Opuścili pokój i szli wolno przez ogród kamiennym korytarzem, kierując się do głównego skrzydła. Sara, idąc za Alfredem, przyłapała się na tym, że z przyjemnością przypatruje się jego zgrabnej sylwetce. Zła na samą siebie, z irytacją zacisnęła usta. Po ostatniej szczerej rozmowie kompletnie nie wiedziała, jak ma się do niego odnosić.
Znała za to uczucia, które owładnęły Alfredem: były to nienawiść i pragnienie zemsty, niezależnie od tego, co sam twierdził.
Kiedy Alfred minął werandę należącą do pokoju numer siedem, – wyszedł stamtąd mężczyzna podszywający się pod Hakona Tangena. Sara nie mogła zatrzymać swego towarzysza, zmieszana uśmiechnęła się więc lekko, tak jak wtedy gdy spotyka się obcych, ale zamieszkujących w tym samym hotelu gości. Mężczyzna natomiast na jej widok nawet nie mrugnął.
Sarze ciarki przeszły po plecach.
ROZDZIAŁ V
Usiedli przy stoliku na przestronnym tarasie i zamówili herbatę. Sara zajęła się wypisywaniem kart pocztowych, zaś Alfred podziwiał ocean i obserwował zmierzające ku brzegowi katamarany.
„W pewnej chwili Sara powiedziała:
– Nie odwracaj się teraz. Nasz poszukiwany zbliża się w tę stronę.
– Sam? – Tak.
Podczas gdy starając się zachować swobodę gawędzili o tym i owym, szczupły, ale muskularny mężczyzna przeszedł obok i wybrał sobie stolik dokładnie naprzeciwko Alfreda. Tym razem Sara siedziała tyłem.
Fałszywy Tangen przywołał kelnera, a jego głos zabrzmiał niczym rozkaz w wojsku. W okamgnieniu kelner pojawił się przy nim.
– Popatrz, popatrz – zamruczał pod nosem Alfred – ten chyba ciągle sądzi, że nie skończyły się czasy niewolnictwa.
Mężczyzna zamówił coś nieprzyjemnym, ostrym tonem.
– Kiepski, przesadny angielski – skomentowała Sara.
– Co o nim sądzisz?
Alfred wzdrygnął się.
– Rzeczywiście przystojny facet, ale niebezpieczny. Masz rację, wygląda na takiego typa, którego bez wahania można by posądzić o dokonanie morderstwa. Siedź tak i nie ruszaj się, zrobię zdjęcie.
– Zdjęcie? W jaki sposób?
– O to się nie martw.
Opowiadała o swoich szaleństwach w wodzie, Alfred zaś trzymał ręce tak, że Sara zupełnie nie widziała, czy coś w nich ma, on natomiast cały czas udawał, że uważnie jej słucha.
– W porządku. Możemy iść?
Nie było to pytanie, a raczej polecenie. Skierowali się do hallu.
– Dzięki temu aparatowi zdjęcie wywołuję natychmiast – wyjaśnił. – Bardzo to wygodne, zwłaszcza zagranicą. Skoczę do toalety, a ty postaraj się o kartkę papieru i kopertę.
Pokiwała głową i pomknęła do swojego pokoju, szczęśliwa, że wreszcie na coś może się przydać.
Kiedy znów spotkali się w hallu, Alfred podziękował Sarze, napisał kilka słów, włożył list i zdjęcie do koperty i dokładnie zakleił.
– Czy możecie wysłać ten list ekspresem? – zapytał w recepcji.
Recepcjonista uniósł ze zdziwieniem brwi, kiedy zorientował się, że adresatem jest norweska policja. Nie musiało to jednak oznaczać niczego szczególnego.
– Tak szybko, jak to tylko możliwe – obiecał.
– A teraz, moja droga, masz wolne – zwrócił się Alfred do Sary – ponieważ teraz będę go śledził.
– Czy chcesz z nim porozmawiać? – zapytała, a w jej oczach pojawiło się przerażenie.
– Ależ skąd! Nie zapominaj, że naszym zadaniem jest jedynie obserwacja. Muszę wybadać, jakie on ma zamiary i jak spędza czas.
Sara nie ukrywała zawodu, że Alfred pozbył się jej w taki sposób. Mimo to pożegnała go uprzejmie i ruszyła na plażę, by skorzystać jeszcze ze słońca.
Alfred na szczęście pojawił się na plaży, budząc Sarę w takim momencie, że jeszcze nie zdążyła się spiec. Według jego relacji nic szczególnego się nie wydarzyło. „Tangen” bardzo szybko powrócił do pokoju hotelowego.
