Выбрать главу

– Tak. I co z tego?

– Nie zaleca się małym statkom odwiedzania tego regionu, kapitanie.

– Ale i nie zabrania?

– Nie. Ale każdy pilot woli obejść rytualną strefę Brownie.

– Pak, proszę zapamiętać, ja nie jestem „każdym pilotem”.

– Ja również – dodał Morrison, stając za plecami Aleksa. – Miałem okazję korzystać z tunelów Moniki-3.

– I jak wrażenia? – zapytał sarkastycznie Pak.

– Męczące. Ale dotyczy to wyłącznie pilotów.

– I skąd w specach te samobójcze skłonności? – burknął Pak.

– Mówił pan coś, nawigatorze? – zapytał Alex.

– Nie, kapitanie. Przyjąłem pańskie uwagi do wiadomości. Następnym razem, uwzględniając maksymalną optymalność trasy, nie wezmę pod uwagę stopnia jej bezpieczeństwa. Kłaniam się.

Odwrócił się i schował w swoim mostku. Trzasnęły drzwi.

– No i obraziliśmy go… – powiedział półgłosem Morrison.

Alex pomyślał przelotnie, że Generałowa uraziła właśnie ingerencja drugiego pilota. Dopóki prowadzili rozmowę w cztery oczy, wszystko było w porządku. Gdy nawigator znalazł się sam przeciwko dwóm specom, natychmiast się wycofał.

– Niepotrzebnie się wtrąciłem – westchnął Morrison, jakby czytał w myślach Aleksa. – Przepraszam, kapitanie.

– Chodźmy się napić – zaproponował Alex. – W końcu przeprowadziliśmy pierwszy trening, w dodatku bardzo dobrze.

– Chodźmy. Dziewczyny już tam pewnie są… – Morrison odwrócił wzrok od pustego korytarza. – Kapitanie… tak na wszelki wypadek… jest pan związany z Kim albo z Janet?

– Na razie nie.

– Nie będzie pan miał nic przeciwko temu, że pokręcę się przy dziewczynie?

– Absolutnie. – Alex się uśmiechnął. Do licha, przecież pan też jest pilotem… Po co te pytania?

– Różnie bywa – wyjaśnił Hang, gdy szli korytarzem. – To prawda, że nie umiemy kochać, a co za tym idzie, jesteśmy wolni od emocjonalnych uprzedzeń i komplikacji, ale… Latałem na jednym statku towarowym średniego tonażu, nic takiego… tam trzeci pilot związany był z dziewczyną nawigatorem i bardzo negatywnie zareagował. Rozumie pan, jego religia nie pozwalała na zdradę.

– Dzięki Bogu, jestem ateistą.

– W takim razie w porządku – odetchnął Morrison.

– Tylko jedno, Hang. Dziewczyna jest we mnie zakochana. Ale nie będę miał nic przeciwko, jeśli wyda jej się pan bardziej odpowiednim obiektem.

Hang uśmiechnął się zarozumiale, ale nic nie powiedział. Jak niewiele potrzebował, żeby wpaść w dobry humor! Siedem minut kontaktu ze statkiem.

Minęli drzwi zamkniętych kajut i weszli do dużej okrągłej sali. Mesa na małych statkach była wspólna dla załogi i pasażerów, a jej wyposażenie stanowiło kompromis między ascezą a luksusem. Kompromis, jak należało się spodziewać, był raczej nieudany. Plastikowe ściany ozdabiały martwe natury w zbyt eleganckich drewnianych ramach, owalny stół był ze zwykłego metalu piankowego, za to dwie kanapki i fotele (choć wyposażone w uchwyty) – z drewna. Mały barek wypełniały wyszukane napoje, od ziemskich win do koniaków i ambrozji Edenu. Pod sufitem pysznił się kryształowy żyrandol, otoczony lampami oświetlenia awaryjnego.

Nieznany projektant po prostu połączył typowy wystrój mesy dla załogi i mesy dla pasażerów.

Drzwi do małego przedziału kuchennego stały otworem, krzątała się tam Janet. Alex był zadowolony, że zgodziła się przygotowywać posiłki. Gdyby Janet była feministką, nie weszłaby do kuchni nawet pod lufą pistoletu.

Kim siedziała w fotelu pod ścianą z kieliszkiem w ręku. Wchodzących obrzuciła ponurym spojrzeniem.

– Gdy do pomieszczenia wchodzi kapitan, należy wstać – oznajmiła półgłosem Janet, nie odwracając się. Kim zerwała się z miejsca, omal nie rozlewając wina.

Alex pomyślał, że zwerbowanie Janet było najlepszą decyzją kilku ostatnich dni. Jeśli ktoś mógł zrobić z Kim prawdziwego astronautę, to właśnie ta kobieta z Ebenu.

