– Owszem, zrobiła – potwierdził spokojnie, podczas gdy Bianka milczała bezradnie z otwartymi ustami. – To sztangista, ma na imię Derek. Same muskuły i ani jednej szarej komórki. Czemu marna tak się dziwi? Ona przecież nigdy nie ukrywała swojej słabości do muskularnych bęcwałów.
– Tak, ale… Och, myślałam, że już z tego wyrosła. Że zmądrzała.
Bianka wreszcie odzyskała mowę.
– I kto to mówi? – napadła z furią na Adama. – Ty z tymi twoimi blondynkami! Sophie to jeszcze nic, mamo. Przed nią była cała masa innych!
– O, czyżbyś zauważała, co robię? – spytał podchwytliwie.
– Trudno, żebym nie zauważała, skoro twoje kolejne podrywki szarogęsiły się w tym mieszkaniu i bezczelnie paradowały mi przed nosem!
Zaśmiał się tylko.
– Uważaj, bo zacznę podejrzewać, że jesteś zazdrosna.
– O ciebie? – Parsknęła z tak bezbrzeżną pogardą, że Adamowi, któremu zdawało się, że Bianka nie może już go bardziej zranić, aż pociemniało w oczach.
– Niech mama jej nie wierzy – powiedział z trudem. – Po prostu musiałem udzielać niektórym studentkom korepetycji.
– Z „Kamasutry"? – wtrąciła zjadliwie Bianka.
– Nie, to zostawiam tobie – odparował błyskawicznie. – Mamo, mogę przysiąc z czystym sumieniem, że przez całe nasze małżeństwo dochowywałem jej wierności.
Największa sztuka to nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć… O tym, że niby jest jej mężem, wiedział przecież zaledwie od tygodnia. Przez tych siedem dni nie widywał się z Sophie, spotkali się dopiero dzisiaj, po czym po premierze bez żalu zostawił ją na przyjęciu, gdzie robiła słodkie oczy do jakiegoś amerykańskiego reżysera.
– Co nie oznacza jednak, że nie miewałem pokus – dodał mściwie. – Moja ukochana żoneczka nie poświęcała mi ostatnio zbyt wiele uwagi. Od tak dawna nie dzieliła ze mną łóżka, że niemal nie pamiętam, jak to się robi.
Przeszyła go nienawistnym spojrzeniem.
– A jak niby mamy to robić, skoro wiecznie nie ma cię w domu?
– No, to właśnie wróciłem. – Z zaprawionym goryczą rozbawieniem obserwował, jak Bianka z trudem próbuje zachować przynajmniej pozory spokoju.
– Czyżbyś chciał powiedzieć, że jednak wciąż mnie kochasz? – spytała podstępnie. – I że te inne kobiety, łącznie z Sophie, nic dla ciebie nie znaczyły?
– Absolutnie nic. Zawsze liczyłaś się dla mnie tylko ty. Jesteś jedyną kobietą, którą kochałem i którą zawsze będę kochał. – Starał się mówić tak, by nie mogła odgadnąć, czy to prawda, czy tylko gra, niestety, głos mu lekko zadrżał i to wystarczyło, by na twarzy Bianki pojawił się wyraz triumfu. Poczekaj, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, pomyślał mściwie Adam.
– Och, misiu – zaszczebiotała z udawaną słodyczą i podeszła, by na użytek mamy uścisnąć skruszonego męża. Łaskawie też nadstawiła policzek.
Nie pozostał jej dłużny.
– Och, żabko – zakpił, po czym bezceremonialnie ujął Biankę pod brodę, odwrócił jej twarz ku sobie i mocno pocałował w same usta.
Na wszelki wypadek zachował czujność, nie miał bowiem pewności, czy ta mała diablica nie spróbuje go na przykład ugryźć. Z całą pewnością nie mogła próbować się wyrwać, gdyż matka obserwowała ich bacznie. Bianka wpadła w pułapkę własnych kłamstw.
W tej sytuacji Adam nie odczuwał żadnej przyjemności fizycznej, lecz nawet to nie mąciło poczucia głębokiej satysfakcji, jakie nim nagle owładnęło. Dręcząca go bezlitośnie przez całe życie Bianka znalazła się wreszcie na jego łasce i niełasce! To się nazywa poskromienie złośnicy, pomyślał z zadowoleniem.
Gdy oderwał wargi od jej ust, ze zdumieniem zauważył niezwykły wyraz jej oczu. Otóż po raz pierwszy patrzyła na niego z oszołomieniem i… respektem! Hm, to mi się podoba, zdecydował i bez dalszego namysłu wziął ją w ramiona, by pocałować ją ponownie. Tym razem pozwolił sobie na nieco więcej śmiałości, lecz jedynie na tyle, na ile nie zagrażało mu to utratą panowania nad sytuacją. I tak wiedział, że to jeszcze nie ostatnia pieszczota tej nocy, o nie!
