– Dlaczego? – zapytał Alex.
– Takie jest prawdopodobieństwo rytualnej walki Brownie w chwili naszego przejścia przez system. Nawet jeśli uda nam się nie włączyć do walki, manewry i ucieczka przed pogonią zajmą od dziewięciu godzin do trzech dni.
– My przeszliśmy Monikę-3 w ciągu dwóch godzin – wtrącił się Morrison.
– Mieliście szczęście.
– Niechże pan siada, Pak – skinął Alex. – Prawdopodobnie ma pan słuszność. Napije się pan wina?
– Z przyjemnością. – Generałow, wyraźnie usatysfakcjonowany zwycięstwem, usiadł obok Paula i powiedział półgłosem: – Dobra robota, stary…
– Wyznaczał pan interesujące zadania w zakresie zużycia energii – odparł oględnie Paul.
Janet nalała wszystkim wina. Wyraźnie nie przeszkadzała jej nieprzewidziana w kontrakcie rola stewarda.
– Uwaga! – Alex wstał. – Przyjaciele… parę nieoficjalnych słów.
Generałow z uśmieszkiem rozwalił się w fotelu. Kim, nadal rzucając Aleksowi ponure spojrzenia, przysunęła kieliszek do ust. Co ona tam ma, sok czy wino?
– To mój pierwszy lot na stanowisku kapitana – oznajmił Alex. – I będę szczery do końca… Zostałem kapitanem „Lustra” przypadkiem.
– Fart… – powiedział półgłosem Morrison, ale już bez poprzedniego napięcia.
– Fart – przyznał Alex – I za to dziękuję Kim.
Dziewczyna uniosła brwi, ale nic nie powiedziała.
– Wasza obecność tutaj również jest dziełem przypadku… Szkoda, że nie mógł zerknąć na Biesa. Czy czasem na jego mordce nie pojawił się sceptyczny uśmiech?
– Każde z nas bardzo się różni od pozostałych. Janet pochodzi z Ebenu… jej doświadczenie i wiedza są wyjątkowe.
Murzynka uśmiechnęła się.
– Paul dopiero zaczyna karierę astronauty, która, jak sądzę, będzie bardzo błyskotliwa.
Energetyk spuścił oczy.
– Pak to jedyny znany mi natural, który nie tylko pracuje jako nawigator, ale w dodatku robi to doskonale.
Kwaśna mina Generałowa wyrażała tylko jedno – słyszał już nieraz takie komplementy i maje gdzieś, życie to i tak parszywe bagno.
– Kim to chyba najmłodszy i najładniejszy specbojownik na świecie.
Dziewczynka popatrzyła na niego badawczo.
– A Hang tak długo wahał się przed podpisaniem kontraktu, że namówienie go stało się dla mnie kwestią honoru.
Morrison z westchnieniem rozłożył ręce, po czym jedną ulokował na oparciu fotela Kim.
– Dlatego pragnę wznieść toast za naszą załogę, która zaczyna stawać się prawdziwą rodziną i zespołem! – zakończył Alex.
Stuknęli się kieliszkami.
– Dobre wino – oznajmił Morrison tonem znawcy. – Wiecie, pracowałem dwa lata na niewielkim statku należącym do firmy Barton, woziliśmy wina z Ziemi. Najlepsze wina! No i pół procenta szło na straty transportowe… a my byliśmy bardzo sumienną załogą. Sam nie wiem, jak udało mi się przeżyć te dwa lata!
Janet powiedziała w zadumie:
– A ja po raz pierwszy spróbowałam alkoholu, mając trzydzieści lat. W niewoli… Nie chciałam wtedy żyć i byłam pewna, że kieliszek wina mnie zabije. Widzicie, na Ebenie używanie alkoholu, narkotyków i tytoniu uważane jest za autodestrukcję organizmu, przestępstwo wobec ludzkości.
– Nieszczęśnicy… – westchnął Generałow.
– Mieliśmy inne radości życia – odparła Janet. – Coś na pewno traciliśmy, ale to przecież nieuniknione. Wszyscy z czegoś rezygnujemy, zyskując w zamian coś innego.
– Od życia należy brać wszystko! – ogłosił z przekonaniem Pak.
– Naprawdę? – Janet zmrużyła drwiąco oczy. – To dlaczego nie uprawia pan seksu z kobietami?
– Próbowałem, ale nie spodobało mi się! – powiedział szybko Generałow.
– W takim razie wiele pan traci. A już na pewno nie bierze pan od życia wszystkiego.
Generałow skrzywił się, ale zmilczał.
