– Nie. To nie takie łatwe. Wyjechał i pojawi się nie wcześniej niż za cztery dni.
– O, to szkoda. Znowu nie posunęliśmy się ani o krok. Alfred robił wrażenie zawiedzionego.
– Dzwoniłem za to do naszego komisariatu i zrelacjonowałem sprawę. Sami spróbują skontaktować się z sir Constablem, mają więcej możliwości.
– No tak.
Sara wyprostowała się i chciała obrócić, nagle jednak zamarła. Opanowała się szybko i niemal w tym samym momencie nachyliła się nad Alfredem, kładąc swoją dłoń na jego torsie.
Wciągnął powietrze niczym ryba rzucona na brzeg.
– Saro, co ty, u diabła, wyczyniasz?
Dziewczyna wsunęła dłoń pod koszulę Alfreda, gładząc jego nagie ramiona, a jednocześnie wyszeptała mu wprost do ucha:
– Ciii! On się właśnie zbliża po kryjomu, widzę go tuż za krzakami. Chyba wcześniej nie słyszał naszej rozmowy, ale teraz jest bardzo blisko. Uważaj na to, co mówisz.
Dość niechętnie objął ją ramieniem i spytał:
– W porządku, ale czy musisz stosować takie manewry? Odsunęła się nieco, zdążyła jednak wyczuć, jak drży jego ręka. Co ja wyprawiam, pomyślała. Do czego to doprowadzi?
– Alfred, musiałam cię jakoś ostrzec, żebyś nie został zaskoczony. A teraz cię pocałuję.
– Nie rób tego!
– Czy ty myślisz, że mi to sprawia przyjemność? Trzeba się go stąd pozbyć, przekonać, że jesteśmy zajęci wyłącznie sobą.
– Jesteś kompletna wariatka! – wysyczał rozzłoszczony przez zęby, ale więcej nie zdołał powiedzieć, bo usta Sary spoczęły na jego ustach.
Sara czuła, jak z każdą sekundą jego ciało powoli się odpręża, ją zaś opanowuje przedziwne, obezwładniające uczucie. Nagle nie chciała go już puścić. Jego ramiona zaciskały się wokół niej niczym stalowe obręcze, szepnęła mu więc do ucha:
– Już dobrze, nie musisz tak przesadzać.
Usiadła, biorąc głęboki wdech. Alfred uczynił to samo.
– Już sobie poszedł – powiedziała Sara bezbarwnie. Nie odpowiedział.
– Chyba muszę zażyć chłodnej kąpieli – ciągnęła. – Skoczę tylko po czepek kąpielowy, bo przed chwilą myłam włosy, ą słona woda je niszczy. Poczekasz tu?
Potwierdził kiwnięciem głowy, nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
Sara nie dotarła do swojego pokoju, jak planowała. Kiedy mijała pokój z numerem siedem, mężczyzna siedział właśnie na werandzie. Jak jadowity pająk, który czyha na zdobycz. Gdy poprosił ją, by się zbliżyła, Sara nie miała dość odwagi, by odmówić.
ROZDZIAŁ VI
Tym razem mężczyzna poznał i przywitał Sarę.
– Jest pani Norweżką, prawda?
– Tak – odparła niepewnie; nie wiedziała kompletnie, jak ma się zachować.
– Musimy trzymać się razem, bo te hordy Szwedów nas zagadają. Może usiądzie pani na chwilę?
– Naprawdę nie wiem, dziękuję…
Szybko jednak zdecydowała, że zostanie. Może coś z niego wyciągnie? Skierowała się więc ku werandzie.
Ręce lekko jej drżały, ale to nie domniemany morderca był tego powodem, o tym była przekonana. To incydent na plaży i pocałunek z Alfredem wyprowadził ją z równowagi.
– Proszę się rozgościć – odezwał się mężczyzna, starając się nadać lodowatemu spojrzeniu bardziej przyjazny wyraz. Nie całkiem mu się to udało. – Może się pani czegoś napije? Nie chciałbym raczyć się drinkiem w samotności.
– O tej porze? – uśmiechnęła się nerwowo. – Nie, to dla mnie za wcześnie – dodała i usadowiła się w pomalowanym na biało koszu plażowym. Stąd widziała między krzakami kontury postaci Eldena. Siedział na ławce, kręcąc się jednak niespokojnie, zdenerwowany przedłużającą się nieobecnością Sary. Ze swego miejsca nie mógł widzieć dziewczyny.
– Przygotuję pani coś specjalnego, proszę nie odmawiać – zaproponował obcy mężczyzna i ruszył w kierunku drzwi. – Proszę mi tylko podać szklaneczkę.
