Выбрать главу

– Masz rację – powiedziała. – Jedynym jego celem jest teraz zdobycie muszli i zrobi to bez względu na koszty, nawet za cenę czyjegoś życia.

– Właśnie!

Sara zamyśliła się.

– Zbieracze mogą uczynić wiele złego na tym świecie. Dla nich przedmioty takie jak znaczki, etykiety czy choćby muszle, dla nas często nieważne, mają nadzwyczajną wartość.

– Rzeczywiście, w tym, co mówisz, jest trochę racji. Ale też tacy zapaleńcy dodają kolorytu szarej codzienności.

Sara w dalszym ciągu była filozoficznie nastrojona.

– Wiesz, dużo myślałam o tym mordercy. Jeśli jest takim profesjonalistą, to czemu dokonał zbrodni w mieszkaniu wujka, a nie gdzieś na uboczu? Przecież wytropienie go w tej sytuacji nie powinno nastręczać trudności. A jeszcze ta broszura z biura podróży, którą znalazłeś na stoliku. Jak to wytłumaczysz?

– Właściwie nie wprowadziłem cię we wszystko, wybacz mi. Sprzątaczka została właśnie wysłana na czternastodniowy wypoczynek, toteż nikt nie spodziewał się jej wizyty zaraz następnego dnia. Ale traf chciał, że zostawiła swój płaszcz w mieszkaniu wuja i wróciła, by go zabrać. Mężczyzna podszywający się pod twego wuja miał właściwie zapewnione dwa tygodnie spokoju i liczył zapewne, że to mu wystarczy. Nie spodziewał się, że na scenie pojawimy się my oboje.

W tym momencie przyszedł lekarz z zastrzykiem dla Sary, więc Alfred wycofał się dyskretnie na werandę. Po chwili powrócił, by zapłacić za wizytę.

– Czy zamawiano pana także do siódemki?

– Tak, właśnie stamtąd wracam. Lekarz spochmurniał, więc Alfred dodał:

– No cóż, nie każdy Norweg jest równie sympatyczny jak moja żona.

Jaki on dobry, pomyślała Sara o Alfredzie. Lekarz spojrzał na nich spod oka i pokiwał głową.

– Nikt nie lubi, żeby go traktować jak służącego. Sara nie zdołała się powstrzymać i wykrzyknęła:

– Mam nadzieję, że dał mu pan taki zastrzyk, żeby nie wstał prędko!

– Saro, co ty mówisz? – rzekł zakłopotany, ale i lekko rozbawiony Alfred.

– Niestety, proszę pani. Tak bardzo chciał mnie poniżyć i podważyć moje umiejętności, że starałem się, by jak najszybciej wrócił do zdrowia. Niech wie, że nie ma do czynienia z byle kim. Nie oczekuje chyba pani, żebym zaaplikował mu lekarstwo o przeciwnym działaniu?

– Ależ nie, tylko żartowałam. To oczywiste, że musi pan zachować swój prestiż.

Tym razem roześmieli się wszyscy troje.

– Pani także szybko stanie na nogi – zapewnił lekarz. – Jeśli ma pani ochotę, możecie państwo nawet pójść popływać. Proszę tylko trzymać się w pobliżu… wie pani, co mam na myśli.

– Dziękuję, doktorze – uśmiechnęła się na pożegna – - nie Sara.

Kiedy lekarz opuścił pokój, zwróciła się do Alfreda:

– Wiesz, nie miałam odwagi mu opowiedzieć, z kim miał do czynienia.

– Nie, nie możemy puścić pary z ust, bo spowodowałoby to wielkie zamieszanie. Na szczęście wiemy, że nasz podejrzany leży w łóżku i nigdzie się nie ruszy. No, a ty jak się teraz czujesz?

– Dziękuję, już nieźle. Proponuję spacer na plażę – zadecydowała Sara.

– Samouleczenie? Dobrze, a więc spróbujmy. Zanim jednak opuścili pokój, Sara otrzymała wiadomość z recepcji, że ktoś na nią czeka.

Spojrzeli na siebie zaskoczeni.

– Ktoś czeka na mnie? – wykrztusiła zdumiona. – Sądziłam, że to ty spodziewasz się…

– No nie wiem, chociaż rzeczywiście podałem Victorowi twoje nazwisko. Idź, zobacz, kto to, a ja zejdę chwilę po tobie. Dasz sobie radę?

– Oczywiście, ciekawa jestem, kto też o mnie pyta. Powiedz mi, czy mogę pójść tak ubrana?

Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Miała na sobie bawełnianą koszulkę z krótkim rękawem i krótkie spodenki. Alfredowi wydawało się wprawdzie, że taki strój zbytnio eksponuje jej nogi, ale w końcu skinął głową. Sara podążyła więc korytarzem do recepcji. W połowie drogi zorientowała się, że jest bosa, ale było już za późno. Poczuła lekki zawrót głowy i musiała się oprzeć o ścianę, by nie stracić równowagi.

