Выбрать главу

– Alexandrze Romanow i Kim Ohara, w imieniu Rtęciowego Dna i prezydenta Son Li gratuluję wam zawarcia tymczasowego związku małżeńskiego. Życzę, abyście w czasie trwania kontraktu lepiej się poznali – nawet pajęczyca nie mogła powstrzymać drwiącego uśmieszku – i skorzystali z ulgowego przedłużenia kontraktu na dłuższy okres. Wasze małżeństwo zostaje uznane przez rząd Imperium i jest uważane za legalne na wszystkich planetach Imperium oraz poza jego granicami w czasie całego wymienionego okresu.

Sympatyczna, choć dość swobodna przeróbka Marsza Mendelssohna, która rozbrzmiewała w czasie jej przemowy, ucichła.

– Jakieś szczególne życzenia? – spytała uprzejmie pajęczyca, wyraźnie nie spodziewając się niczego takiego. Jej prawa ręka już sunęła w powietrzu, wypełniając punkty kontraktu małżeńskiego.

– Chciałabym przyjąć nazwisko Romanowa – powiedziała cichutko Kim.

– Po co? – zdumiała się kobieta.

– Brzmi tak egzotycznie…

Pajęczyca wzruszyła ramionami.

– Proszę bardzo. Prawa majątkowe oddzielne? Prawa genetyczne zachowuje ich nosiciel? Osobiste długi i przestępstwa nie przechodzą na komórkę rodzinną?

Jej palce sunęły w powietrzu, wplatając nowe nici w pajęczynę danych.

– Moje szczere gratulacje, Aleksie i Kim Romanowowie… Nie zechcielibyście dać niewielkiej sumy na planetarny przytułek dla dzieci zaginionych astronautów? Albo na rozwój technologii medycznych?

– Na przytułek? – Kim zerknęła na Aleksa, pilot skinął głową.

– Pięć juanów? Dziesięć?

– Dziesięć.

– Dziękuję wam w imieniu dzieci astronautów… Wasz kontrakt małżeński jest już w mocy, gratuluję.

Z lekkim półukłonem pajęczyca podała im dwa blankiety kontraktów małżeńskich.

– Dziękujemy. – Alex wziął Kim pod rękę i szybko wyprowadził z gabinetu.

– A mój dowód tożsamości? – szepnęła Kim, gdy znaleźli się za drzwiami.

– Dostaniemy od innej pajęczycy – wyjaśnił Alex. – Manipulacje prawne należy załatwiać etapami. Gdy żaden z urzędników nie łamie prawa, ostateczny efekt ich nie obchodzi. Janet przymknęła oczy na machinacje z czasem, pajęczyca zarejestrowała małżeństwo w oparciu o zaświadczenia speców, a teraz inna wypisze nowe dowody tożsamości.

– Wszystko polega na tym, że spec ma dwa dokumenty dowodzącego jego tożsamości? – zapytała Kim.

– Tak.

– Więc u naturali by to nie przeszło.

– Naturale nie mają żadnych problemów z imperialną biurokracją. Na nich patrzy się przez palce.

* * *

Kelner z uśmiechem podał Aleksowi cygaro.

Restauracja świeciła pustkami. Środek dnia pracy, pora obiadowa już minęła… Alex pomyślał smętnie, że być może posiedzi tu do późnej nocy.

– Pozwoli pan, kapitanie?

Wczorajszy masterpilot. Powtórne podejście do najemcy, którego propozycję już raz się odrzuciło, było w złym tonie, lecz Alex skinął głową.

Mężczyzna w milczeniu obracał w ręku czarkę z sake. Chyba nie wiedział, jak zacząć rozmowę.

– Będzie mi bardzo miło, jeśli zmienił pan zdanie – zaryzykował Alex.

Pilot jednym haustem wypił sake i powiedział:

– To nie planeta, to zadupie… Nie sądzi pan?

– Bywało gorzej.

– Naprawdę? – Pilot zaśmiał się z niespodziewaną ironią. – Od dwóch tygodni próbuję znaleźć miejsce na jakimś znośnym statku! I nie znalazłem nic, prócz chomika!

– Dziwne. Gdy ja szukałem miejsca, trafiłem od razu na kilka stanowisk na trasach galaktycznych…

– Nie powie mi pan chyba, że znalazł pan stanowisko kapitana szukając w sieci? – Pilot wyglądał tak, jakby miał dostać ataku.

– Owszem.

