Выбрать главу

Popatrując od czasu do czasu na ekran widoku zewnętrznego, gdzie w przestrzeni nadal wisiał lucyfer, Alex włączył odbiór wiadomości z Zodiaku.

I od razu natknął się na informację o Czygu.

Powodów konfliktu w ogólnej sieci informacyjnej nie podano. Pojawiła się jedynie wzmianka o incydencie, w wyniku którego na terenie Imperium zginęła przedstawicielka klanu rządzącego Czygu. W imieniu imperatora złożono już przeprosiny, a także obietnicę surowego ukarania winnych, zorganizowania uroczystego pogrzebu i wypłacenia odszkodowania. Z punktu widzenia przeciętnego człowieka rasa Czygu niepotrzebnie się wściekała. Mało to we wszechświecie nieszczęśliwych wypadków? Rozpoczynanie wojny z powodu śmierci jednej jedynej istoty rozumnej to czyste szaleństwo!

Właśnie to przestraszyło Aleksa. Imperium szykowało się do wojny. Imperium tworzyło tło propagandowe. Rzecz jasna, inne rasy poznają nieocenzurowaną wersję konfliktu, ale… wojowniczych Halflingów ucieszą kłopoty Czygu, a Brownie nie uznają najbardziej nawet bestialskiego mordu za powód do wojny.

Czyżby optymizm Eduarda wynikał ze spodziewanej reakcji obcych ras? Może liczy, że ludzkość zyska sprzymierzeńców?

Naiwny! Sprzymierzeńcy zawsze przychodzą na czas – czyli wtedy, gdy dochodzi do podziału terytoriów przeciwnika.

Najbardziej przykre było to, że po obu stronach już pojawiły się ofiary.

Do incydentu doszło na Wołdze, planecie niezbyt bogatej, o surowym klimacie, której mieszkańcy – głównie Żydzi i Słowianie – upartą pracą zdobywali swój chleb powszedni. Właściwie było tu tylko jedno duże miasto, kosmodrom i jedyny zakład przemysłowy – wytwórnia paliw. Całą pozostałą zamieszkaną powierzchnię planety stanowiły bagna, gdzie koloniści bawili się w farmerów.

Wołga po prostu miała pecha, bo w jej przestrzeni przypadkiem znalazł się niewielki statek handlowy Czygu. Statek nie był nowy, teoretycznie cywilny i nieprzystosowany do prowadzenia działań bojowych, w każdym razie do atakowania powierzchni planety. Ale Obcy runęli na Wołgę niczym starożytni kamikadze. Gdyby skoncentrowali się na zniszczeniu stacji obronnych kosmodromu, być może uzyskaliby jakieś efekty, ale Czygu jakby stracili rozum. Zaczęli chaotycznie ostrzeliwać miasto z dział plazmowych o małej mocy i po czterdziestu dwóch sekundach zostali zestrzeleni ogniem z planety. O dziwo, Obcym nie udało się nawet rzucić swojego płonącego statku na miasto – upadł w bezludnej okolicy, gdzie bagna szybko wciągnęły go w głąb.

Reportaż z planety był – jak to się zdarza na takich prowincjonalnych światach – bardzo emocjonalny i bezpośredni. Młoda, sympatyczna Żydówka z emfazą opowiadała o zniszczeniach w mieście, pokazując przebite dachy, zniszczone drogi, zburzone budynki. Najbardziej ucierpiała Klinika Dobrego Doktora Lubawskiego, jedyne centrum stomatologiczne. Sam doktor Lubawski, potężny, krótko ostrzyżony specstomatolog, stał na tle płonącego budynku i barwnie opowiadał, jak zaczął się pożar, jak zadrżały ściany, jak chwycił pacjentkę pod pachę i wyniósł ją z ognia… nawet nie kończąc czyszczenia kanału zębowego… Podenerwowany doktor przestał kontrolować swoje odruchy; palec wskazujący i kciuk prawej ręki złożyły się w kleszcze i zaczęły się poruszać, jakby szukając chorego zęba…

Lekarz i tak miał szczęście, klinika na pewno była ubezpieczona. Za to księgarnia, należąca do Jurija Ka-drugiego Siemieckiego, nie tylko runęła, ale pogrzebała pod sobą właściciela. Zalana łzami małżonka klona chaotycznie opowiadała kiwającej ze współczuciem reporterce o tym, jakim dobrym człowiekiem był Ka-drugi Siemiecki. Znacznie lepszym od Ka-pierwszego, którego również znała. Bardzo lubił pstrągi… wspaniale naśladował głos zięby… wierzył w reinkarnację i zapewniał wszystkich, że pamięta swoje poprzednie wcielenia; jak twierdził, każde jego życie kończyło się tragiczną śmiercią. No i wykrakał sobie… Zresztą, bez względu na to, co się działo z nim w poprzednich wcieleniach, tym razem Jurij miał jeszcze szansę na ratunek – ratownicy z zapałem rozkopywali ruiny w nadziei, że najpierw biedaka zasypało książkami, a dopiero potem pogrzebało pod betonowymi płytami. Otuchy dodawały informacje specratownika, że głęboko pod zawałem słyszy rytmiczny stuk. Być może to tylko woda kapała z rozerwanych rur, ale wszyscy chcieli wierzyć, że to bije mężne serce Siemieckiego… *

Alex wyłączył wiadomości.