Gdy na dole ujrzała oczekującego na nią gościa, doznała szoku.

– Erik! – zawołała przerażona. – A co ty tu robisz?

– Ciii, nie tak głośno – zaśmiał się Erik Brandt. – Zaskoczyłem cię, prawda?

Wielkie nieba! Alfred Elden, dwuosobowy pokój… Sara czuła się całkowicie bezradna, nie mogła skupić myśli. W końcu udało jej się jednak zaprowadzić Erika na taras, gdzie znaleźli wolny stolik.

Gdy podeszła do nich młoda kelnerka, Sara zamówiła matowym głosem dwie filiżanki herbaty.

– O, nie! Odkąd tu przyjechałem, piję wyłącznie herbatę – zaprotestował Erik. – Dla mnie proszę piwo.

Wydał jej się niemłody, choć nigdy wcześniej nie odnosiła takiego wrażenia. Wyglądał na zmęczonego, w ostrym, słonecznym świetle jego twarz była blada. Sara porównywała go teraz z…

– Opowiadaj szybko, jak się tu znalazłeś? – zapytała, by ukryć zmieszanie.

W tej samej chwili uświadomiła sobie, że z nosa schodzi jej skóra, oczy ma zapadnięte, zmęczone chorobą i niedospaniem, bose nogi i nie uczesane włosy, rano ledwie raz muśnięte grzebieniem. Z pewnością nie wyglądała szczególnie atrakcyjnie, a przecież Erik najlepiej czuł się w towarzystwie efektownych, młodych kobiet.

– Saro, nie mogłem sobie darować, że wakacje z tobą przejdą mi koło nosa. Zamieszkałem w hotelu Mount Lavinia, około czterdziestu kilometrów stąd.

Bogu dzięki, pomyślała Sara.

– Mam nadzieję, że przeniesiesz się do mnie, zamówiłem dwuosobowy pokój.

– Ale ja nie mogę, jeszcze mam tu coś do zrobienia.

– Co masz do zrobienia? – zapytał zdumiony i jakby z irytacją w głosie.

Ku swojemu przerażeniu Sara ujrzała właśnie Alfreda schodzącego spokojnym, zdecydowanym krokiem. Machnęła ręką w pozornie nic nie znaczącym geście. Elden zrozumiał i zawrócił.

– Co się stało? Czemu tak machasz rękoma? – zapytał Erik jeszcze bardziej zdziwiony.

– Nie, patrzyłam tylko na swoje paznokcie. Chyba nie całkiem jej uwierzył, bo odwrócił się, ale teraz schody były puste.

– Może pójdziemy do twojego pokoju, tutaj taki harmider, a chciałbym pobyć z tobą sam na sam.

– To niemożliwe… Ja mieszkam z koleżanką.

– A gdzie ona jest teraz? Może na plaży?

– Niestety, choruje. Ma problemy z żołądkiem.

– Hm. A dlaczego nie chcesz pojechać ze mną do Mount Lavinii?

– Mam jeszcze spotkać się z kilkoma osobami i pewnie zajmie mi to kilka dni – improwizowała.

– Dlaczego właśnie ty musisz z nimi rozmawiać?

O Boże, czy on zawsze chce wszystko wiedzieć?

– Być może dowiem się czegoś o śmierci mojego wuja.

– Saro, zlituj się! Specjalnie dla ciebie przejechałem taki kawał drogi.

Teraz jego spojrzenie nabrało owego szczególnego wyrazu, który zawsze topił jej serce. Erik był wspaniałym człowiekiem. Ten rys tragizmu wokół ust, życiowa mądrość odbijająca się w oczach, łagodny sposób bycia – wszystko to sprawiało, że Sara chciała wtulić się w jego ramiona, odnaleźć w nich poczucie bezpieczeństwa.

Tak było przedtem, dzisiaj owo pragnienie gdzieś się rozwiało.

Znowu na schodach pojawił się Alfred, ubrany w jasną koszulę, ładnie kontrastującą z jego ciemną karnacją i równie ciemną czupryną. Tym razem wydawał się zaniepokojony i bezradny. Odczekał chwilę i ponownie zawrócił na górę.

Sara poczuła napływającą falę gorąca i zawołała:

– Erik, naprawdę, tak chciałabym z tobą pojechać! Potrzebuję cię, czuję się taka zagubiona…

– Jak to? – zapytał łagodnie, mrużąc przy tym oczy.

– Wiesz, ten policjant, który mi towarzyszy – mówiła tak szybko, że niemal połykała słowa – on jest taki męski, taki pociągający, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić. On nie może się o tym dowiedzieć, ale tak pragnę z kimś na ten temat porozmawiać. Ktoś starszy, doświadczony mógłby sprowadzić mnie na ziemię. Może ty mnie zrozumiesz? W twoim wieku i z twoim doświadczeniem… A przy tym nie jesteś dla mnie uosobieniem seksu jak inni, jesteś dla mnie jak starszy, kochający brat!