Elden uciął sobie także pogawędkę z kierowcą taksówki. Taksówkarz narzekał, że przedpołudniowa wycieczka, którą odbył z Tangenem, była nudna. Pojechali kilkanaście kilometrów na północ wzdłuż wybrzeża i niedługo potem zawrócili. Pasażer wypytywał tylko o miejscowości rybackie, które mijali po drodze, i o narodowości zamieszkujące Sri Lankę.
– A cóż on taki zainteresowany tutejszą kulturą? – Sara pokręciła sceptycznie głową.
– Ale wiesz, taksówkę zamówił ponownie na pojutrze. Nie wykluczył, że tym razem podróż będzie dłuższa. Nie powiedział jednak, gdzie się udadzą.
– I nie bałeś się wypytywać kierowcę o takie szczegóły? – zdumiała się Sara.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu obok.
– Nic takiego nie zrobiłem. Od czasu do czasu rzuciłem tylko jakieś pytanie. To nie mogło wydać się podejrzane.
Sara siedziała zwrócona plecami do słońca. Miała nadzieję, że nie opaliła zbyt mocno twarzy. Schodząca skóra nie dodawałaby jej urody.
Elden westchnął.
– Do diaska! Nic a nic się nie posunęliśmy. Nawet nie wiemy, jak się nazywa.
– Nie mów tak – odparła Sara, starając się podtrzymać Alfreda na duchu, choć właściwie przyznawała mu rację. – Może jutro wreszcie coś się wydarzy?
Alfred mocno w to wątpił. Podszywający się pod Hakona Tangena mężczyzna zdawał się starannie strzec przed obcymi swych tajemnic.
– W każdym razie musisz przyznać, że nawet gdybyśmy mieli błądzić, to nie mogliśmy znaleźć lepszego miejsca.
– To prawda – przyznała Sara.
Minął kolejny dzień. Wieczorem wrócili do swojego pokoju z zamiarem udania się do łóżek. Elden pomógł Sarze uporać się z moskitierą, mimo że dziewczyna wcale go o to nie prosiła.
– Pomyśl tylko, że jesteśmy tu zaledwie jedną dobę, a ja mam wrażenie, że dużo, dużo dłużej – rzekła z uśmiechem.
– Rzeczywiście. Wprawdzie mieliśmy pewne złe doświadczenia na polu wzajemnego wychowania, ale sporo się o sobie dowiedzieliśmy, a nadmiar wrażeń nie pozwala usnąć.
Wsunął się pod koc.
– Wydaje mi się, że jakoś sobie radzimy – powiedziała niepewnie – to znaczy, no wiesz, wspólny pokój i wspólne spędzanie czasu… – przerwała zagubiona.
– Nie spodziewałem się, że pójdzie tak dobrze – stwierdził Alfred ku wielkiej radości Sary. – Teraz nie zgodziłbym się mieć na twoim miejscu kogoś innego.
Czyżby to znaczyło, że Alfred nie wyobraża sobie innej dziewczyny u swego boku, pomyślała podekscytowana, ale on szybko pozbawił ją złudzeń, mówiąc:
– Jesteś rozsądną osobą. Nie mam z tobą żadnych kłopotów, dotrzymujesz naszej umowy, co bardzo cenię.
– Dziękuję – odpowiedziała mocno zawiedziona.
Zgasło światło. Fale jednostajnie, nieprzerwanie uderzały o brzeg. Czasami napływała większa, bo słyszeli jakby wybuch armatni, kiedy rozbijała się na piaszczystej plaży.
Elden przerwał ciszę.
– Nie wiemy, czy twój wuj wspominał cokolwiek o tobie temu człowiekowi. Twoje nazwisko jest raczej rzadko spotykane. Czy masz może jakieś przezwisko lub drugie imię?
– Margrethe.
– Jeśli on będzie w pobliżu, tak będę się do ciebie zwracał. Postaram się jednak tego unikać.
– Dobrze, rozumiem.
Sarze podobała się barwa głosu Alfreda. Słysząc ten niski głos, ożywiała się jak dziecko, któremu podano pyszny deser. Ze też takie porównania przychodzą jej do głowy!
– Dobrze, że ty nie musisz zmieniać imienia – zaśmiała się nerwowo Sara. – Przyzwyczaiłam się do Alfreda i uważam, że to imię do ciebie pasuje.
– Dziękuję – odparł zadowolony i lekko zdziwiony. Sara nie odzywała się przez chwilę.
– Powiedz, czy jak twoi rodzice odeszli, miałeś podobne jak ja odczucia? Najstarszy w rodzinie… Człowiek nie jest w stanie sprostać sytuacji, to takie trudne…