Выбрать главу

Z każdym dniem popadała w coraz większą depresję. W pracy nudziła się jak mops, ale płacili nieźle i tylko to ją tam trzymało, przecież musiała zwrócić Adamowi dług. Marzyła jednak o tym, by przejść do jakiejś innej firmy, gdzie miałaby więcej zajęć i mniej czasu na ponure rozmyślania.

Jeszcze gorzej było nocami. Nie mogła zasnąć, gdyż dręczyły ją na zmianę wyrzuty sumienia i rosnące zdenerwowanie. Co ona powie matce?

Zaczęła cały wolny czas spędzać na siłowni, w nadziei, że tak się zmęczy, że wieczorem zaśnie jak kamień. Niestety, nadal cierpiała na bezsenność i biła się z myślami.

W środę jej irytacja i uraza osiągnęły apogeum. To wszystko przez Adama! Ułożyłoby się idealnie, gdyby okazał jej zrozumienie. Po kiego diabła zakochiwał się w tej głupiej Sophie, pomyślała buntowniczo. Powinien kochać mnie!

W czwartek górę wzięły wyrzuty sumienia. Miał słuszność, kiedy mówił, że potrafiła myśleć tylko o sobie. Nie powinna pakować go w taką idiotyczną sytuację. Nie powinna zmyślać. Rzeczywiście, kłamstwo nie popłaca…

W końcu zdecydowała, że następnego dnia zadzwoni na uniwersytet, ubłaga Adama, by jej wybaczył i obieca powiedzieć mamie całą prawdę – byleby tylko wrócił do domu.

W piątek rano obudził ją natarczywy dzwonek telefonu. Wyskoczyła z łóżka i z bijącym sercem rzuciła się do aparatu. Widać on też nie chciał, by ich wieloletnia przyjaźń legła w gruzach. Jak to dobrze!

– Adam? – zawołała z radosną nadzieją.

– Obawiam się, że nie, dziecinko – odezwał się męski głos z silnym szkockim akcentem. – Wuj Stewart.

– Wujek? – powtórzyła z nagłym niepokojem. Telefon od krewnego mógł oznaczać tylko jedno! Z pobladłą nagłe twarzą oparła się bezsilnie o ścianę. – O Boże! Co z mamą?

– Hej, nie trzeba się od razu denerwować. Wszystko w porządku, chciałem tylko uprzedzić, że przyleci dziś koło piątej, a nie w sobotę. Możesz po nią wyjść?

– Oczywiście! – wykrzyknęła z ulgą. – Ale skąd ta nagła zmiana?

– Znajomy mógł załatwić jej na ten lot bez dopłaty lepszą klasę. Głupio byłoby nie skorzystać. No, kończę, bo i tak zapłacę fortunę. Dbaj o mamę, dziecinko.

– Wielkie dzięki, wujku.

Gdy odkładała słuchawkę, ręka jej się trzęsła. Co ona ma teraz zrobić? Wiedziała, że przyznanie się do oszustwa nie przejdzie jej przez gardło. Co by sobie mama o niej pomyślała? Ona przecież tak nienawidziła kłamstwa i krętactwa.

Trudno, trzeba podtrzymywać bajeczkę o małżeństwie. W takim razie może nawet dobrze się składa, że Adam nie daje znaku życia. Bianka zastanowiła się. Jednak nie będzie do niego dzwonić i błagać o powrót. Uraczy mamę jakąś historyjką o tym, że uczelnia nieoczekiwanie wysłała go gdzieś z jakąś misją. Gdziekolwiek, byle daleko, pomyślała z nagłą irytacją. Najlepiej w samo serce Afryki! Mógłby tam uczyć Pigmejów tabliczki mnożenia…

Kwadrans po piątej z trudem dotarła na lotnisko. Ależ miała pecha! Bez problemu zwolniła się wcześniej z pracy, ale samochód, a raczej sterta zardzewiałego złomu, która jej służyła za środek lokomocji, odmówił posłuszeństwa i musiała wzywać pomoc drogową. Zanim zdążyli go uruchomić, zaczęły się godziny szczytu i oczywiście utknęła w gigantycznych korkach, zaś lejący się z nieba żar bynajmniej nie poprawił jej nastroju.

Dwadzieścia po piątej z ulgą zanurzyła się w chłodzie klimatyzowanej sali przylotów, zostawiając na zewnątrz upał australijskiego lata. Dowiedziała się, że samolot z Edynburga przybył planowo przed dziesięcioma minutami. To na szczęście dawało jej trochę czasu, ponieważ odprawa paszportowa i celna musiały trochę potrwać.

