Выбрать главу

– Czy. Wszyscy kapitanowie korzystają z tego triku. W związkach zawodowych doskonale o tym wiedzą, ale przymykają oczy.

– Korzystają? Żeby wprowadzić do załogi dziewczęta bez dokumentów? – spytała ironicznie Janet.

– Nie. Żeby zdobyć dla załogi dodatkową premię, zawrzeć lewy kontrakt, osłonić samowolne eskapady… oraz dokonać innych drobnych przekrętów. Nie da się tego skontrolować, Janet. Planety żyją według własnego czasu, statki według własnego.

Przez twarz Janet przemknął cień.

– Kapitanie, już dawno pogodziłam się z faktem, że Imperium to szalony i anarchiczny świat, ale czegoś takiego się nie spodziewałam.

– Pomoże nam pani, Janet?

– Przecież będę wiedziała, że prawo zostało złamane – powiedziała ponuro kobieta.

– Owszem. Ale ja wierzę Kim. Nie ma innej drogi zalegalizowania jej w społeczeństwie. Jeśli pani odmówi, to praktycznie zabije pani tę dziewczyną. A przecież jest pani lekarzem.

Janet westchnęła. Popatrzyła na Kim – napiętą, zastygłą w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Rozbieraj się. Bieliznę możesz zostawić.

– Dziękuję, Janet – powiedział z ulgą Alex.

– Popełnia pan szaleństwo, kapitanie, w które dodatku wciąga pan mnie. Proszę wziąć pod uwagę, że łamią swoje zasady nie dla pana osobiście i nawet nie na rozkaz!

Alex skinął głową.

Kim już zdjęła kostium i stała, czekając.

– Tam – Janet machnęła ręką. – Stań na białym kręgu i postój chwilę. To skanowanie komputerowe, nic strasznego.

– Czy to konieczne? Przecież analiza genetyczna… – zaczął Alex, ale Janet rzuciła mu złe spojrzenie.

– Proszę posłuchać, kapitanie! Skoro już wciągnął mnie pan w tę awanturę, to pozwoli pan, że obejdę się bez pańskich rad! Mam obowiązek zrobić tomografię!

Odwróciła się i podeszła do centralnego pulpitu przedziału medycznego. Kim popatrzyła na lekarkę i wsunęła ręką pod koszulką. Po chwili na dłoni Aleksa spoczął ciepły ciężki kryształ.

Janet miała poważne powody, żeby złościć się na kapitana. Ale w porównaniu z jego zaangażowaniem w przekręty, lekarka pozostawała anielsko czysta.

Kim z niewinną miną stała na kręgu tomografu, Janet majstrowała przy pulpicie. Alex opuścił wzrok i popatrzył na mieniący się stożek, leżący na jego dłoni.

Nie miał obowiązku meldować komukolwiek o osobistych rzeczach członków załogi – kryształ nie był poszukiwany. A może to wcale nie jest prawdziwy żelowy kryształ, wartości dziesięciu takich statków jak „Lustro”, tylko zręczna imitacja?

Tak, najlepszy sposób to udawać, że się o niczym nie wie.

– To wszystko, ubieraj się – rzuciła Janet. – Chociaż nie, zaczekaj.

Wyjęła z szafki strzykawkę, otworzyła opakowanie.

– Boisz się krwi?

– Krwi nie, ale ukłucia tak – mruknęła ponuro Kim.

– No to trudno – mruknęła Janet bez większego współczucia. Wzięła dziewczynę za rękę, przyłożyła strzykawkę do zgięcia łokcia. Zapachniało środkiem dezynfekującym, przezroczysty cylinderek wypełnił się krwią.

– Przecież można zdjąć wierzchnią warstewkę skóry! – zaprotestowała poniewczasie Kim. Cofnęła się do Aleksa i założyła ręce za plecy, korzystając z tego, że Janet znowu się odwróciła. Alex oddał jej kryształ.

– Nie można było – odparła cierpko Janet. – To nie klinika z pełnym wyposażeniem, tylko ekspresowe laboratorium. To wszystko, ubierz się i idź do swojej kajuty.

Dziewczyna chyba wreszcie zrozumiała, że nie warto spierać się z Janet ani tym bardziej nadużywać jej cierpliwości. Ubrała się szybko, rzuciła Aleksowi niezadowolone spojrzenie i wyszła.

– Dlaczego ją pani odesłała? – zapytał Alex. Janet w zadumie oglądała strzykawkę.

– Na wszelki wypadek – westchnęła. – Kapitanie, czy słyszał pan, że rasa Czygu próbuje wprowadzić szpiegów do ludzkiej społeczności?

