Bianka nie zamierzała powtarzać jego błędu, ponieważ ona również szybko nudziła się kolejnymi partnerami. Jej zainteresowanie nawet najbardziej atrakcyjnym mężczyzną trwało najwyżej pół roku. Zawieranie małżeństwa nie miało więc najmniejszego sensu.
– Kim jest ta cała Sophie? – spytała z urazą.
– Nic ci nie powiem, bo znowu namieszasz. Zresztą, nie twoja sprawa. Ja nie wypytuję o twojego faceta.
– Pytaj, wiesz przecież, że nie mam przed tobą tajemnic. A w ogóle Derek już nie jest moim facetem.
– Ho, ho, co się stało? Czyżbyś wreszcie dla odmiany spróbowała z nim porozmawiać?
Kąciki jej ust drgnęły mimowolnie. Derek, fantastycznie umięśniony zawodowy sztangista, nie grzeszył zbytnią lotnością umysłu.
– Mniej więcej – przyznała.
Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach pojawiło się na moment dawne zrozumienie, na którym latami opierała się ich przyjaźń. Bianka wiedziała, że jedynie Adamowi może bez wahania wyznać absolutnie wszystko, a on zawsze wysłucha, rozważy, doradzi i nigdy, ale to przenigdy jej nie potępi. Nie, to niemożliwe, żeby tak nagle się zmienił i żeby przestał być jej przyjacielem.
Położyła dłoń na jego ramieniu.
– Przecież Sophie nie musi o niczym wiedzieć – przekonywała. – Adam, proszę… Nie chcę psuć mamie pobytu w Australii. Ona zresztą wkrótce wyjedzie, to tylko dwa tygodnie. Obiecuję, że zaraz potem do niej napiszę i jakoś to załatwię. – Patrzyła mu błagalnie w oczy, wstrzymując przy tym oddech.
Westchnął ze znużeniem i odsunął jej rękę.
– Czy do ciebie nie dotarło nic z tego, co powiedziałem? Powtórzę to więc nieco jaśniej. Nie mam zamiaru udawać szczęśliwego mężusia na użytek twojej mamy. Nie zgadzam się, żebyś spała w moim pokoju, chyba że mnie tam nie będzie. Nie spodziewaj się też, że zjawię się na każde twoje zawołanie i zatańczę na dwóch łapkach, tak jak mi zagrasz – oznajmił twardo.
– To co ja mam jej powiedzieć?! – zawołała w panice.
– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Mam miłe gniazdko, gdzie w razie potrzeby mogę spędzić te dwa tygodnie, więc to nie moja sprawa. – Bezceremonialnie wypchnął ją ze swojej sypialni. – A teraz wybacz, ale chciałbym się ubrać.
ROZDZIAŁ TRZECI
Adam zamknął oczy i ciężko oparł się o zamknięte drzwi.
Niech ją diabli porwą! Przez nią musiał uciekać się do kłamstw, czym się serdecznie brzydził.
Wcale nie zamierzał oświadczać się Sophie. Przecież poznał tę dziewczynę zaledwie przed tygodniem… Nie planował też żadnego wyjścia na dzisiejszy wieczór. Naprawdę czuł się potwornie zmęczony, miał dość wszystkiego, najchętniej położyłby się wygodnie na kanapie przed telewizorem i skrycie liczył na to, że Bianka uraczy go jakimś pysznym daniem. Gotowała po prostu fantastycznie, a co więcej lubiła to i często rozpieszczała go różnymi smakołykami.
W obecnej sytuacji nie mógł tu jednak zostać. Trudno, prześpi się w apartamencie, chociaż pewnie wciąż śmierdzi tam farbą, przecież remont dopiero co się zakończył. Bianka będzie przekonana, że udał się na randkę z Sophie. Właściwie szkoda, że się nie umówił. Udałoby mu się choć na parę godzin zapomnieć o tym uroczym czarcie, który dręczył go bez wytchnienia dzień po dniu.
Przed kilku laty dzięki Laurze nauczył się, by nie spotykać się nigdy z dziewczynami, które choć w najmniejszym stopniu przypominałyby mu Biankę. Dlatego zawsze wybierał wysokie blondynki o bujnych kształtach, najlepiej mało rezolutne. Ostatecznie mogła się czasem trafić jakaś ruda. Brunetki, zwłaszcza inteligentne, były absolutnie wykluczone!
Sophie, początkującą aktoreczkę, poznał w nowo otwartym kasynie w Sydney, gdzie dorabiała jako krupierka. Od razu zwróciła na niego uwagę, pewnie zrobił na niej wrażenie, swobodnie operując żetonami o równowartości tysiąca dolarów każdy.