W damskiej toalecie poprawiła nieco rozmyty makijaż i wyszczotkowała oklapnięte od upału włosy, które upięła na czubku głowy w lśniący koczek. Pani Peterson zawsze narzekała, że Bianka w ogóle nie zwraca uwagi na swój wygląd i że ubiera się jak chłopczyca, więc tego dnia wyjątkowo zakrzątnęła się wokół siebie, żeby sprawić mamie przyjemność. Nie, dość, że się starannie umalowała, to jeszcze włożyła powiewną spódniczkę i dopasowaną kolorystycznie bluzeczkę w drobne kwiatki.

Gdy myła ręce, z niepokojem zerknęła na pierścionek, który dostała przed wieloma laty od Adama i trzymała między różnymi szpargałami. Miała nadzieję, że od biedy ujdzie za obrączkę, gdyż na szczęście był złoty i pozbawiony oczka, a jedynie ozdobiony nie rzucającym się w oczy ornamentem. Właściwie nie posiadała niemal żadnej biżuterii, więc i tak nie miała wyboru.

Odetchnęła głęboko, próbując uspokoić rozdygotane nerwy. Musi zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Mama nie może niczego zauważyć. A May Peterson potrafiła wyczuć kłamstwo na kilometr…

Gdy wróciła na salę, zauważyła, iż matka stoi na środku i rozgląda się z niepokojem. Biance, która mogła sobie pozwolić wyłącznie na klasę turystyczną, nie przyszło po prostu do głowy, że pasażerów z klasy biznesowej, odprawia się znacznie szybciej.

Pani Peterson niemal natychmiast spostrzegła córkę, która podbiegła do niej i ze łzami w oczach rzuciła się jej w ramiona. Przez długą chwilę trwały tak w milczeniu, niezdolne wydusić z siebie nawet słowa. Bianka napawała się poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawał jej uścisk jedynej na świecie osoby, która ją kochała i rozumiała. Jeszcze do niedawna sądziła, iż drugą taką osobą jest Adam, jednakże myliła się boleśnie.

W końcu odsunęła się nieco, by spojrzeć na matkę.

– Jejku, świetnie wyglądasz – ucieszyła się szczerze. Rzeczywiście, May Peterson w niczym nie przypominała śmiertelnie bladej, wychudzonej i pozbawionej sił kobiety, jaką była w maju. Przytyła nieco, policzki jej się zaróżowiły, a uśmiechnięte oczy o czystym odcieniu błękitu promieniały dawnym blaskiem. Nikt by nie odgadł, że przez wiele miesięcy zmagała się z rakiem.

Bianka zmówiła w myślach żarliwą modlitwę dziękczynną, jednak czuła, iż w jej duszy wciąż czai się lęk, że walka z chorobą jeszcze nie została zakończona. Nie było przecież żadnej gwarancji, że nie nastąpią przerzuty. Dlatego też za nic w świecie nie zamierzała narażać mamy na jakiekolwiek stresy.

– Gdzie Adam? – spytała nagle May. – Parkuje samochód?

Bianka uśmiechnęła się nieco nerwowo.

– Niestety, nie ma go tu. Tak się fatalnie złożyło, że twoja wizyta nałożyła się na serię konferencji w Stanach, gdzie uczelnia wysłała Adama. Nie masz pojęcia, jak był rozczarowany, że musi wyjechać akurat teraz, ale po prostu nie mógł tak z dnia na dzień odmówić.

– Szkoda – westchnęła. – Tak bardzo chciałam go znowu zobaczyć. Uwielbiam tego chłopca. Pamiętasz, jak zawsze powtarzałam, że zostaliście dla siebie stworzeni? Cieszę się, że i ty wreszcie to zrozumiałaś. No nic, mam tylko nadzieję, że kiedyś odwiedzicie mnie w Szkocji. Chciałabym go przedstawić reszcie rodziny.

– Eee… Oczywiście – wybąkała Bianka.

Niech go licho porwie! Będzie musiała tak okropnie kłamać przez całe dwa tygodnie, podczas gdy on spędzi czas w łóżku jakiejś kobiety, w ogóle nie przejmując się problemami swojej najlepszej przyjaciółki.

– Coś nie tak? – zaniepokoiła się mama, która oczywiście natychmiast dostrzegła jej zmianę nastroju.

– Ależ skąd! – zaprotestowała gwałtownie.

– Na pewno? – naciskała, przyglądając się córce uważnie. Bianka uścisnęła ją ponownie i z trudem przywołała na twarz radosny, beztroski uśmiech.

– Oczywiście! Ja po prostu jestem taka przejęta twoim przyjazdem, że… – Schyliła się po bagaże. – Chodź, opowiem ci, jakie mam dla nas plany na te dwa tygodnie. Wzięłam urlop, możemy szaleć!