Tym razem Kim krzyczała z bólu. Niegłośno, jakby nie miała sił, ale tak żałośnie, że gdyby ją ktoś usłyszał, wezwałby policję i do pokoju wpadłaby brygada specjalna.
Alex wstrzyknął jej dwie ampułki narkotyku. Kwadrans później nie wytrzymał, zaaplikował dziewczynie stymulator serca i dodał jedną dawkę środka przeciwbólowego.
Bies na jego ramieniu popukał się palcem w skroń.
– Jasne, jeśli umrze, wszystko zwalą na mnie – przyznał Alex. – Wiem.
Gdy znowu chciał posłuchać pracy serca, usłyszał jedynie ciszę.
A jednocześnie dziewczyna równomiernie oddychała.
Potrzebował kilku minut, aby wpaść na to, że należy osłuchać całą klatkę piersiową.
Serce przesunęło się na środek piersi.
– Psiakrew! – powiedział AIex, wściekły na dziewczynę. Tak jakby zawczasu wiedziała, co się z nią stanie. Jakby miała czas opowiedzieć mu o szczegółach metamorfozy.
W gruncie rzeczy była to logiczna transformacja dla specbojownika. Może uratować życie, jeśli przeciwnik zechce strzelić w serce.
O czwartej rano Kim się uspokoiła. Oddech stał się głębszy i bardziej równy, serce, które już umościło się na dobre pośrodku piersi, biło rytmicznie i spokojnie. Za to policzki dziewczyny się zapadły, żebra i kości biodrowe niemal przebijały skórę, jakby Kim przez tydzień głodowała. Kieszeń na brzuchu się odsłoniła – zapadnięta skóra utworzyła zagłębienie, wyraźnie zaznaczając pierścień mięśni. Nabytek dla speca nie tyle bezużyteczny, co dziwny. Bardziej przydatny dla przemytnika, ale komu potrzebny spec – przemytnik?
– Twoi rodzice byli bardzo pomysłowi – mruknął Alex i otarł pokrytą potem twarz dziewczyny. Patrząc na nią, trudno było uwierzyć, że kilka godzin temu unieszkodliwiła osiłka w pociągu trzema ciosami.
Niewykluczone, że gdyby portier zobaczył Aleksa z taką towarzyszką, nie wynająłby im pokoju.
Stabilizacja przebiegała spokojnie, jakby wszystko odbywało się zgodnie z harmonogramem w sali szpitalnej, pod nadzorem doświadczonych lekarzy. Chusteczki sią skończyły, Alex wytarł więc dziewczynę mokrym ręcznikiem i usiadł przy oknie, żeby zapalić. Z przebudową ciała chyba sobie poradziła, ale spec składa się nie tylko z mięśni, nerwów i narządów wewnętrznych. Najważniejszy jest mózg.
Kim jęknęła.
Alex zgasił papierosa, usiadł obok i wziął ją za rękę. Jego towarzysz, specnawigator z Trzeciej Towarowo-Pasażerskiej, twierdził, że spec wychodzący ze stadium poczwarki opiera się na ludziach, którzy są przy nim, przeżywa swego rodzaju przeniesienie. Za przykład dawał siebie – ożenił się z pielęgniarką, która opiekowała się nim w okresie metamorfozy. Teoria brzmiała ciekawie i Alex nie kłócił się z przyjacielem, ale pamiętał, że sam nie czuł niczego do pielęgniarek i lekarzy, obecnych przy nim w czasie metamorfozy. Jeśli nawet zaszło u niego owo przeniesienie, to pewnie na mocną słodką kawę, którą poili go przez cały czas.
Dziewczyna zaczęła coś mamrotać. Wyraźnie, ale w nieznanym języku. Nie lingwa, nie angielski, nie chiński, nie niemiecki, nie rosyjski… Alex już chciał włączyć ekran i zażądać symultanicznego tłumaczenia, ale się rozmyślił. Byłoby w tym coś z podglądania przez dziurkę od klucza.
– Nie chcę! – powiedziała nagle Kim. Jej głos prawie się nie zmienił i to Aleksa ucieszyło. Jeszcze by tylko brakowało, żeby zachowując ciało dziecka, dziewczyna mówiła ostrym, władczym tonem!
– Teraz to już nie ma znaczenia, chcesz czy nie, musisz wytrzymać – tłumaczył jej pilot.
– Nie trzeba, proszę… nie trzeba… – mówiła żałośnie dziewczyna.
Alex pogładził ją po policzku. Umysł Kim błądził teraz w świecie snów i fantazji. Przemiana ciała to jedno, przemiana duszy zaś to zupełnie co innego. To najsubtelniejsza część meta – morfozy. Teraz Kim przeżywa sytuacje zaprogramowane jeszcze przed jej narodzinami. Przywyka do nich. Uczy się kochać swój przyszły zawód.
