– Każdy mógł włożyć skafander! – warknął Pak, po czym westchnął: – Ech, w złą godzinę nająłem się na pański statek, kapitanie…
– Pak, wszystko będzie w porządku. Niewinni nie ucierpią.
– Aż tak pan wierzy w tego sklonowanego Holmesa? – zapytał ironicznie Generałow, już zmierzając do wyjścia.
– Nie. Aż tak wierzę w siebie.
Paul Lurie zjawił się u Aleksa po wyjściu Generałowa i Kim. Pak opuszczał kajutę spięty, Kim – wyraźnie uspokojona.
– Siadaj – Alex wskazał głową fotel. – Wina?
Paul ze smutkiem skinął głową.
– Może być to? Czy wolisz czerwone? – zapytał Alex, pokazując butelkę.
– Może być to. – Paul wziął kieliszek, obrócił go w ręku i zapytał, spoglądając na Aleksa: – Kapitanie, czy pan też podejrzewa mnie o zamordowanie Czygu?
Alex się zaciekawił:
– Z jakiego to powodu znalazłeś się na liście podejrzanych pod numerem jeden?
Pak sposępniał.
– A co, nie tylko ja?
– Odpowiedz.
– Holmes mówił o moim profilu psychologicznym. No… na uczelni faktycznie lubiłem różne zabawy… ale to już przeszłość! Poza tym, jest różnica pomiędzy włamaniem się do komputera wykładowcy a posiekaniem Obcej na kawałki!
– To prawda. Holmes będzie miał problem ze znalezieniem niepodważalnych dowodów – przyznał Alex.
Paul opróżnił kieliszek i skrzywił się.
– Nie najlepszy rocznik.
– Nie najlepszy – przyznał Alex. – Nie przejmuj się, Paul. Holmes tylko cię prowokuje. Obserwuje reakcje na swoje zarzuty.
– Tak właśnie pomyślałem. Powiedział też, że jestem zbyt pozytywnym młodym człowiekiem. Że mam za mało powodów i możliwości, żeby zabić Czygu. I że to właśnie jest najbardziej podejrzane!
Alex się roześmiał.
– Nie martw się, w oparciu o coś takiego nie skaże cię żaden sąd. Zwłaszcza sąd Czygu. Oni potrzebują żelaznych dowodów.
– Kapitanie, więc kto ją zabił? – Paul zniżył głos. – Może… Janet?
– Szczerze mówiąc, już wiem, kim jest zabójca. – Alex wyjął papierosy, zapalił. – To rzeczywiście proste.
– Wie pan? – zawołał energetyk.
– Tak. Nie jestem pewien, czy Holmes też to wie, on na razie obserwuje nas i zbiera informacje. Ale ja wiem.
– Ale pan nie jest detektywem!
– No i co z tego?
Młodzieniec spojrzał na Aleksa z zachwytem.
– Więc kto to jest?
– Nic teraz nie powiem, nie mam przecież dowodów. Ale zdobędę je. Zabójca mimo wszystko popełnił błąd. Teraz pozwolę mu zrobić następny, a potem Czygu dostaną swojego kozła ofiarnego. Wojny nie będzie.
– Więc to nie Kim i nie Janet…
– Niby dlaczego?
– No bo mówi pan o nim „zabójca”, „kozioł ofiarny”…
– Zabójca jest istotą pozbawioną płci. – Alex się uśmiechnął. – Nie próbuj zgadywać.
– Wiedziałem, że pan nas chroni, kapitanie.
– To moja praca – westchnął Alex. – No dobrze, Paul, zaraz przyjdzie Morrison, muszę wysłuchać również jego…
– To znaczy, że wszyscy już u pana byli? – olśniło energetyka.
– Właśnie. Każdy biegnie do mnie i skarży się na Holmesa.
Alex wziął Luriego za ramiona i łagodnie popchnął w kierunku drzwi.
– No już, poskarżyłeś się sam, ustąp miejsca towarzyszowi.
Przy drzwiach pisnął sygnał.
Morrisona również trzeba było poić koniakiem.
W odróżnieniu od Janet drugi pilot nie cieszył się z przyszłej wojny; w odróżnieniu od Kim nie wierzył, że Alex zdoła go ochronić; w odróżnieniu od Generałowa nie przekuwał swojego strachu w gniew; a w odróżnieniu od Luriego miał poważne powody bać się oskarżeń. Był biały jak kreda.
– Hang, wszystko będzie dobrze – powiedział Alex po raz kolejny. – Specdetektyw nie podstawi niewinnego. Jeśli to nie pan zabił Czygu…
– To nie ja! Od razu po wachcie poszedłem spać, byłem zmęczony!