– Jakie to romantyczne – dobiegł go wzruszony głos May.
– Jedno niewłaściwe słowo, a powiem jej całą prawdę! – ostrzegawczo szepnął Biance do ucha.
Posłała mu mordercze spojrzenie, lecz nie odważyła się odezwać.
– Chyba musimy mamie podziękować za przyjazd – odezwał się Adam. – Gdyby nie mamy obecność, nigdy byśmy sobie nie wyjaśnili pewnych rzeczy i nasz związek rozpadłby się niechybnie.
– To widać…
– Mamuś, a z tym Derekiem do niczego nie doszło – wtrąciła Bianka.
Zachowuje się jak dziecko, które próbuje się wykręcić, chociaż przyłapano je na łasuchowaniu w spiżarce, ocenił z dezaprobatą. Czy ona nigdy nie przestanie kłamać?
– Ja tylko… Chciałam wzbudzić zazdrość Adama, żeby wiedział, jak to jest, kiedy się kogoś kocha, a ten ktoś w ogóle o to nie dba.
Najpierw sama musiałaby wiedzieć, jak to jest, pomyślał z gniewem. Ona nie miała pojęcia, co to znaczy prawdziwa miłość, ponieważ kochała tylko siebie!
– Niby tacy dorośli, a zachowują się jak dzieci. Ale cieszę się, że się pogodziliście – westchnęła May, kiwając z politowaniem głową. – Och, przepraszam – powiedziała z zakłopotaniem, gdyż nagle ziewnęła szeroko. – Zdaje się, że tabletka nasenna zaczyna działać. Idę spać, a wy dwoje nie kłóćcie się już więcej, dobrze?
Adam otoczył Biankę ramieniem i przycisnął ją mocno do swego boku.
– Oczywiście, mamo. Będziemy zbyt zajęci całowaniem się. – Posłał swojej niby – żonie przesadnie rozkochane spojrzenie, co zyskało wyraźną aprobatę jego rzekomej teściowej.
– Bardzo dobry pomysł, drogi chłopcze, to ma na nią świetny wpływ. Potulnieje natychmiast. No, to dobranoc.
– Uśmiech! – syknął rozkazująco, zaś Bianka rozpromieniła się posłusznie.
Jednakże, gdy tylko drzwi sypialni zamknęły się za jej matką, wyrwała się z jego uścisku i stanęła przed nim twarzą w twarz, wyraźnie aż gotując się ze złości.
– Jak śmiałeś?
– Spokojnie – rzucił drwiąco. – Chyba nie chcesz zdenerwować mamy?
Rozjuszona Bianka chwyciła go za klapy smokingu i zawlokła do kuchni.
– Nie miałeś prawa wspominać o Dereku i robić ze mnie ladacznicy! Święta nie jestem, ale jakieś zasady mam. Nigdy w życiu nie zdradziłabym człowieka, z którym wzięłam ślub!
– Miło mi to słyszeć, zwłaszcza że to ja jestem tym człowiekiem.
– Przestań się wygłupiać, przecież to tylko gra.
– Co nie zmienia faktu, że przez następne dwa tygodnie tworzymy parę. Zamierzam więc nie tylko wypełniać obowiązki małżeńskie, ale i wykorzystywać przysługujące mi prawa.
– Pprawa? – zająknęła się, blednąc wyraźnie. – Co masz namyśli?
Sam nie był jeszcze do końca pewien, ale w jego umyśle krystalizowała się pewna idea…
– Cóż, przeszło mi zauroczenie tobą, ale to wcale nie musi oznaczać, że już mi się nie podobasz. Skoro na czas pobytu mamy muszę sobie odmawiać Sophie i różnych innych ponętnych blondynek, to zadowolę się tobą.
Ze starannie skrywanym lękiem czekał na jej reakcję. W oczach Bianki pojawiło się pełne niedowierzania zdumienie. Czyli jego pomysł nie wywołał w niej odrazy, a jedynie zaskoczenie. To rokowało pewne nadzieje…
– Nie zrobisz tego – zaprotestowała zmienionym głosem. Odpowiedział jej stłumiony śmiech.
– A założymy się?
– Nie pozwolę ci!
– Taak? – Ironicznie uniósł brew, po czym bezceremonialnie położył dłoń na piersi Bianki.
Odskoczyła jak oparzona, lecz ponieważ zazwyczaj nie nosiła stanika, zdążył wyczuć, że zareagowała również w inny sposób.