Od lat uprawiał hazard i to z dużym powodzeniem, ponieważ podchodził do tego bez emocji, niemalże naukowo, testując różnorodne układy matematyczne. Bianka nie uwierzyłaby mu, gdyby zdradził jej, ile na tym zarobił przez kilka lat. Nie zamierzał się jednak przyznawać. Wolał, żeby myślała, iż grywał wyłącznie na wyścigach i że właściwie więcej tracił, niż zyskiwał.
Na wyścigach, owszem, bywał również, ale nie za często. Teoria prawdopodobieństwa lepiej sprawdzała się w kasynach, zresztą tam znajdowały się większe pieniądze… Jedyny kłopot tkwił w tym, że musiał nieustannie zmieniać lokale, gdyż wiedział, iż łatwo zauważyć kogoś, kto dość regularnie rozbija bank. Nie chciał ryzykować, że któregoś razu nie zostanie wpuszczony.
Bianka nie miała najmniejszego pojęcia o jego wypadach do kasyn w Melbourne, Adelajdzie czy nawet w bardzo już odległym Perth. Nie wiedziała też o istnieniu eleganckich, luksusowych kobiet, które często w różny sposób wyrażały zainteresowanie jego osobą. Leczyło to do jakiegoś stopnia jego zranioną dumę i głęboko ukryty kompleks, którego się nabawił, gdy uwielbiana dziewczyna powiedziała mu prosto w oczy, że nic nie czuje, gdy na niego patrzy. Sympatię i przyjaźń owszem, ale to wszystko. Oznaczało to że nie liczył się dla niej jako mężczyzna, a świadomość tego faktu bolała.
Sophie była kolejną z licznych pocieszycielek, które od pierwszego spojrzenia dawały mu do zrozumienia, że zrobił na nich wrażenie. Kiedy się poznali w kasynie, testował właśnie nowy system gry. Nie szło mu zanadto, gdyż rozpraszały go uporczywie powracające myśli o Biance spędzającej właśnie weekend w jakimś obskurnym nadmorskim motelu z tym całym Derekiem. Skoro się rozstali, to niewykluczone, że została wtedy przykładnie w domu, lecz wówczas nie miał o tym pojęcia i przeżywał prawdziwą gehennę. Wystarczyło, by Sophie w pewnym momencie puściła do niego oko, a poczuł do niej taką wdzięczność, że specjalnie czekał, aż skończy pracę.
Nad ranem obudził się w obcym mieszkaniu z seksowną blondynką u boku, podczas gdy wiele dałby za to, by towarzyszyła mu pewna nieznośna brunetka o przepięknych niebieskich oczach.
Zaklął i oderwał się wreszcie od drzwi. Nie podobało mu się to, co robił, ale te przelotne przygody przynosiły mu choć kilka godzin zapomnienia i ulgi, stając się dlań czymś w rodzaju narkotyku.
Zrzucił szlafrok i podszedł do szafy, w roztargnieniu wyciągając pierwsze z brzegu rzeczy, jakie mu wpadły w rękę. Tak, wyglądało na to, że do końca życia był skazany na chętne i łatwe panienki, ponieważ małżeństwo w ogóle nie wchodziło w rachubę. W roli swojej żony i matki swoich dzieci widział tylko jedną jedyną kobietę, równie dobrze mógłby jednak pragnąć gwiazdki z nieba. Pozostawało mu więc zadowalanie się namiastkami i snucie daremnych marzeń o tym, co by się mogło stać, gdyby nie zraził Bianki do siebie jako niezdarny osiemnastolatek.
Zerknął przelotnie w lustro i dopiero teraz zauważył, co na siebie włożył. Widok wypłowiałych dżinsów i flanelowej koszuli przypomniał mu o tych wszystkich eleganckich ubraniach, które mógł wreszcie zostawić w apartamencie, zamiast wozić je w bagażniku samochodu. Kosztowne koszule, nieskazitelne fraki, czarne jedwabne piżamy i szlafroki… Wszystko to służyło kreowaniu wizerunku wytrawnego gracza i równie doświadczonego kochanka.
Potrząsnął głową. Wiedział, że to drugie, sekretne życie, * jakie prowadził, nie było prawdziwe. To była jedynie gra, która z jednej strony pozwalała mu bez wahania i wyrzeczeń zajmować się ukochaną, lecz niepopłatną pracą naukową, a z drugiej odwracała jego uwagę od frustracji, jakie niosła rzeczywistość.
Owa rzeczywistość przybrała postać prześlicznej egoistki, która obecnie czekała za drzwiami, gotowa znów zacząć wiercić mu dziurę w brzuchu i upierać się, by udawał jej męża.
Musiał wytrwać w swoim postanowieniu, choć okazało się to trudniejsze, niż przypuszczał. Już zaczynał się łamać. Po pierwsze, czuł wyrzuty sumienia, gdy pomyślał o biednej pani Peterson, a po drugie… Wyobraźnia podsuwała mu kuszące obrazy Bianki spoczywającej w jego łóżku. Może byłaby na tyle wdzięczna, że pozwoliłaby, mu…