– Czysta farsa – skomentował.

Handlowy statek Czygu nie miał żadnych szans. Albo na jego pokładzie nie było w ogóle osobników żeńskich, albo samica nie zdołała uspokoić załogi. Zdumiewające, że w ogóle udało im się zniszczyć jakieś budynki.

Ale fakt pozostawał faktem – Gromada i Imperium już starły się w walce.

Przy drzwiach pisnął sygnał.

– Otworzyć – polecił Alex. Przygotował się, że ujrzy Jenny Watson albo Holmesa, ale do kajuty weszła Janet.

Chyba od początku ich znajomości Alex nie widział kobiety z Ebenu tak spokojnej i emanującej wewnętrznym blaskiem. Janet nie można było nazwać ładną, pięć specjalizacji nadały jej twarzy specyficzny wygląd, ale teraz Murzynka jakby płonęła własnym światłem.

– Janet? – Alex poszedł do baru i wrócił z butelką wina. Nalał kobiecie pełny.kieliszek.

– Dziękuję, z przyjemnością. Właśnie przed chwilą skończyłam rozmowę z naszym przyjacielem Holmesem. – Janet usiadła w fotelu i zerknęła na neuroterminal leżący na stole. – Rozrywka?

– Powiedzmy… I co mówił Holmes?

– Że wszyscy jesteśmy podejrzani. A ja – Janet uśmiechnęła się oszałamiająco i podniosła kieliszek w ironicznym pozdrowieniu – przede wszystkim.

– I to cię tak ucieszyło?

Janet pokręciła głową, na chwilę odzyskując powagę.

– Ależ skąd, Alex. Nie jestem masochistką. Nie ma nic przyjemnego w podobnych oskarżeniach… bo przecież to nie ja zabiłam Czygu.

Przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem.

– Naprawdę nie ja – powtórzyła Janet. – Przecież ci przysięgałam. Powody mojej radości są zupełnie inne.

– Czyli?

– Wojna! Czygu się nie uspokoją, a więc Imperium będzie musiało rozpocząć wojnę.

– Janet Ruello – powiedział powoli Alex – to, co mówisz, jest potworne. Wojna pochłonie miliardy ludzkich istnień!

– Bzdura – pokręciła głową Janet. – Kompletna bzdura. Słynny specdetektyw też tak uważa, ale i on nie ma racji. Załatwimy Czygu raz-dwa.

– Jakim cudem, do licha?

Janet popatrzyła na niego zdumiona:

– Naprawdę nie rozumiesz? Alex, przecież moja ojczyzna nie została zniszczona! Eben nakryto polem izolującym, ale usunięcie go to sprawa kilku minut… jeśli tylko imperator wyda rozkaz.

Aleksowi zabrakło tchu. Janet kontynuowała swoje rozważania.

– Naszej planety nie należy mierzyć zwykłą miarką, już ja wiem to najlepiej. Tam, pod skorupą, nadal istnieje kościół, patriarchowie, większość floty. Budowane są nowe statki, tworzona nowa broń. No i w naszych ludziach nie ma nienawiści do Imperium! Jeśli pole zostanie zdjęte, Eben stanie ramię w ramię z Imperium. Wierz mi, nic nie dorówna krążownikom klasy Liturgia czy rajderom Anatema… Wasz imperator – Alex zarejestrował tę przypadkową (a może celową?) pomyłkę – to tylko małe dziecko, lecz w Radzie Imperium nie zasiadają sami idioci. Jeśli wojna stanie się faktem, z Ebenu zostanie zdjęta kwarantanna i wówczas Czygu będą skazani. Oceniam, że stracimy od pięciu do piętnastu planet, zanim działania bojowe zostaną zepchnięte na terytorium Czygu. Raczej pięć… A jeśli Południowo – Nadmorskie Laboratorium na Ebenie ukończyło prace nad siecią gluonową, statki Obcych spłoną przy wyjściu z hiperkanałów!

– Janet… czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz? – wyszeptał Alex, Teraz już rozumiał aluzje Eduarda. Ziemia miała w rezerwie prawdziwie cudowną broń, o której wszyscy zapomnieli…