Tylko z jakiegoś powodu nie spodobał się Aleksowi.
Patrzyli na siebie przez kilka sekund.
– Chyba ma pan rację – powiedział uprzejmie energetyk. – Nie uda nam się współpracować. Szkoda, od dawna jestem bez grosza.
– Napije się pan?
– Nie, dziękuję, pewnie będzie pan tu długo siedział, proszę nie tracić czasu na głupstwa.
Odszedł. Alex odprowadził go ponurym spojrzeniem.
Zawodowiec. Dobry spec, dobry człowiek. Ale nie dogadaliby się. Kiedy pół życia spędza się w zamkniętej puszce, wie się takie rzeczy od razu.
Rekrutacja zaczęła się nie najlepiej. Istnieje nawet przesąd, że jeśli trzech pierwszych kandydatów kapitan odrzuca od razu, to lepiej się do niego nie pchać, bo to przynosi pecha. Astronauci to najbardziej przesądni ludzie na świecie.
– Kapitanie?
Kobieta nie odczekała należnej przerwy. Oparła się rękami o stół i nachyliła do Aleksa.
– Szuka pan załogi?
Niemłoda. Wysoka, prawie dorównująca Aleksowi wzrostem. Czarnoskóra. Raczej ładna, ale tą nienaturalną urodą, zdradzającą pracę wizażystów, nadających przyjemne rysy zmienionemu ciału. Twarz niemal kwadratowa. Oczy zbyt duże, prawie takie jak u Kim. Dziwne dłonie… dziwne paznokcie. I znaczek cargo na bluzce. Widocznie na twarzy Aleksa coś mignęło, bo kobieta spytała:
– Cargo nie jest potrzebny?
– Niestety, nie. To mały statek, pasażerski.
– Proszę mi wybaczyć, kapitanie…
– Niech pani zaczeka!
– Tak? – Kobieta uniosła Lekko brwi.
– Pani specyfikacją nie jest cargo.
– Zgadza się. Ale lekarz na małym statku tym bardziej nie jest potrzebny.
– Jest.
– O? To ciekawe. – Przysiadła jednak. – Naleje mi pan?
– Tak, oczywiście… – Alex pospiesznie napełnił czarkę, podał kobiecie. Stuknęli się.
– Co to za statek?
– Nazywa się „Lustro”. Zbudowany na Ziemi, poza kategoriami. Na podstawie większości parametrów można go określić jako zmodernizowany jacht o średnim tonażu, o kształcie dysku. Sześcioosobowa załoga, włączając mnie.
Alex przyłapał się na tym, że namawia kobietę. Prawie jej się podlizuje.
– To ciekawe – powtórzyła kobieta. – Jest tam przynajmniej przedział medyczny? Czy tylko połączony z kambuzem?
– Jest, o pełnym profilu. Prawdopodobnie przeniesiony z niszczyciela.
– A niech mnie… – Zaśmiała się z przymusem. – Prawdopodobnie? Od dawna jest pan kapitanem?
– Od dwóch godzin.
– Jasne. A kto jest w załodze?
– Ja.
– Zupełnie jasne.
Obracała w rękach czarkę z sake, nie spiesząc się z wypiciem.
– Warunki?
– Zawodowe minimum dla tego typu statków plus dwudziestoprocentowy dodatek. Kontrakt na dwa lata.
– I dokąd będziemy latać?
– Nie wiem.
– A cele rejsów?
– Na razie nieznane.
– Doskonale, kapitanie…
– Wszystko rozumiem. Jednak ja przyjąłem tę propozycją.
– Może po prostu nie miał pan innego wyjścia?
Trafiła w sedno. Alex nie uznał za stosowne odpowiedzieć.
– Dobrze… załóżmy. Jestem Janet Ruello, czterdzieści sześć lat, speclekarz, cargo… – zawahała się, ale mimo wszystko dokończyła: – Speccelowniczy, speclingwista, specmłodszy pilot. Jestem gotowa rozpatrzyć pańską propozycję.
Alex odstawił naczynie. Popatrzył na Ruello – kobieta była absolutnie poważna.
– Cztery specyfikacje?
– Pięć. Ale piąta nie ma nic wspólnego z kontraktem.
– Mimo to chciałbym poznać ją również.
W ciemnych oczach kobiety pojawiła się ironia.
– Specoprawca. Oficjalna nazwa brzmi inaczej, sens jest właśnie taki. W zasadzie to moja główna specjalizacja.