– Czyli to ja mam horrendalnego pecha – skrzywił się pilot. – Wstrząsającego. Nie znalazłem żadnej przyzwoitej oferty… a co dopiero mówić o stanowisku kapitana! Wczoraj nawet trafił się niezły wariant, liniowiec pasażerski… miejscowy, z tego gnojownika… ale mnie nie wzięli! Podczas rejestracji kontraktu należało zebrać wszystkie dane o krewnych ze strony matki! Nowy wymysł pajęczyny…

Alex prychnął.

– Tak, słyszałem o tej historii, gdy załatwiałem swoje dokumenty.

– Ale pan przynajmniej nie jest stąd?

– Nie, z Ziemi.

– No dobrze. – Pilot obrócił czarkę w ręku. – Niech mi pan pokaże kontrakt, kapitanie. Oczywiście, jeśli nadal pan mnie chce…

Wyłożył przed Aleksem swoje dokumenty, wziął do ręki blankiet kontraktu. Alex zaczął przeglądać rekomendacje i charakterystyki. Hang Morrison, lat trzydzieści dziewięć, obywatel Wolnych Stacji… Cóż, urodzeni w kosmosie to najlepsi astronauci na świecie. Całkiem porządna lista miejsc pracy. Szczerze mówiąc, lepsza niż u Aleksa.

Rtęciowe Dno to wprawdzie nie Ziemia i nie Eden, ale zawsze duża, rozwinięta planeta. Żeby masterpilot przez dwa tygodnie nie zdołał znaleźć pracy?

Co najmniej dziwne.

– Niezłe warunki – powiedział ze wstrętem pilot, odkładając umowę. – Rozumiem, że właściciele nie są dusigroszami?

– Najwyraźniej.

– Co to za kompania, to Niebo?

– Nie wiem.

– A dokąd polecimy?

– Też nie wiem.

– Brzmi zachęcająco… – powiedział sarkastycznie pilot.

– Nie mogą zażądać od nas niczego niezgodnego z prawem – powiedział Alex, wzruszając ramionami. – To absolutnie standardowa, zaaprobowana przez związki zawodowe umowa.

– Widzę. Kapitanie, nie chcę kłamać. Na takiej łupince jak pańskie „Lustro” nie ma miejsca dla dwóch masterpilotów. Proszę mnie wziąć do załogi tymczasowo, dopóki nie znajdzie pan innego pilota. A potem mnie pan zwolni. Jeśli pan chce, upiję się na wachcie albo przejawię niesubordynację. Tylko proszę mi pomóc wydostać się z tej dziury!

Alex się zastanowił.

Morrison czekał spięty i wyraźnie zdenerwowany.

– Aż do chwili, gdy znajdę pełnowartościowe zastępstwo.

– Będę sumienny i posłuszny jak kursant w czasie pierwszego lotu. Tylko proszę znaleźć dla mnie zastępstwo i wysadzić na jakiejś możliwej planecie. Niechby to była nawet Nowa Afryka.

Alex uśmiechnął się mimo woli. Zatrudnić pilota, wiedząc, że ten nie ma zamiaru zostać w załodze…

– Proszę cię, przyjacielu specu… – powiedział cicho Hang.

– Podpisz kontrakt – zdecydował Alex. Z trzaskiem przełamał cygaro i zgasił w popielniczce.

Jego załoga została skompletowana.

Cholernie dziwna załoga, szczerze mówiąc.

On sam – niezbyt doświadczony masterpilot świeżo ze szpitala. Kobieta z Ebenu, żołnierz i oprawca w roli lekarza. Uciekinierka z domu zaraz po metamorfozie – na stanowisku specbojownika. Zakompleksiony natural w charakterze nawigatora. Drugi pilot, który przez dwa tygodnie nie mógł znaleźć pracy, tkwiąc na dużym skrzyżowaniu transportowym. Smarkaty energetyk, który przyleciał na Rtęciowe Dno ich statkiem, dostał rozliczenie… i znowu trafił na pokład.

Jeśli loty „Lustra” będą choć w połowie tak ciekawe jak członkowie jego załogi, czeka ich sporo rozrywki.

W kieszeni pisnął komunikator i Alex wyjął go, czując dziwną, połączoną z zażenowaniem przyjemność. Kapitański komunikator był nieco większy od standardowych, w krzykliwym pomarańczowym kolorze… ot, jeden z wielu symboli władzy.

– Kapitanie… – Poznał głos Generałowa. Po chwili nad słuchawką rozwinęła się również odbitka obrazu. Nawigator był na swoim stanowisku pracy. W skafandrze. Z zaplecionym na czubku głowy warkoczem. I ze świecącym na lewym policzku czerwono-niebieskim wzorem. Zdaje się, że walka z tymi malunkami nie ma sensu.

– Słucham.

– Bezpośrednie połączenie od właścicieli statku. Przełączam.