– Wczoraj nie miałem jeszcze żadnej załogi, Kim. Pomogłem ci w pociągu, nakarmiłem… A dalej wszystko potoczyło się samo. Nie musisz mi dziękować za dobroć i szlachetność, taki po prostu jestem. Rozumiesz?
– Dziwne… – Niedawne łzy zniknęły bez śladu. Kim wyciągnęła rękę, dotknęła twarzy Aleksa. – To znaczy… że nie jesteś wolny?
– Dlaczego?
Mała ręka wędrowała po jego twarzy – powoli, badawczo, jakby dziewczynka była niewidoma.
– Musisz być dobry i troskliwy…
– Kim, wszyscy jesteśmy do czegoś zmuszeni. Żołnierz jest zmuszony oddać życie za ludzkość, lekarz ratować życie chorego, pilot chronić załogę. Naturale wcale nie mają więcej wolności My zmieniamy siew chwili metamorfozy, gdy zadziała bomba nukleinowa, naturali przez całe życie zmusza do czegoś szkoła, rodzice, społeczeństwo.
– To co innego.
– To samo, Kim. Wiem, że mam wzmocnioną odpowiedzialność za innych. I co z tego? Czy jest w tym coś złego? Gdybym był cynicznym, obojętnym draniem… jak specdetektyw, na przykład… wówczas miałbym powody do zmartwienia.
– Nie miałbyś. Bobyś uważał, że tak być powinno.
– Kim…
Alex delikatnie podniósł ją z podłogi, posadził sobie na kolanach.
– Pod pewnymi względami masz rację. Ale mnie nie peszą szczegóły mojej specjalizacji. To tak, jakby skarżyć się na urodę, zdrowie, inteligencję. Gdyby wszyscy przechodzili specjalizację pod względem cech moralnych, świat byłby lepszy.
Kim skinęła głową, ale wyraźnie czuła się nieswojo. Czyżby dlatego, że za zachowaniem Aleksa kryły się konkretne powody?
– Kim… nie miej kompleksów. Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Zrobiłem to nie tylko ze względu na specjalizację. Jesteś bardzo ładną dziewczyną.
– Podobam ci się? – Popatrzyła mu w oczy.
– Tak.
– Alex… – Jej palce wsunęły się we włosy pilota. – Zrozum mnie dobrze…
– Postaram się.
– Możesz pomyśleć, że ci współczuję. Ale to nie tak. Albo że płacę za dobroć. Ale to też nie tak…
Alex delikatnie zasłonił jej usta dłonią.
– Kim, nie trzeba.
Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie. Nie rozumiesz! Alex… ja wiem, że tak się nie dzieje… Nie wierzysz mi!
– Kim, wierzę ci, ale…
– Nie wierzysz! Myślisz, że jestem małą dziwką. Że właśnie w ten sposób dostałam się tu z Edenu…
Alex nic nie powiedział. Nie wykluczał tej możliwości, ale nie uważał jej za jedyną.
– Albo sądzisz, że chcę w ten sposób spłacić swój dług… ale to nie o to chodzi. Naprawdę! Wierzysz mi?
Przez chwilę pilot patrzył jej w oczy. Sztuka kłamstwa dostępna jest wielu ludziom. Ale czy można kłamać aż tak bezczelnie?
– Kim, wierzę ci. Ale czy jesteś pewna, że tego chcesz?
Zamiast odpowiedzi dziewczyna przywarła do jego ust. W jej pocałunku nie było zawodowego niedoświadczenia gejsz, wyspecjalizowanych na nimfetki, nie było też przyprawiającego o zawrót głowy mistrzostwa normalnej specgejszy. Zwykły pocałunek dziewczyny z niewielkim doświadczeniem seksualnym. I jednocześnie…
A jednocześnie Alex zrozumiał, że wcale nie chce odepchnąć Kim.
Przez kilka minut całowali się łapczywie i szaleńczo. Alex ściągnął z Kim ciasny żakiet, rozpiął bluzkę. Nie odrywając się od jego warg, dziewczyna poruszyła ramionami, wysuwając ręce z rękawów, i od razu przytuliła się do Aleksa, jakby wstydziła się nagości. To odsuwało natrętne wspomnienia minionej nocy, gdy w jej nagim ciele nie było grama erotyki, tylko ból i strach…
Do licha…
Do licha!
– Kim – powiedział Alex, odsuwając się. – Kim, Kim, zaczekaj…
Dziewczyna zastygła, patrząc na niego przestraszona. Już zdążyła rozpiąć i do połowy zsunąć spodnie. Wypisz wymaluj scena z komedii erotycznej…
– Kim… przeszłaś wczoraj metamorfozę…
– No i co?
