– Zemsta? Nie, to nie w moim stylu. Najważniejsze to unieszkodliwić tak bezwzględnego i cynicznego mordercę.
On musi znaleźć się za kratkami, inaczej wciąż będzie zagrażał społeczeństwu. Ale niewielką mamy nadzieję.
Sara przypomniała sobie skromny pokój komisarza. W wyobraźni zobaczyła też dwójkę rodzeństwa na ulicy owego tragicznego wieczoru i zastanawiała się, co Alfred musiał wtedy odczuwać.
Wyszła na werandę. Stała tam dłuższą chwilę, by zebrać myśli i odzyskać równowagę. Krzewy rosnące przed balkonami zlały się w czerwonopomarańczową kulę, palmy widziała jak przez mgłę. Mewy wrzeszczały przeraźliwie.
Wierzchem dłoni osuszyła wilgotne policzki. Alfred mógł ją przecież zobaczyć przez okno. Jeden z gości hotelowych przeszedł tarasem w kierunku dalszych pokoi. Sara powróciła do środka. Z trudnością wypowiedziała następne zdanie:
– Chyba trzeba się czymś zająć, nie sądzisz?
' Alfred przyglądał się Sarze uważnie. Usiadł na łóżku i założył sandały.
– Mam nadzieję, że ten chłopak jest ciebie wart.
– Kto taki?
– Twój narzeczony, ten, o którym wcześniej wspominałaś.
Zaskoczona palnęła bezwiednie, mimo iż chciała to Zachować dla siebie:
– Oj, trochę z tym przesadziłam, y Spojrzał na nią zdziwiony.
– Z czym przesadziłaś?
Do Sary teraz dopiero dotarło, co powiedziała. Zrezygnowana usiadła na łóżku.
– Z narzeczonym. Kiedy postanowiono, że mamy dzielić pokój, chciałam się jakoś wybronić.
– Więc nie masz przyjaciela? – zapytał beznamiętnie. Westchnęła zniecierpliwiona.
– Właściwie mam, ale ta przyjaźń dopiero się rozwija. To po prostu dobry, serdeczny kolega z pracy. Jest sporo ode mnie starszy, a ja czuję się taka samotna. Potrzebuję kogoś dojrzałego, kto mnie wesprze.
Zrozumiał, że przeżywa głęboką rozterkę.
– Przyjechałaś do całkiem obcego miasta, nie znając nikogo. Nie miałaś przyjaciół, czy tak?
– Coś w tym rodzaju – odparła ostrożnie. – Wydawało mi się, że jestem w nim zakochana. Ale kiedy mnie pocałował, pamiętasz, właśnie wtedy zadzwoniłeś, informując o śmierci wuja…
– Ach, więc przerwałem randkę?
– Tak. I byłam z tego powodu bardzo rada. Bo wtedy zdałam sobie sprawę, że nie chcę się oddać temu mężczyźnie. Pragnęłam jedynie jego opieki i serdeczności.
– A on, czy miał na ciebie ochotę?
– Bez wątpienia.
– W takim razie cieszę się, że wtedy zadzwoniłem. Sara zaczerwieniła się.
– To porządny człowiek, naprawdę nadal bardzo go lubię.
– Ale powiedziałaś kiedyś, że jest nieszczęśliwy? Jaką on ma pamięć, nic nie ujdzie jego uwagi!
– On mnie potrzebuje, a to jeszcze pogarsza sprawę, nie sądzisz?
– Uważam, że niewiele wart jest związek zbudowany wyłącznie na współczuciu.
Z policzków Sary nie schodziły wypieki.
– Może się mylę, może jestem zakochana? Tak mi samej źle, tak bardzo za kimś tęsknię…
– Potrzebujesz mężczyzny, to przecież nie powód do wstydu, a raczej oznaka normalności.
– A ty? – odparła szybko, żeby zmienić niewygodny temat. – Czy ty twierdząc, że nie masz czasu na kobiety, jesteś normalny?
Od razu pożałowała tego pytania. Nigdy nie potrafiła rozmawiać o tak intymnych sprawach.
Alfred podniósł się i podszedł do okna.
– Co do mnie, z pewnością jestem najnormalniejszy pod słońcem. Ale myślę, Saro, że ty wcale nie kochasz tego mężczyzny.
– A co ty o tym możesz wiedzieć?
– Owszem, powiem nawet więcej: ty nawet nie lubisz tego człowieka.
– O, a to ciekawe. Na jakiej podstawie tak sądzisz? Odwrócił się teraz do niej.
