– Cześć, Lasse. – Alfred wyszedł na korytarz i przywitał się z chłopcem. – Właśnie wychodzimy w odwiedziny do mojej siostry, która przebywa w domu opieki. Nie możemy opuścić tej wizyty. Ale jeśli masz ochotę z nami pojechać, pogadamy w samochodzie.
Lasse nie miał nic przeciwko temu. Jadąc samochodem, gawędzili żywo, a Lasse pokazywał im swoje skarby. Sarze podobały się muszle chłopca, ale nie chciała się przyznać, że nie podziela jego pasji zbieracza. Po dramatycznych wydarzeniach w Sri Lance właściwie miała już muszli po dziurki w nosie.
U Torii nie wydarzyło się nic nowego. Pielęgniarki mówiły, że po ostatniej wizycie Alfreda dziewczynka się uspokoiła.
Lasse okazał chorej wiele ciepła. Wzruszył go los ślicznej Torii. Opowiadał jej o Alfredzie i Sarze, o ich przyjaźni, jaka nawiązała się w Sri Lance. Mówił też, że Torii także powinna kiedyś odwiedzić ten wspaniały kraj. Potem podał dziewczynie kilka muszli o intensywnych kolorach, resztę ułożył na podłodze tuż przed nią. Nie przejmując się brakiem reakcji, opisywał każdy z okazów.
Od Alfreda i Sary Lasse dowiedział się o turbinelli i tajemniczej śmierci Kato Helmutha.
Po chwili namysłu chłopiec rzekł:
– Jestem realistą. Mogę się założyć, że to była sprawa rekina.
– Też tak sądzę – odparł Alfred, ale Sara wyczuła w jego głosie coś, co kazało jej przyjrzeć mu się dokładniej.
Jednak nic szczególnego nie dostrzegła, więc odwróciła się i nagle szepnęła:
– Alfredzie, popatrz!
Ręce Torii spoczywały teraz na dywanie, ale palce poruszały się lekko i usiłowały dosięgnąć muszelek. Zwłaszcza kauri przyciągała jej uwagę.
Znieruchomieli, tylko Lasse błyskawicznie sięgnął po muszlę i położył ją na dłoni Torii.
– Zobacz tylko! Czy ona nie jest wspaniała w dotyku? Dłoń Torii objęła muszlę. Dziewczynka podniosła wzrok i przyglądała się Lassemu, podczas gdy on niestrudzenie ciągnął swoje historie o ślimaczych domkach.
I wreszcie twarz chorej dziewczyny rozjaśnił niepewny uśmiech. Wciąż nie spuszczała oczu z chłopca.
– Przez dwa długie lata próbowałem nawiązać z nią kontakt – wyszeptał z niedowierzaniem Alfred.
Sara śmiała się do niego roziskrzonymi oczami.
– Jesteś tylko bratem, Alfredzie, tylko bratem! Obecność Lassego zupełnie odmieniła świat Torii.
Nic dziwnego: młodą dziewczynę stale otaczały jedynie kobiety – pacjentki i pielęgniarki, tylko co jakiś czas wpadał brat, teraz również z narzeczoną.
Lasse zrezygnował z wyprawy w góry. Zdecydował się na coś innego: dzień w dzień odwiedzał Torii w szpitalu.
Gdy Sara i Alfred pojawili się tydzień później z kolejną wizytą, przywitała ich rozpromieniona pielęgniarka.
– Nie poznacie jej! – zapewniała. – Są teraz oboje w parku i ćwiczą chodzenie. Torii wykazuje wiele zapału, wierzę więc, że się im powiedzie. Przedtem brakowało jej motywacji.
Zatrzymali się w pewnej odległości od młodych i przyglądali się próbom. Po chwili Torii spostrzegła brata i Sarę i od razu się ożywiła. Podeszli bliżej.
– Torii, siostrzyczko! – wykrztusił Alfred i objął czule dziewczynę.
Torii stała dłuższy czas bez ruchu, po czym odezwała się cicho:
– Byłeś dla mnie taki dobry! Bardzo ci za wszystko dziękuję.
Nie zdołał odpowiedzieć, wzruszenie ścisnęło mu gardło.
– Sarę też lubię, i Lassego.
Kiedy wypowiadała imię chłopca, w jej głosie dało się wyczuć szczególny ton.
– Na pewno jej nie zawiodę – obiecał Lasse, zwracając się do Alfreda. – Opowiedziała mi o wszystkim, co przeszła. Bardzo dobrze się stało, że wreszcie mogła o tym porozmawiać.
– Na pewno. Lasse, dziękuję ci. Sam nie wiem, jak mógłbym ci się odwdzięczyć.
– Nie ma za co dziękować – burknął chłopak pod nosem, po czym wziął Torii za rękę i poszli dalej ćwiczyć chodzenie.
W drodze powrotnej, w samochodzie, Sara rzekła w zamyśleniu:
– Oszukałeś Helmutha, prawda?
– Co masz na myśli?
– Wiedziałeś, że sir Constable wycofał swoją ofertę, ale przemilczałeś to. Helmuth nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Nie – przyznał. – Chyba rozumiesz, że nie mogłem puścić go wolno. Musiałem mieć pewność, że go zatrzymamy.
– Ryzykowałeś w ten sposób niejedno życie.
– Nie mieliśmy innego wyjścia. W przeciwnym razie znowu zniknąłby nie wiadomo gdzie i popełniał kolejne przestępstwa.
– Być może masz rację. – Sara na moment zamilkła. – Ale ty wiesz, jak zginął Helmuth?
– Utopił się – otrzymała krótką odpowiedź.
– Tak, ale dlaczego? Jestem pewna, że dobrze wiesz. Mam rację?
Alfred westchnął.
– Wiem, w każdym razie wiem tyle, co opowiedział mi nurkujący za nim policjant.
Zapadła cisza. Sara nie wytrzymała i znowu zapytała:
– No więc jak?
– Jesteś okropnie ciekawska. Zobaczył wielkie zbiorowisko muszli, które jakby coś pokrywały, ale to niczego nie dowodzi. Mogły na przykład porastać koralowiec. „Wyobraźnia Syngaleza dopowiedziała resztę. Ciało Helmutha mogło znajdować się w zupełnie innym miejscu.
– No tak… – rzekła Sara, po czym znowu umilkła, tym razem na dłużej. – Słuchaj, czy nie moglibyśmy przesunąć daty ślubu?
Alfred zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że teraz żałujesz?
– Ależ skąd. Przeciwnie. Przecież właściwie nie musimy czekać…
– Przecież sama o to prosiłaś.
– Tak, ale wtedy uważałam, że powinniśmy skoncentrować się na zdrowiu Torii.
Alfred objął ją czule i przytulił do siebie.
– Ale dlaczego teraz zmieniłaś decyzję?
Sara nachyliła się ku niemu i wyszeptała nieśmiało:
– Bo uważam, że mamy za małą rodzinę.
– Może i tak, ale co z tego wynika?
– Oczywiście trzeba przysporzyć jej nowych członków… Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
– Świetny pomysł! W takim razie nie odkładajmy ślubu! Myślisz, ze Torii będzie mogła nam towarzyszyć?
– Mam wrażenie, że tak. I że będzie bardzo szczęśliwa. Do niedawna surowy, zamknięty w sobie komisarz Elden nie mógł się powstrzymać, by nie wykrzyczeć na cały świat swej radości.
– Saro! – zawołał. – Nie miałem pojęcia, że życie może być takie piękne! Dziękuję ci, najmilsza, że otworzyłaś mi oczy!
Margit Sandemo