Alex odetchnął głęboko i policzył powoli do dziesięciu.

– Czy to nie paranoja, Janet? Każdego Czygu można rozpoznać z odległości dziesięciu metrów. Z zamkniętymi oczami. Po zapachu.

– Znaleźli sposób neutralizacji zapachu, a postać młodej dziewczyny to ich ulubiona transformacja – machnęła ręką Janet. – Może z tego właśnie wynika brak dokumentów i niechęć do poddania się analizie genetycznej… Chwileczkę, kapitanie.

Alex czekał, patrząc, jak kobieta nalewa krew do dziesięciu probówek i wyjmuje z szafek odczynniki. Spór nie miał sensu, ironizowanie i odwoływanie do zdrowego rozsądku tym bardziej. Należy zawsze pamiętać, że Janet pochodzi z Ebenu. To, co dla Aleksa jest szaloną paranoją, dla niej jest zwykłym środkiem ostrożności w rodzaju mycia owoców przed jedzeniem.

– To nasz sposób polowy – wyjaśniła Janet, wkraplając odczynnik do jednej z probówek. – Dość pewny. Nie będziemy czekać na efekty testów surowiczych, zwłaszcza że można je podrobić, zawczasu wprowadzając do krwi niezbędne aglutynogeny. Taak…

Zamilkła, patrząc na probówkę.

– Co powinno się stać? – zapytał Alex. Paranoja jest dość zaraźliwa, więc teraz siedział w napięciu.

– Już się stało: krew się ścięła. – Janet wytrząsnęła na dłoń kawałek czerwonej galaretki. – Widzi pan?

– I co to znaczy?

– Że Kim jest człowiekiem, oczywiście. – Janet podeszła do umywalki i starannie umyła ręce.

– Janet, mogłem to pani powiedzieć od razu! Bez tych testów!

– Za to teraz mam gwarancję.

Janet pochodzi z Ebenu… Alex przymknął oczy. Szkoda, że nie może popatrzeć teraz na Biesa. Jaką ma minę? Jest zmęczony, rozzłoszczony, wściekły?

– Janet, przeprowadźmy analizę potrzebną do certyfikatu.

– Za chwilę.

Janet znowu zaczęła swoje manipulacje z probówkami. Otworzyła plastikowe pudełko, w którym znajdowała się co najmniej setka maleńkich ampułek. Z każdej wyjęła drobinkę jakiejś substancji i umieściła w probówkach z krwią.

– Sądziłem, że przeprowadzi pani analizę genetyczną – zauważył Alex.

– To właśnie jest analiza genetyczna. W ampułkach są identyfikatory, mające odkryć szereg specyficznych genów. Jeśli zajdzie reakcja, to znaczy, że dany gen występuje u Kim.

Janet zostawiła probówki na stole, podeszła do Aleksa i usiadła obok.

– Ma pan może papierosa, kapitanie?

– Tak, proszę.

Janet zapaliła. Strząsnęła popiół na podłogę i z aprobatą skinęła głową, gdy z kąta wysunął się z szelestem żuczek – sprzątacz.

– Kapitanie, mam pewne swoje dziwactwa… Proszę potraktować je z wyrozumiałością.

– Oczywiście. – Alex nawet nie zauważył, kiedy wyrwało mu się rozpaczliwe wyznanie: – Cała moja załoga ma swoje dziwactwa, do licha!

– To pański pierwszy lot na stanowisku kapitana?

Alex przygryzł wargę. No i ma teraz za swoją szczerość.

– Tak.

– To nic, człowiek szybko się do tego przyzwyczaja. Byłam kapitanem niszczyciela… w poprzednim życiu. Miałam dwustuosobową załogę pod swoim dowództwem. Jak pan sądzi, czy wśród nich byli ludzie bez dziwactw?

– Nie wiem.

– Otóż byli. Pięciu czy sześciu, tyle że ich dziwactwa były bardzo dobrze ukryte. O! Pierwsza probówka straciła kolor.

Alex zerknął na stół i zapytał:

– Co to znaczy?

– Gen geparda, tak go nazywają. Odpowiada za przebudowę muskulatury, daje możliwość krótkotrwałych przeciążeń organizmu. Niedawno mieliśmy okazję widzieć go w akcji. A wracając do naszej rozmowy, Alex… Gdyby pan potrzebował pomocy… rady byłego kapitana… zawsze może pan zwrócić się do mnie.

Alex szukał na jej twarzy śladów ironii, ale Janet mówiła poważnie.