– Muszą – przyznała dziewczyna. Wyglądała jak pod wpływem narkotyków. I w jakimś stopniu tak właśnie było, organizm zaczął wyrzucać do krwi endorfiny. – Ale tu jest nieprzyjemnie.
Alex doskonale ją rozumiał. Stadium poczwarki, inaczej mówiąc metamorfoza, to najbardziej niebezpieczny moment w życiu speca. Kiedy się zbliża, człowieka ogarnia agorafobia. Pozostawanie na otwartej przestrzeni jest nie tylko nieprzyjemne, ale wręcz przerażające.
– Teraz się pospieszymy – zapowiedział Alex. – Pójdziemy do hotelu, tam dadzą nam malutki pokoik, cichy i przytulny. Położę cię do łóżka, przykryję kołdrą, wyłączę światło i będziesz mogła spać. A gdy się obudzisz, wszystko już będzie dobrze.
– Dobrze – zgodziła się Kim. – Tylko chodźmy bardzo szybko… Zaśmiała się lekkim, urywanym śmiechem, jaki zna każdy mężczyzna, którego kobieta przesadziła z alkoholem. Po chwili zmieniła ton.
– Nie skrzywdzisz mnie?…
Ręka dziewczyny spoczęła na ramieniu Aleksa. Była za mała, żeby objąć dorosłego mężczyznę, lecz Alex doskonale wiedział, że te smukłe palce, lekko dotykające jego szyi, mogłyby w jednej chwili złamać mu kręgosłup.
Podejrzliwość, czasem zupełnie irracjonalna, również jest oznaką zbliżającego się stadium poczwarki. A przecież oni prawie się nie znali.
– Nie skrzywdzę – obiecał Alex. – Chodźmy szybciej, zimno tu.
– Chodźmy…
Bulwar był pusty – na Rtęciowym Dnie nie spotykało się zbyt wielu miłośników nocnych przechadzek; pusty i nieoświetlony. Al ex szedł szybko ciemną aleją czując, jak drży ręka dziewczyny. Drży i staje się coraz cieplejsza. I bardziej sucha.
Cholera, co on wyprawia…
Kelner nie kłamał – Hilton rzeczywiście znajdował się tuż obok. Alex wiedział, że kiedyś, dawno temu, jeszcze w erze przedkosmicznej, sieć hoteli Hilton była prestiżowa i bardzo droga. Ale na początku gwiezdnej ekspansji właściciele sieci postawili na masowe i tanie noclegownie. I jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę.
Przysadzisty dwupiętrowy budynek prezentował się całkiem przyzwoicie. Przykryte plastikowymi płytkami ściany zachowały soczyście pomarańczowy kolor, wisząca w powietrzu reklama świetlna obiecywała uczciwie „maksymalny komfort za minimalne pieniądze”.
Z Kim, już wiszącą mu na ramieniu i ledwie powłóczącą nogami, Alex wszedł do holu.
Nocny portier, czterdziestoletni mężczyzna natural, spojrzał na nich badawczo i uśmiechnął się wyrozumiale. Z jego punktu widzenia wszystko było jasne – szukający rozrywki spec poderwał pijaną młodziutką dziewczynę naturala. Alex nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu.
– Pokój w minimalnej konfiguracji… na trzy godziny – dokończył, rzucając okiem na cennik. Pokój pochłonie wszystkie jego pieniądze.
– Pierwsze piętro, numer 26 – oznajmił portier, podsuwając skaner kasowy. Alex wyjął kartę, pozwolił na ściągnięcie pieniędzy. – Hej, dziewczyno, idziesz z nim?
– Idę – powiedziała twardo Kim. – Położę się do łóżka, przykryję kołdrą i wyłączymy światło.
Portier dyskretnie mrugnął do Aleksa.
– Idziemy. – Pilot czuł, że jeszcze chwila i dziewczyna upadnie na podłogę. – Chodźmy… tam będzie ciemno i cicho…
Widocznie obietnica zrobiła swoje – trzymając się go kurczowo, Kim poszła w kierunku windy.
W kwestii ciszy wszystko się zgadzało – właściciele Hiltonu wiedzieli, jak bardzo gości tanich hoteli drażni hałas, czy to z ulicy, czy z sąsiednich pokoi. Rzecz jasna nie zamontowano wytłumiaczy dźwięku, ale ściany pomiędzy pokojami wypełniono pianką próżniową.
Za to światło włączyło się z bezlitosną jasnością, demonstrując ubogie wnętrze małego pokoiku. Dwuosobowy, ale wąski tapczan, zaścielony syntetyczną pstrokatą pościelą, dwa plastikowe fotele, plastikowy stół, tani ekran na ścianie, uchylone drzwi do łazienki, z dumną naklejką STERYLNIE CZYSTO nad klamką.