Alex pamiętał doskonale swoją metamorfozą. Upajające wrażenie lotu. Głębia kosmosu, roje gwiazd. Pilotaż w fotosferze gwiazd, w pasach asteroid, w szalejącej atmosferze planet-gigantów, w zawierusze walczących eskadr.
Szczerze mówiąc, Alex nie wiedział, czy to „doładowanie emocjonalne” mu się przydało – i tak od dziecka marzył o tym, żeby zostać pilotem. To wspaniałe uczucie, gdy się wie, że marzenie na pewno się spełni…
Marzenia bojownika na pewno są inne. Bariera pomiędzy wyobraźnią a rzeczywistością jest tak krucha, że może zostać naruszona w każdej chwili, a przecież specbojownik może zabić człowieka jednym ciosem.
Cóż by to było za wspaniałe zakończenie metamorfozy – dziewczyna budzi się rano i widzi obok swojego łóżka ciało tego, który opiekował się nią całą noc…
Alex zastanawiał się chwilę nad związaniem Kim, w końcu jednak porzucił tę myśl – przemoc mogłaby tylko zaszkodzić. Jeśli zamroczony umysł potraktuje sytuację jako akt agresji, będzie po nim.
– Wytrzymaj, dziewczyno – poprosił. – Już niedługo. Najtrudniejsze masz za sobą.
Kłamał, ale to było konieczne kłamstwo.
– Wiesz… – Kim mówiła cicho, ale w jej głosie zabrzmiała jakaś nieprawdopodobna pasja, nieśmiała odwaga, szczerość, wdzięczność… jednym słowem dusza. – Wiesz, jak tylko cię zobaczyłam, do razu wiedziałam, że to już na zawsze…
Alex się zakrztusił. Oczy Kim nadal były zamknięte, dziewczyna bujała w swoich fantazjach.
Jakby szukając wsparcia, Alex popatrzył na Biesa. Diabełkowi opadła szczęka.
– Tak – przyznał Alex. – Chciałem usłyszeć takie słowa skierowane do mnie. To głupie, ale chciałem.
Kim uśmiechała się, nie otwierając oczu. Alex znowu otarł jej twarz, pomyślał chwilę i wyjaśnił Biesowi:
– A może wcale nie. Po czymś takim ciężko być świnią, a przecież bym musiał.
Bies skinął głową z aprobatą.
– Balmont – powiedziała niespodziewanie dziewczyna, po czym zamilkła, ale nie na długo. – Ajwazowski. Gauguin. Michał Anioł.
Alex wzruszył ramionami. Podszedł do okna, włączył tryb przejrzystości. Nad miastem wstawał już świt – mętny, zadymiony, taki, jaki powinien być na Rtęciowym Dnie. Wczorajszy dzień odszedł w przeszłość.
– Poe. Shelley. Szekspir. Keats. Nabokov. Akutagawa…
– Puszkin – podsunął Alex, nie odwracając się.
– Puszkin. Lermontow. Fet…
Kim zamilkła na moment i zaczęła mówić szybciej:
– Verlain. Rimbaud. Burns. Heine. Schiller. Goethe. Baudelaire. Whitman. Wilde.
– Słusznie, po co ograniczać się do Rosjan – przyznał Alex. – Porządne wykształcenie klasyczne, pochwalam… Tylko po cholerę ono żołnierzowi?
– Basho. Safona.
– Żebym ja jeszcze wiedział, według jakiego klucza ich klasyfikujesz…
– Chopin. Czajkowski.
– A co, z poezją już skończyliśmy? – zapytał Alex.
– Dante… – powiedziała niepewnie dziewczynka. – Gumilew. Bykow. Robespierre.
– Słucham? – zdziwił się Alex i popatrzył na Kim. Dziewczyna oblizała wargi i zaczęła mówić bardzo szybko:
– Churchill. Lenin. Marks. Gandhi. Gates. Den Liao Weng.
Alex usiadł w fotelu, zamknął oczy i wyprostował nogi. Był zmęczony. A dziewczyna mówiła i mówiła, przelatując po całej ziemskiej historii z dezynwolturąi precyzją szrapnela. Dało się zauważyć pewną inklinację w stronę poezji i muzyki, ale nie pominęła polityki, malarstwa, architektury i nauki.
Kim podążała drogą swojej metamorfozy. Wiadomości, umieszczone w niej w okresie prenatalnym, wybuchały teraz w jej mózgu niczym małe pociski. Pod każdym wymienionym nazwiskiem kryła się cała otoczka – daty narodzin i śmierci, wydarzenia, obrazy i wiersze, myśli i odezwy, intrygi i plotki, może nawet całe inscenizacje i nagrania archiwalne.