– A ja po prostu muszę pić alkohol – rzekł Paul. – Mój metabolizm został tak skonstruowany, że jeśli nie wypiję pięćdziesięciu gramów czystego alkoholu dziennie, zaczynam się źle czuć.
Przypominało to jakiś dziwny apel. Kim już miała coś powiedzieć, gdy ożyły ukryte głośniki.
– Kapitanie! – Program serwisowy statku uznał za stosowne i zwrócić się właśnie do Aleksa. – Do statku zbliżają się trzy formy życia.
– Oto i nasi pasażerowie… cholera! – Morrison machnął ręką z pustym kieliszkiem. Druga ręka leżała na ramieniu Kim, ale dziewczyna nie zwracała na to uwagi. – I pewnie zażądają natychmiastowego startu!
– Jesteśmy załogą i musimy być posłuszni regulaminowi. – Alex wstał. – Janet, chodźmy ich powitać. Pozostali są wolni.
Właściwie należało wziąć ze sobą Kim, lecz Alex nie chciał ryzykować, pokazując pasażerom tak niezwykłego specbojownika. Weszli do śluzy, Alex spiesznie poprawił mundur, z braku lustra przeglądając się w połyskliwej powierzchni cylindra skafandrowego. Janet wyciągnęła rękę i szybko wygładziła mu kołnierzyk.
– Wszystko w porządku, kapitanie – szepnęła uspokajająco. – Proszę się nie denerwować.
Alex się uśmiechnął. Nie miał najmniejszej ochoty udawać przed tą kobietą.
– Statek, otworzyć śluzę, wpuścić przybyłych – zakomenderował.
Luk w podłodze rozsunął się, trap spłynął w dół. Na zewnątrz było już ciemno i tylko rzadkie rozbłyski ogni startowych obrysowały postacie z dołu.
Przybysze weszli na platformę jednocześnie, trap zaczął się podnosić.
Na przodzie stały dwie dziewczynki, wyglądające na rówieśniczki Kim. Ładne, uśmiechnięte, smagłe bliźniaczki. Każda miała w ręku małą walizeczkę.
Za ich plecami tkwił mężczyzna o takich gabarytach, że własne metr osiemdziesiąt pięć wydało się Aleksowi niewarte wzmianki. Typ europeidalny, jasne włosy krótko ostrzyżone, lodowato błękitne oczy o przenikliwym spojrzeniu, ubranie cywilne, ale leży jak mundur. Głos ciężki.
– Alex Romanow, kapitan statku „Lustro” – rzekł mężczyzna. Nie pytał, stwierdzał fakt.
– Tak – powiedział Alex. Nie było sensu powtarzać słów przybysza.
– Bardzo dobrze. – Mężczyzna wyjął z kieszeni starannie złożoną kartkę. – Jestem Daniła Ka-trzeci Szustow, przechodzi pan pod moje zarządzanie.
Alex wziął od niego dokumenty. No, proszę! Klon! Zerknął na Janet.
Z Murzynką działo się coś dziwnego. Jej twarz była absolutnie nieruchoma, jakby zamrożona. Martwa.
– Pozwoli pan, że przedstawię moje towarzyszki i podopieczne – kontynuował Ka-trzeci. – Zej-So i Sej-So, nasi szanowni goście z Gromady Czygu.
Alex wstrzymał oddech. Zresztą nie było takiej potrzeby, te Czygu nie pachniały.
– Dzień dobry! – zaśpiewały unisono Czygu. – Pomyślności i zdrowia, słudzy!
Janet stała jak słup.
– Proszę nas zaprowadzić do naszych kajut – zadysponował Ka-trzeci.
Alex odwrócił się do Janet, z ogromnym trudem pokonując oszołomienie. Serce waliło mu jak młotem.
Jeśli kobieta z Ebenu straci panowanie nad sobą, zabije obie Czygu gołymi rękami. Tego bydlaka, ochroniarza, zabije również. A przynajmniej spróbuje.
– Speclekarzu!
Janet powoli przeniosła wzrok na Aleksa.
– Proszę… rozkazuję natychmiast zająć się przygotowaniem przedziału medycznego do startu.
– Przedział przygotowany… – powiedziała Janet martwym głosem.
– Rozkazuję przeprowadzić dokładny test wszystkich systemów.
Kobieta stała nieruchomo jeszcze kilka sekund, zanim skinęła głową i wyszła ze śluzy. Alex ucieszył się, że automatycznymi drzwiami nie da się trzasnąć z hukiem.
– Czy na podkładzie są chorzy? – zainteresował się uprzejmie Ka-trzeci.