Kim jęknęła, zasłaniając oczy prawą ręką. Lewą nadal trzymała się Aleksa.
– Przyciemnić! – polecił Alex, zapominając, gdzie jest. Zaklął i przesunął palcem po sensorze, gasząc światło. Lampy pod sufitem pociemniały, na chwilę zapłonęły martwym sinawym blaskiem, potem zamigotały w wesołym dyskotekowym rytmie, a w końcu udało im się osiągnąć stłumione różowe światło, mdłe, ale nierażące.
– Boli – poskarżyła się cichutko Kim.
Jej receptory na pewno miały podwyższony próg wrażliwości, ale widocznie ból przedarł się przez wszystkie zasłony.
– Wytrzymaj jeszcze chwilę… – poprosił Alex, biorąc dziewczynę na ręce. – Rozpoczęła się metamorfoza. Rozumiesz?
Słabe kiwnięcie.
Alex położył Kim na łóżku, zaczął jej rozpinać kurtkę.
– Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz – powiedziała dziewczyna.
Co za głuptas.
– Nie bój się. Chcę ci pomóc.
Zdjął z niej kurtkę, dżinsy i sweter; Kim leżała teraz w cienkich majteczkach przesiąkniętych świeżą krwią. Pewnie czuła krwotok, bo próbowała zasłonić się ręką.
– Masz okres? – zapytał Alex.
– Nie… za wcześnie.
– Jasne.
Alex bez wahania ściągnął z niej brudną bieliznę, odchylił kołdrę, ułożył dziewczynę wygodniej. Kim nie pomagała mu, ale i nie stawiała oporu. To już było coś. Chyba odwlekała metamorfozę, jak długo mogła, nieświadomie, bo ten proces nie podlega rozumowi, lecz podświadomie zdając sobie sprawę z własnej bezbronności. Pojawienie się Aleksa zakłóciło kruchą równowagę pomiędzy umieszczonym w genach programem i hormonami powstrzymującymi stadium poczwarki. Dziewczyna zaufała mu – i zaciśnięta sprężyna zaczęła się prostować.
– Przeszkadza ci światło? – zapytał.
– Nie…
Zmieniał jej się głos. Rozpoczęła się przebudowa krtani.
– Kim, spróbuj mnie wysłuchać. To bardzo ważne, rozumiesz?
– Tak…
– Wchodzisz w trans metamorfozy. Zaraz zaczną się wizje… najróżniejsze. Twoje ciało zmieni się odpowiednio do umieszczonego w nim programu. Jestem pewien, że wszystko pójdzie dobrze, ale może trochę boleć. Wytrzymasz?
Dziewczynka skinęła głową. Z nozdrzy popłynęły kropelki krwi.
– Chcesz pić?
– Nie… na razie nie.
Alex westchnął. Wiedział o stadium poczwarki dokładnie tyle, ile wiedział każdy spec, który przeszedł ten etap i otrzymał podstawowe wykształcenie. Tak naprawdę wystarczyło wiedzieć tylko jedno – metamorfoza powinna odbywać się pod nadzorem specjalisty. Zakłócona metamorfoza – w szpitalu.
Cholera jasna…
W kieszeniach pusto. I żadnych znajomości. Obca planeta, obce miasto i obca dziewczyna, wchodząca w stadium poczwarki…
Podsunął ręce pod drgające ciało, uniósł je.
Trzydzieści dziewięć, może czterdzieści kilogramów. Niewybaczalnie mało jak na metamorfozę. I… jest jeszcze coś, niepokojącego i nieprawidłowego. Niewyważenie masy ciała, nietypowe dla człowieka.
– Kim!
Dziewczyna otworzyła oczy.
– Czy zostałaś scyborgizowana?
– Nie…
– Żadnych sztucznych narządów? Sterowniki rytmu, transplantaty, wbudowana broń?
– Nie.
– Twoje ciało jest biologicznie czyste? Zupełnie czyste? Żadnych obcych elementów?
Mógł się mylić. Jego wyczucie równowagi zostało wzmocnione na okoliczność tych jakże rzadkich wypadków, gdy master – pilot musi korzystać z małego aparatu latającego w rodzaju flaera.
Kim milczała, patrzyła na niego przestraszona.
– Dziewczyno, nie można wejść w stadium poczwarki, jeśli ma się implanty! Organizm nie wytrzyma!
To byłby koniec. Jeśli dziewczynie z jakiegoś powodu wszczepiono sztuczne narządy – już po niej.
– Przysięgnij…