– Jeśli dwoje ludzi jest razem i oboje odczuwają samotność, jeśli pragną się wzajemnie, czy nie byłoby naturalne, gdyby dali się ponieść temu pragnieniu?
Serce Sary zabiło gwałtowniej.
– Myślisz o seksie? Tak po prostu zaspokoić namiętność, niezależnie od wzajemnych uczuć? Nie, to niemożliwe.
– Dlaczego nie? Nie pozwala ci na to dobre wychowanie czy poczucie skromności?
– O skromności lepiej nie wspominaj, kiedy cały hotel sądzi, że jesteśmy małżeństwem!
Nagle zrozumiała, że rozmowa podąża w niebezpiecznym kierunku. Dodała szybko:
– Nie mam zamiaru oddawać się mężczyźnie, któremu potem nie będę mogła spojrzeć prosto w oczy. Uważam, że ludzie muszą darzyć się szacunkiem i miłością.
– Oczywiście – rzekł z powagą. – Też tak sądzę. Właściwie ile ty masz lat?
– Dwadzieścia dwa.
– Tak myślałem – powiedział i niespodziewanie się roześmiał. – Naprawdę się cieszę, że nie jesteś inna.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– No, jeśli już musimy mieszkać razem…
Nie kończył, więc Sara przyparła go do muru.
– To nie jest odpowiedź. Chciałabym usłyszeć coś więcej.
– No dobrze. Taka właśnie mi się wydałaś na początku. Zawiódłbym się wiedząc, że padasz w ramiona pierwszemu lepszemu mężczyźnie, nic do niego nie czując.
Sarę ogarnęła złość, ale nie umiała dokładnie powiedzieć, dlaczego. Może z powodu niedomówień?
– A jaka ci się wtedy wydałam?
Wzruszył ramionami, a jego głos zabrzmiał tak, jakby cała dyskusja już go znudziła:
– Masz coś takiego w spojrzeniu, czego nie potrafię nazwać, ale co bardzo lubię. Wydajesz mi się taka czysta, nie z tego świata. Wydajesz mi się niezmiernie łagodną istotą. Taka istota nie powinna zostać zraniona przez nie najmłodszych już, rzekomo nieszczęśliwych adoratorów.
– Dziękuję za szczerość – odparła krótko. Nie miała pojęcia, jak powinna zareagować. W każdym razie nie było to zabawne.
Jeszcze mniej spodziewała się kolejnego wyznania:
– Także i siebie zaliczam do owych nieszczęśliwych adoratorów. Nie musisz się mnie obawiać, chociaż i ja zmieniłem się w ciągu kilku ostatnich dni.
Sara walczyła teraz z własną nieśmiałością.
– No dobrze. Ja także będę szczera – rzekła po chwili. – Ja też zmieniłam swój stosunek do twojej osoby. Bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Dostrzegłam twoje problemy; i byłam niemal gotowa wpaść we własne sidła: ogarnęło mnie bowiem współczucie, a tego nie znosisz, prawda?
– Możesz być pewna. W każdym razie już wiemy, na czym stoimy. Czy zaczniemy od nowa?
– Chętnie, ale chyba nie musimy się na nowo zaprzyjaźniać?
– Pewnie, że nie. A teraz chodźmy zapolować na mordercę.
– Nie mów takich rzeczy, to brzmi koszmarnie.
– Niestety, taka jest prawda.
– Rozumiem – westchnęła i szybko zmieniła temat: – Wiesz, wpisałam nas na listę chętnych na pokaz folkloru Kandy.
– A co to takiego?
– To głównie ludowe tańce mieszkańców okolic miasta Kandy. Występ odbędzie się w jednym z hoteli, nie pamiętam, w którym.
– Czy on się tam wybiera?
– Raczej nie. Nie znalazłam jego nazwiska.
– Więc dlaczego my…?
– Z prostej przyczyny: ja mam ochotę je zobaczyć. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę.
– Przecież to strata czasu! Saro, poza tym powinnaś być ostrożniejsza, nie wpisywać nigdzie swojego nazwiska. A jeśli on zasłyszał je od twojego wuja?
Zerkała na niego niewinnie jak owieczka.
– Wpisałam tylko: Elden, dwie osoby…
– Nie do wiary! – wymamrotał i przyjrzał się jej uważniej, ale wyczuwając smutek dziewczyny, złagodniał.
– Niech będzie. Właściwie wieczorem i tak nie mamy nic specjalnego w programie.
Sara rozpogodziła się.
– Wiesz co? – pokręcił ze zdumieniem głową. – Twoje minki są śmiertelnie niebezpieczne. Wszyscy niedoświadczeni panowie w okolicy powinni mieć się na baczności.