– Jest pani z Ebenu! – wykrzyknął Alex, którego wreszcie olśniło. – O, do licha…
– Tak. – Kobieta wytrzymała jego spojrzenie. – Eben, planeta-kwarantanna. Urodziłam się tam, służyłam w Korpusie Wzajemnej Pomocy do trzydziestego roku życia. Zostałam wzięta do niewoli w czasie bitwy Zasłony. Pięć lat psychoterapii. Tymczasowe obywatelstwo Imperium z prawem do pracy i rozmnażania się.
Teraz Alex rozumiał, dlaczego kobieta mająca pięć… no dobrze, cztery specjalizacje, nosi na piersi znaczek cargo – zawodu, którego nauczyła się sama.
– Pańska decyzja? – zapytała sucho kobieta.
– Mogę zadać nieoficjalne pytanie?
– Tak… chyba. – Zmieszała się nagle.
– Uczestniczyła pani w ekspertyzach dotyczących specjalizacji?
Janet wzruszyła ramionami.
– Nie jestem, oczywiście, ekspertem, ale zdarzało się. Zwykła procedura w naszej flocie: określenie, która specjalizacja udała się najbardziej i czy w organizmie nie doszło do konfliktów fizjologicznych. Na przykład pracy lekarza i śledczego nie można łączyć z przyczyn psychologicznych, z przyczyn fizjologicznych zaś nie da się być jednocześnie nawigatorem i pilotem. To akurat wiedzą wszyscy, ale jest jeszcze cała masa bardziej skomplikowanych sytuacji.
Zdaje się, że Janet miała ochotę na zwierzenia. Alex skinął głową, zadowolony z odpowiedzi, i zapytał:
– Czemu tak szybko przegraliście wojnę? Dziesięć lat temu Eben mógł wystawić flotą dorównującą flocie imperialnej! Plus wyszkolenie i przygotowanie… po trzy specjalizacje minimum, prawda? Co się stało?
– Naprawdę pan nie rozumie? – W głosie Janet brzmiało zdumienie. – Przecież nie przygotowano nas do walki z ludźmi! Przeciwnie… Wiedzieliśmy, że rasa ludzka ma panować we wszechświecie. Jeszcze pół roku albo rok i nikt, proszę mi wierzyć, nikt nie mógłby nas powstrzymać. Na Chrystusa Rozgniewanego… Przecież krążowniki klasy Liturgia zdolne są do zrywania fotosfery z gwiazd, przemieniania je w supernowe! Oczyszczający płomień, w którym spłonęłyby wszystkie planety Obcych…
– Dobrze, że nie zdążyliście ich zbudować… – rzucił Alex, obserwując reakcję kobiety.
– Jak to nie zdążyliśmy? Dwa krążowniki były gotowe! Wprawdzie nie zdążyłyby przedrzeć się do stref Obcych, ale mogły z łatwością zadać cios w Słońce czy Syriusz! – Zaśmiała się niewesoło. – Drogi kapitanie, my po prostu nie mogliśmy walczyć z ludźmi! Fatalne niedopatrzenie naszej własnej propagandy. Namawialiśmy, błagaliśmy, wyjaśnialiśmy… braliśmy do niewoli i robiliśmy pranie mózgu… ale zabijanie takich jak my…
– Imperium również poniosło straty.
– Głównie przypadkowe. Czasem z powodu załamań nerwowych. Oficerowie otwierali ogień, a potem puszczali sobie pro mień w łeb, gdy tylko docierało do nich, że zabijali braci krwi… Wy nie mieliście takich problemów.
– Ostatnie pytanie, Janet. Przepraszam, ale muszę je zadać.
– Niech pan pyta.
– Jaki jest teraz pani stosunek do ideologii Ebenu? Proszę mnie dobrze zrozumieć, mieć w załodze człowieka urodzonego żeby zabijać każdy nieludzki organizm…
– Nadal twierdzę, że rasa ludzka jest najdoskonalsza we wszechświecie. Wybrana przez Stwórcę.
Janet zamilkła, a potem dodała cicho:
– Przecież pan wie, Aleksie, że efektów specjalizacji nie da się wymazać. W żaden sposób.
– A jak pani żyje z takim przeświadczeniem? – Alex rozejrzał się w poszukiwaniu choćby jednego Obcego. Rtęciowe Dno znajdowało się daleko od granicy, ale handlowe statki Obcych czasem tu zawijały.
Ani jednego, jak na złość. Ani ciężkich, nieruchawych Fenhuan, otulonych w fałdy pseudoskrzydeł, ani drobnych i zwinnych Brawnie, ani Czygu… Zresztą, tym „aromatycznym” Obcym nikt nie pozwoliłby wejść do restauracji.