– Nie, po prostu starasz się jak najszybciej postawić je z powrotem na ziemi. I nigdy nie odrywasz obu nóg jednocześnie! – Kim podskoczyła. – Coś ty taki poważny? Słowo daję, przepraszam, że nie spojrzałam w wizjer, poprawię się!
– Jeśli człowiek odrywa obie nogi od podłoża, to znaczy, że biegnie… – Alex przygryzł wargę. Odrywa obie nogi… a jeśli odrywa obie nogi i jeszcze miednicę na dokładkę, to już uraz zawodowy. – Już wiem… Na chomikach i innych łodziach systemowych nie ma sztucznej grawitacji. Odbywałem tam półroczną praktykę i przyzwyczaiłem się do przyssawek… A może to część mojej specyfikacji… nigdy nie tracić punktu oparcia.
Kim, zdaje się, zdążyła się już znudzić.
– Super. Bardzo przewidująco, przyjacielu specu. Widzisz, jak wydałam twoje pieniądze?
Rozłożyła ręce i obróciła się, usiłując przy tym nie stracić Aleksa z pola widzenia.
– Zauważyłem, przebrałaś się.
Wyświechtane dżinsy i bluzę zastąpił czarny kostium: żakiet i spodnie. Kim przypominała teraz uczennicę prestiżowego college’u. Całość uzupełniały biała bluzka i wąski czarny krawat.
– Ładnie wyglądam?
– Tak, bardzo dobrze.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
– Tobie też ładnie w mundurze.
– Nawet wyglądasz jakby doroślej – kontynuował Alex. – Można by pomyśleć, że przeszłaś metamorfozę pół roku temu i zdążyłaś ukończyć jakiś przyspieszony kurs.
– A co, czy to ważne?
– Owszem. Musimy porozmawiać, Kim.
Od razu spoważniała. Alex wziął ją za rękę, zaprowadził do pokoju i posadził w fotelu. Sam usiadł naprzeciwko, wyjął papierosy i zapalił.
– Mnie też daj.
Alex przypalił papierosa i podał Kim.
„Musimy porozmawiać” to jedno z tych magicznych zdań, które powodują, że rozmówca poważnieje. Nie wymawia się go po to, żeby pogawędzić o pogodzie czy omówić plany na weekend. Sporo można się dowiedzieć z reakcji człowieka, który czeka na tę poważną rozmowę. Jedni zaczynają się denerwować, inni zamykają się w sobie, jeszcze inni przygotowują do odparcia ataku. Kim po prostu się skoncentrowała.
– Jak się nazywasz?
– Kim Ohara.
– Ile masz lat?
– W zeszłym miesiącu skończyłam czternaście.
– Pochodzisz z Rtęciowego Dna?
– Nie. – Kim pokręciła głową.
– W takim razie skąd?
– Nie odpowiem.
Alex westchnął. Nie spodziewał się, że rozmowa będzie łatwa, ale ton dziewczyny budził poważne obawy.
– Kim, muszę to wiedzieć.
– Po co?
Dziewczyna wyraźnie przeszła do kontrataku.
– Kim, czy masz na Rtęciowym Dnie przyjaciół lub krewnych?
Milczenie.
– Od dawna tu jesteś?
– Co za różnica?
No proszę. Dlaczego zawsze uzyskuje się niewdzięczność w zamian za próbę pomocy?
– Dobrze – przerwał ciszę Alex. – Zastanówmy się więc, po co mi to potrzebne. Wyciągnąłem cię wczoraj z zakłóconej metamorfozy. Tak?
Kim sapnęła i wymruczała:
– Jestem ci wdzięczna, przyjacielu…
– Nie musisz. Nie mogłem postąpić inaczej i nie ma w tym mojej zasługi. Ale z tego samego powodu, dla którego musiałem ci pomóc…
Kim popatrzyła na niego zdumiona.
– Z tego samego powodu nie mogę po prostu odejść, zostawiając cię na pastwę losu. Potrzebujesz pomocy?
Dziewczyna spuściła wzrok.
– Potrzebujesz czy nie? – zapytał twardo Alex. – Nająłem się na statek, rozumiesz? Za dwa dni opuszczę Rtęciowe Dno, być może na bardzo długo. Potrzebujesz pomocy?
– Tak. Potrzebuję.
– Dobrze. To znaczy, nie ma w tym nic dobrego, ale przynajmniej odpowiedź jest szczera.
Kim wstała, podeszła do okna i stała tak, patrząc na wieczorne niebo. Wsunęła ręce do kieszeni i zamarła, mała i bezbronna, od razu tracąc cały tupet.
