował z kolei Jaruzelski, będziemy musieli jeszcze jakiś czas brnąć przez dotychczasowy stan rzeczy, stosować środki polityczne, administracyjne i operacyjne. Ale przecież nikt - z wielkiej wciąż jeszcze rzeszy polskich komunistów - nie ma złudzeń, iż uda się skutecznie rozczłonkować i wchłonąć „Solidarność". Może pewna „chwila odprężenia" i poprawa sytuacji gospodarczej ułatwi dalsze działania? Jednak - zakończył - ponowne podjęcie decyzji, z której musieliśmy się teraz wycofać, będzie zapewne nieuniknione. Andropow zadeklarował wszechstronną - „w miarę możliwości" także gospodarczą - pomoc. Sytuacja wymaga, dodał, bardzo ścisłej współpracy oraz ulepszenia wzajemnej komunikacji. Zasugerował skierowanie do Moskwy na stanowisko ambasadora osoby o odpowiednim autorytecie politycznym i osobistym. Stwierdził też, że bierze na siebie uspokojenie przywódców NRD i Czechosłowacji, Ericha Honeckera i Gustava Husaka, którzy w sobotę parokrotnie już dzwonili do Moskwy, a zapewne nawet dyskretnie spotkali się. Mają oni słuszne powody do niepokoju, gdyż infekcja z Polski jest bardzo groźna, co i my odczuwamy na Litwie czy Ukrainie. Termin „kordon sanitarny" źle się kojarzy, ale - kontynuował Andropow - należy lepiej kontrolować wyjeżdżających z Polski. Nie były to najlepsze słowa na pożegnanie, ale Polacy przyjęli je ze zrozumieniem, gdyż pamiętali Praską Wiosnę i obawy, które wówczas sami mieli.