– Niemniej jednak – kontynuowała Janet tym samym tonem – kobiety wchodzące w skład załogi tradycyjnie nie przestrzegają tej zasady, zwyczajowo witając kapitana skinieniem głowy… lub czarującym uśmiechem.

I odwróciła się do Aleksa, prezentując tenże uśmiech.

– Dziękuję, Janet – powiedział. – Kim, usiądź wreszcie.

– Macie ochotę na kanapki, chłopcy? – spytała Janet całkiem nieregulaminowym tonem, wychodząc z kuchni z tacą w rękach.

– Jak najbardziej. – Hang usiadł obok Kim, uśmiechnął się do niej. – Przyjaciółko specu, wspaniale wyglądałaś na wachcie!

Kim prychnęła i rzuciła Aleksowi tak przenikliwie spojrzenie, jakby wiedziała o ich rozmowie… O, do licha!

Alex poczuł, że się czerwieni. No, oczywiście! Dziesięć metrów, co to za odległość dla Kim z jej wzmocnionym słuchem!

– A ty jesteś tym zielonym smarkiem, który wisiał w przestrzeni? – spytała dziewczyna z niewinną miną.

Zapadła cisza. Hang roześmiał się z wysiłkiem.

– Zwykle moja postać budzi przyjemniejsze skojarzenia, biały wirze.

– Z początku rzeczywiście były przyjemniejsze – ucięła Kim.

Chyba Morrison również zrozumiał, w czym rzecz. Potarł nos i popatrzył przepraszająco na Aleksa.

Cóż począć, dla Kim ich zachowanie wyglądało jednoznacznie. Dwóch facetów dzieli ją jak towar, a ten, którego ona kocha, rezygnuje z niej bez żalu.

Sytuację uratował – jeśli w ogóle można było coś uratować – Paul. Energetyk wyszedł ze swojego przedziału; Alex usłyszał cmoknięcie hermetyzującego się luku. Lurie nie wchodził na razie do mesy, wszyscy wiedzieli, czym się teraz zajmuje.

Wszyscy, prócz Kim.

– Co on tam robi?

„Zielony smark” odpowiedział pierwszy. Widocznie Hang był wyjątkowo uparty.

– Praca energetyka, nawet na czystych reaktorach glonowych, związana jest ze stałym ryzykiem napromieniowania.

Kim wzruszyła ramionami, jakby dziwiła ją ta znana wszystkim prawda.

– Jego organizm został wyjątkowo wyspecjalizowany – kontynuował Hang. – Na przykład kości czaszki i miednicy zawierają dużą ilość ołowiu, pełniąc rolę ekranu. Żebra, zrośnięte w jedną płytkę kostno – chrzęstną, pełnią tę samą funkcję… Ale za najbardziej złożony problem uważa się ochronę narządów rozrodczych. Napromieniowanie jąder może doprowadzić do mutacji.

– Czyli na energetyków należałoby brać kobiety – mruknęła Kim.

– A propos, u nas tak właśnie robiono – zauważyła Janet melancholijnie. Wzięła z tacy ogromną kanapkę i zaczęła jeść.

– W ostatnim dziesięcioleciu – kontynuował Morrison, bynajmniej niestropiony – stosuje się bardziej racjonalne podejście do tego problemu… Witaj, Paul!

Energetyk skinął głową, wchodząc do mesy.

– Rozwiązanie znaleziono w praktyce walk sumo – wygłosił uroczyście Hang. – W razie konieczności nasz energetyk wciąga jądra w miednicę, gdzie są bezpiecznie chronione przed promieniowaniem.

– O rany! – Kim z zachwytem popatrzyła na Luriego. – To bardzo trudne?

– Obawiam się, że nie zdołasz tego zrozumieć. – Paul sięgnął po kanapkę – Właściwie nie. Nie wolno tylko się spieszyć, w przeciwnym razie proces staje się bolesny.

– Kapitanie, czego się pan napije? – spytała Janet.

– Czerwonego wina. – Alex skinął Luriemu, ten odpowiedział pełnym szacunku ukłonem. – W ramach solidarności z tradycjami zawodowymi naszego energetyka. Dobra robota, Paul.

– Dziękuję, kapitanie. Ma pan dobry statek, praca na nim to sama przyjemność.

W końcu pojawił się również Generałow. Postał chwilę w korytarzu, patrząc na towarzyszy, wreszcie powiedział posępnie:

– Kapitanie, sprawdziłem wariant z wykorzystaniem tunelu Moniki-3. Z prawdopodobieństwem siedemdziesięciu dwóch procent nie zyskamy na czasie.