– Wobec tego nie ma pan powodów do niepokoju.
– Chciałem zajrzeć do Kim…
– Trzeba było. Oboje mielibyście alibi.
– Stałem przy jej kajucie, ale drzwi się nie otworzyły.
Alex ściągnął brwi.
– Niedobrze…
– Pytałem o to Kim, ale powiedziała, że tak mocno spała.
– Bzdura. To specbojownik, sygnał by ją obudził. – Alex spochmurnial. – Co z niej za głuptas… Nie mogła wymyślić nic lepszego?
Hang wytrzeszczył oczy.
– Więc to Kim? Kim to zrobiła?
Alex machnął ręką.
– Poczekaj.
Włączył terminal, na ekranie pojawiła się tablica trochę przypominającą schemat Holmesa, tylko prostsza. Sześć linii – członkowie załogi i czas.
– To dlatego się nie denerwowała… – mruknął Alex. – Ma w rękawie atutowego asa… Tak… No i kto jeszcze ma alibi?
– Kim dokądś poszła? – zapytał stropiony Morrison.
– Oczywiście. Albo patroszyła Czygu, albo uprawiała z kimś seks.
– Trzeciej możliwości nie ma?
– Nie. Dziewczyna jest we mnie bardzo zakochana i dlatego uważa, że powinna dochować mi wierności… ale trudno jej walczyć z drugą częścią własnej osobowości. Kim potrzebuje zdrowego, urozmaiconego seksu.
– Aleksie, czy przypadkiem nie zostałeś wyspecjalizowany na detektywa? – nie wytrzymał Morrison.
– Nie, Hang. To nie specjalizacja, to potrzeba chwili. – Alex skinął głową usatysfakcjonowany, starł obraz z ekranu. – Jak to dobrze, że Generałow jest zdeklarowanym homoseksualistą!
– Nic nie rozumiem! – wyznał drugi pilot.
– Wszystko jest bardzo zaplątane – powiedział Alex. – Wychodzę z założenia, że na statku jest tylko jeden terrorysta, a to jeszcze nie zostało dowiedzione.
Przeciągnął się i zerknął na Morrisona.
– W odróżnieniu od ciebie, mam obowiązek chronić całą załogę. Wszystkich prócz zabójcy… jeśli to członek załogi. Ciężka praca.
– Nie chciałbym być kapitanem…
– No wiesz, przecież to bardzo ciekawe! Chodźmy do mesy, założę się, że wszyscy już tam są.
– Przedstawienie trwa… – powiedział smętnie Morrison. – Ma pan nerwy jak postronki, kapitanie. Obawiam się, że moje nie są tak mocne.
– Jeden fałszywy ruch i przedstawienie zakończy się zagładą całej ludzkości – rzekł Alex. – Chcąc nie chcąc, człowiek staje się opanowany. Chodźmy, jestem głodny.
Rozdział 3
Podobno zdenerwowani ludzie dzielą się na dwa grupy – jedni muszą coś zjeść, drudzy przeciwnie, nie mogą nic przełknąć.
Z załogi „Lustra” apetyt stracił tylko Generałow. Smętnie rozgrzebywał sałatkę, a na widok Holmesa i Watson w ogóle odłożył widelec.
– Dobry wieczór, panie i panowie. – Detektyw wyglądał na ożywionego. – Nie przeszkadzamy?
Holmes najwyraźniej spodziewał się serdecznego przyjęcia od ludzi, których niedawno oskarżył o morderstwo.
– Oczywiście, że nie. – Alex gestem wskazał mu wolną kanapę. Gdy Holmes i Watson usiedli, Generałow demonstracyjnie wstał i przesiadł się do Kim i Janet. Murzynka, która właśnie przygotowała kolację i nakrywała do stołu, zdecydowanie nie miała zamiaru proponować posiłku Holmesowi i Watson.
Zapadło głuche milczenie.
– Kiedyś – rzekł detektyw, bynajmniej nie stropiony – razem z panią Watson badaliśmy sprawę wielkiej kradzieży naturalnych szmaragdów w kopalniach Basko – Cztery. Musieliśmy spędzić trzy doby wśród górników, jeść z nimi przy jednym stole, stać ramię w ramię na przodku… i tak dalej. Gdybyście wiedzieli, ile nienawistnych spojrzeń świdrowało nam plecy, ile razy przypadkiem zrywały się obudowy i spadały ze swoich miejsc roboty – rębacze… A gdy przy nieocenionej pomocy przemiłej pani Watson udało mi się odkryć prawdę, wszystko się zmieniło. Górnicy płakali, odprowadzając nas z planetoidy.