Jej głos drżał, podnieciła się znacznie bardziej niż Alex.
– Kim… Co najmniej przez tydzień żadnych kontaktów seksualnych. Gdy ja skończyłem metamorfozę, przyszła do mnie przyjaciółka, a lekarz od razu uprzedził, że musimy poczekać tydzień… To powszechna zasada.
Dlaczego?
– Kim… – Pilot przytulił dziewczynę do siebie. – Nie warto. I tak miałaś zakłócony rozwój. Nie spieszmy się.
Przez chwilę patrzyła na niego osłupiała, jakby nie rozumiejąc, czy pilot mówi prawdę, czy złośliwie żartuje. Potem jej wargi zadrżały.
Alex przytrzymał dziewczynę, gdy próbowała się uwolnić. Objął ją, szepnął do ucha:
– Kim, wszystko będzie dobrze. Nie spiesz się. Wezmę cię do załogi. Poczekaj trochę…
– Nie podobam ci się! – wyszeptała Kim poprzez szloch.
– Podobasz… Kim, dziewczynko, uspokój się, nie chcą, żeby coś ci się stało!
– To twoje cholerne poczucie odpowiedzialności! – krzyknęła Kim, podnosząc na niego zapłakane oczy. – Ta twoja specjalizacja! Nic by mi się nie stało! Świetnie się czuję!
Alex wiedział, że nie ma sensu odpowiadać, więc milczał.
Przez kilka minut siedzieli razem w fotelu. Dziewczynka cicho pochlipywała, przytulając się do pilota i już nie próbując się uwolnić. Potem, wiercąc się na kolanach Aleksa, naciągnęła spodnie, lekko się odsunęła. Popatrzyła na niego badawczo.
– Nie kłamiesz, że ci się podobam?
– A co, nie zauważyłaś tego?
Kim wytarła oczy dłonią.
– Przyjacielu specu, nie oszukuj mnie, dobrze? Miałam tylko dwóch mężczyzn, nie wiem, może jestem brzydka jak noc.
– Bez kokieterii, proszę. – Alex się uśmiechnął. – Jesteś piękną dziewczyną. Bojownikom nie programuje się wyglądu, więc to wyłącznie twoja zasługa.
– Władimir też tak mówił.
– Władimir?
– Mój pierwszy mężczyzna. Dobry przyjaciel rodziców, podobał mi się. Rodzice ustalili, że będzie mnie uczył seksu, ale spotykaliśmy się niezbyt długo, Władimir był bardzo zajęty. To specmalarz, jego obrazy wystawiane są nawet na Ziemi. Namalował mój portret.
– Ciekawe obyczaje – zauważył Alex.
– Dlaczego?
– Na Ziemi nie ma zwyczaju uczenia seksu w realu. Są treningi w szkole, ale wyłącznie w rzeczywistości wirtualnej.
Kim wzruszyła ramionami.
– Ziemia to bogata planeta. I macie tam świra na punkcie techniki. Ja… miałam wirtualnego kochanka, ale na ogół nie jest to przyjęte. Wszystko powinno być naturalne, tak mówił nasz szkolny instruktor seksu…
Alex przelotnie pomyślał o krysztale, który dziewczyna nosiła w swoim wymodelowanym ciele. Jego moc byłaby wystarczająca do nauczenia wszystkich uczennic Edenu…
Dlaczego cudze tajemnice są zawsze takie ciekawe?
– Kim, masz ochotę wybrać się do restauracji?
– Do McRobins?
– Nie – skrzywił się Alex. – Objąłem dziś stanowisko kapitana, można by to oblać. Zaraz się dowiem, jaka restauracja specjalizuje się w ziemskiej kuchni…
– A zamówisz mi lody?
– Oczywiście.
– Hura! – Kim uśmiechnęła się i ześliznęła z jego kolan. – Poczekaj, zaraz doprowadzę się do porządku!
Zniknęła w łazience. Zaszumiała woda, Alex wstał i podszedł do okna.
Czy został jakiś ślad wczorajszego nieba?
Nie.
Ani śladu. Brudnoszare płótno chmur, nie zima i nie wiosna, nie deszcz i nie śnieg – w powietrzu drży ołowiana wilgoć, podświetlona latarniami mży niewesołą tęczą.
– Alex, fajnie być kapitanem statku? – krzyknęła Kim z łazienki.
– Super! – odkrzyknął Alex.
I uśmiechnął się.
Ciepło fotela.
Ciemność i tęczowa pajęczyna.
Oddech obcej duszy.