Alex przygryzł wargę. To szczerość czy gra? Jeśli gra, to niepotrzebna. Widocznie dziewczyna nie rozumie przyczyn jego życzliwości.
– Skąd jesteś, Kim?
– Z Edenu.
– Jak cię tu zaniosło? – Alex spróbował wyobrazić sobie tę trasę. O, do licha… Przeciwległy zakątek ludzkiego sektora przestrzeni! Co najmniej siedem przejść kanałowych albo bezpośredni skok na statku kurierskim. Zresztą bezpośrednie loty Eden-Rtęciowe Dno nie istnieją; nie są nikomu potrzebne. – To dość daleko od domu…
– Nie mam już domu. Uciekłam od rodziny.
– Dlaczego? Zresztą nieważne. Jak dostałaś się na Rtęciowe Dno?
– Jestem zdolna.
– Wierzę, ale przed metamorfozą byłaś niepełnoletnia. Pokonać dwieście lat świetlnych bez dokumentów, bez pieniędzy…
– Kto ci powiedział, że nie miałam pieniędzy?
Alex skinął głową. Racja.
– W porządku. A dlaczego właśnie Rtęciowe Dno?
– Miałam powody, żeby wyruszyć właśnie tutaj.
– Kim… jeśli mi nie zaufasz, tak jak zaufałaś wczoraj, nic nam z tego nie wyjdzie.
– A co miałoby nam wyjść?
Zdawało mu się, że płacze. Cicho, bezgłośnie. Chciał do niej podejść, przytulić, pocieszyć… Byłby to naturalny odruch. I absolutnie niesłuszny.
– Jesteś specbojownikiem?
– Chyba tak.
– Jak to: chyba? Każde dziecko spec wie, kim będzie. Jeśli dziewczynka gejsza i chłopiec lekarz zaczną się bawić w doktora, będą to robić w różny sposób! Dziewczynka będzie zaintrygowana stroną erotyczną, zbada proste reakcje seksualne, chłopiec zaś spróbuje posłuchać jej oddechu, wymacać puls, zbadać układ kostny i obejrzeć migdałki. Jeśli dziecko architekt zbuduje zamek z piasku, zamek będzie stał tydzień. Jak się bawiłaś w dzieciństwie? Lubiłaś się bić?
– Tak.
– Zwyciężałaś?
– Oczywiście.
– Lalkami się bawiłaś?
– Teraz też bym się pobawiła – zachichotała nagle Kim. – Gdy uciekłam z domu, wzięłam ze sobą Lucitę. To moja ulubiona lalka. Tylko że została razem z torbą… na innym statku.
Alex potarł czoło. Nie miał nigdy kontaktu z dziewczynkami specami o specjalności bojownika. Czy bawią się lalkami? Być może, ale z jakiegoś powodu wydawało mu się, że przyszły spec powinien raczej traktować lalkę jak manekina treningowego…
– W doktora też się bawiłam – wyznała Kim niespodziewanie. – Ale nie wiem, co bardziej mnie ciekawiło… puls czy reakcje seksualne.
– Kim, na moim statku potrzebny jest specbojownik.
Dziewczyna się odwróciła.
– Naprawdę?
– Tak. Ale ty nie masz ani dokumentów, ani certyfikatu bojownika. Co ty na to, żebyśmy jutro poszli do najbliższej kliniki i przeprowadzili analizę genetyczną? Dostałabyś własne dokumenty.
– Nie!
– Dlaczego?
– Będą mnie szukać! Jak możesz tego nie rozumieć?
– Przeszłaś metamorfozę i jesteś teraz pełnoletnia. Nawet jeśli warunki specyfikacji wymagają, żebyś zwróciła rodzicom jej wartość, nie ogranicza to twoich praw jako osoby…
– Nie!
Jej głos zawibrował krzykiem. Naleganie nie miało sensu.
– Ale nie masz nic przeciwko pracy na statku?
– Nie mam.
– Chociaż tyle. Dobrze, coś wymyślę, Kim. Jeśli rzeczywiście jesteś specbojownikiem, to wszystko w porządku.
Dziewczyna patrzyła na niego zasępiona. Alex czekał cierpliwie.
– Dlaczego zawracasz sobie mną głowę?
– Co wiesz o specpilotach? – odpowiedział pytaniem Alex.
– Nic. Tylko to, co sam mówiłeś: że macie mocne kości i umiecie oceniać odległość.
– Mamy również podwyższone poczucie odpowiedzialności. Pilot nigdy nie porzuca swoich pasażerów i swojej załogi.
– Ale… ja przecież nie jestem twoją załogą! – Dziewczyna podeszła bliżej, usiadła obok fotela, zajrzała pilotowi w oczy.