– Dobrze, ale chyba nie powinnam… Ale jego już nie było w pokoju.
Dopiero teraz Sara zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo się naraża. Ręce i nogi poczęły jej drżeć. Po krótkiej chwili obcy znów powrócił do pokoju.
– Niestety, nie znalazłem nic innego do rozcieńczenia poza czystą wodą z karafki. Ale podobno jest sterylna. Tradycyjna whisky z sodą. Pozwoli pani?
– Dziękuję. Chciałam powiedzieć, że raczej rzadko piję alkohol, a już szczególnie o tej porze. Pewnie zaraz zasnę.
– Na zdrowie – mężczyzna uniósł szklankę. – Na imię mi Hakon.
Ty oszuście, pomyślała Sara i przedstawiła się jako Margrethe. Oboje zatem kłamali jak z nut.
– Czy to nie piękny kraj? – zapytała Sara, stawiając szklankę na stole.
W odpowiedzi mężczyzna skrzywił się z niesmakiem. To dopiero znawca wśród amatorów!
– Owszem, jako taki. Wprawdzie brudno, a i ludność prymitywna, za to klimat wspaniały.
Sara usiłowała podtrzymać rozmowę.
– Moim zdaniem ci ludzie robią wrażenie inteligentnych – stanęła w obronie mieszkańców wyspy. – I prawie wszyscy mówią po angielsku…
Roześmiał się z pogardą.
– Nauczyli się kilku zdań jak papugi. Dzisiaj wybrałem się do Negombo, gdzie zaproszono mnie na obiad do jednej z rodzin. Dziękuję bardzo, ale więcej nie skorzystam. Co za marny poziom!
Sara odczuwała coraz większą niechęć do tego antypatycznego, zimnego mężczyzny w nienagannej białej koszuli i krawacie.
– I nie bał się pan? To znaczy mam na myśli jedzenie?
– Cieszę się na szczęście końskim zdrowiem – odparł, czyniąc przy tym kategoryczny ruch ręką. – Nic mi nie może zaszkodzić.
– Jeżeli tak, to dobrze – powiedziała sucho Sara. Nachylił się w jej kierunku.
– Muszę się pani przyznać, że niejedno już na tym świecie widziałem. Im więcej się jeździ, tym mniejszy wydaje się świat. A pani tu z pewnością po raz pierwszy?
– Tak, oboje chcieliśmy zobaczyć Sri Lankę. Udało się nawet zgrać urlopy.
– A czym zajmuje się pani mąż?
O Boże, tego wcześniej nie omówili!
– Jest inżynierem – improwizowała.
– Aha, a w jakiej firmie?
– W firmie? Nie, jest tylko pracownikiem państwowym.
– O, to nic szczególnego.
– A pan co robi?
– Ja? Sam zajmuję się swoimi interesami.
Nie wyglądało na to, by zamierzał powiedzieć o sobie coś więcej, Sara zaś nie miała odwagi go wypytywać.
W towarzystwie „Hakona” nie czuła się zbyt pewnie, chociaż bez wątpienia należał do przystojnych i mogących budzić zainteresowanie mężczyzn. Wciąż pamiętała, że najprawdopodobniej ma do czynienia z mordercą.
Znowu uniósł szklankę z trunkiem, więc Sara dopiła swojego drinka. Nie smakował jej specjalnie, nie przepadała za whisky.
– Ach, więc tutaj przesiadujesz – usłyszała nagle zdradzający wzburzenie głos Alfreda. – Zdaje się, że miałaś tylko zabrać czepek?
– To moja wina – odezwał się spokojnie Norweg. – Skusiłem pana piękną żonę drinkiem. Może pan też nie odmówi?
Alfred stał bez ruchu, podczas gdy jego szare komórki pracowały pełną parą.
– Chętnie. Proszę zatrzymać krzesło, przycupnę tu na kamieniu.
Mężczyzna wyszedł, by przynieść nową szklankę, Sara zaś wykorzystała tę chwilę, by szepnąć Alfredowi do ucha:
– Jesteś inżynierem, pracujesz w urzędzie gminy.
– Wielkie dzięki – odparł cicho.
Nie zdążyli nic więcej powiedzieć, bo mężczyzna był już z powrotem.
Przedstawił się Alfredowi jako Hakon Tangen. Rozmawiał nonszalanckim tonem o tym, co zwróciło jego uwagę na wyspie. Sara z minuty na minutę stawała się coraz bardziej niespokojna. Coś jej tu nie pasowało.
Nagle zerwała się na równe nogi, domyśliła się bowiem podstępu.