– Znalazł pan zabójcę? – powtórzył Ka-trzeci.
Holmes rzucił mu lodowate spojrzenie i klon zamilkł.
– Gdy otrzymałem informację o zamordowaniu księżniczki Zej-So i wyruszyłem na wasz statek – kontynuował detektyw – sądziłem, że będzie to banalna sprawa. Przecież na statku znajdowała się kobieta z Ebenu, specoprawca…
Sej-So drgnęła. Jej spojrzenie podążyło w kierunku Janet. Murzynka leniwie odwróciła głowę, przyjmując wyzwanie.
– Na statku – rzekł Holmes tym samym tonem wykładowcy – znajdowała się również młoda dziewczyna, specbojownik bez należytego przygotowania psychologicznego. Elementarna logika podpowiadała, że właśnie one są najbardziej podejrzane.
Sej-So zrobiła krok w stroną Janet. W ten samej chwili Holmes wyciągnął policyjny pistolet paraliżujący.
– Proszę się cofnąć, Sej-So! Oskarżenie nie zostało jeszcze sprecyzowane! Proszę się tak nie spieszyć!
– Ona jest z Ebenu! – Ze zdenerwowania Czygu znowu zaczęła mówić w imperialnym.
– No i co z tego? – zapytała leniwie Janet.
– Wiedziałaś, że anyż działa na nas jak serum prawdy! – wrzasnęła Sej-So. – Celowo nas spoiłaś!
– O, więc jednak serum prawdy, a nie środek halucynogenny? – zapytała uprzejmie Janet.
To, o dziwo, podziałało. Sej-So cofnęła się z kamiennym wyrazem twarzy.
– Możemy kontynuować? – Holmes schował broń. – Już w drodze na statek przekonałem się, że sytuacja jest znacznie trudniejsza, niż przypuszczałem. Powody, żeby zabić Czygu, mieli wszyscy. Przestrzegając hierarchii służbowej, zacznę od kapitana.
– O ile pamiętam, cała moja wina polegała na tym, że nie miałem żadnych powodów, by zabić Czygu – uśmiechnął się Alex.
– Nie, kapitanie. Miał pan i doskonale pan o tym wie.
– Dokopał się pan jednak? – zapytał sucho Alex, podnosząc wzrok.
– Oczywiście. Wiktor Romanow. Kapitan korwety „Rapier”. Kawaler Gwiazdy Męstwa i orderów Chwały Ludzkości trzech stopni. Pański starszy brat, z którym wiązał pana głęboki kontakt emocjonalny, Wiktor Romanow, zginął w konflikcie ze statkiem wojennym Czygu dwadzieścia trzy lata temu. Był to powszechnie znany incydent w systemie Tokio-2… Godny pożałowania incydent, który w efekcie przyczynił się do zażegnania kontrowersji pomiędzy dwiema wielkimi rasami.
Teraz wszyscy patrzyli na Aleksa.
– Głupotą byłoby mszczenie się na wszystkich przedstawicielach obcej rasy – powiedział Alex. – Czy sądzi pan, że po dwudziestu kilku latach jedynym moim marzeniem było zabicie jakiejś tam Czygu?
Chce pan przez to powiedzieć, że nie czytał raportu o zagładzie „Rapiera”? – spytał drwiąco Holmes.
– Nie czytałem.
Holmes przygryzł wargę i popatrzył wstrząśnięty na Aleksa.
– Dlaczego, kapitanie? Przecież to naturalna reakcja!
– Wiedziałem, że będę pracował w kosmosie. Wiedziałem, że będę spotykał tam Czygu. Nie chciałem znać szczegółów. Nie chciałem zamieniać swojego życia w wendetę.
– Dziwna reakcja jak na młodzieńca, który niedawno przeszedł metamorfozę.
– Być może. Ale nie czytałem raportu. A zdanie o głębokim kontakcie emocjonalnym jest co najmniej nieścisłe. Mój starszy brat był dzieckiem państwowym, we wczesnym dzieciństwie oddanym na wychowanie do szkoły pilotów. Owszem, spotykaliśmy się… kilka razy odwiedził rodziców. Lubiłem mówić, że mój brat jest pilotem wojskowym, że chcę być taki jak on. Ale głęboki kontakt… Wybaczy pan, Holmesie, ale czegoś takiego nie było. Nigdy.
Nikt nie powiedział ani słowa. Tylko Czygu szeptała coś, patrząc na Aleksa.
– Incydent w systemie Tokio-2 wiązał się z tym, że statek Czygu miał na pokładzie księżniczkę Zej-So – powiedział Holmes, teraz już mniej pewnym tonem. – Właśnie ona jako starsza pochodzeniem podjęła decyzję o niepodporządkowaniu się ludzkiemu statkowi patrolowemu… o rozpoczęciu walki.
Alex milczał.
– Nie wiedział pan o tym?
– Nie wiedziałem. – Alex pokręcił głową, patrząc na Sej-So. Czy była na tym statku? Pewnie tak. Gdzieżby się podziała bez Zej-So… – A nawet gdybym wiedział… nie zabiłbym księżniczki.
– Gotów jestem panu uwierzyć – oznajmił Holmes. – Jestem też skłonny wierzyć w to, że nie czytał pan raportu o tym dawnym konflikcie oraz że pańskie stosunki z bratem nie były na tyle głębokie, żeby go pomścić. Ale ktoś o tym nie wiedział.
– Kto? – spytał Alex.
– Jak znalazł się pan na Rtęciowym Dnie? – odpowiedział pytaniem Holmes.
– Przecież pan wie. Awaria na statku. Dosłownie rozerwało mnie na pół. Moje ciało zostało zrekonstruowane.
– Bardzo prawdopodobna wersja – skinął głową Holmes. – Ale eksperci powtórnie zbadali szczątki pańskiego ciała. Zostało oczywiście poddane kremacji, ale kilka wzorców zachowało się w funduszu szpitala.
Alex się wzdrygnął. Świadomość, że jakaś jego część leży teraz pod mikroskopem, powodowała dreszcze. Ale nie aż tak silne, jak można byłoby się spodziewać.
– Został pan przecięty na pół promieniem lasera, Aleksie. Uprzednio sparaliżowano pana, wyłączając świadomość.
– Po co?
– W jednym jedynym celu. Żeby pozostał pan na Rtęciowym Dnie. Żeby wyszedł pan ze szpitala w chwili, gdy kompania Niebo będzie potrzebować kapitana do nowego statku. Żeby został pan tym kapitanem… i zobaczył wśród swoich pasażerów księżniczkę Gromady, panią Zej-So.
– Ktoś spodziewał się, że ją zabiję?
Holmes zastanowił się.
– Raczej miał nadzieję. No i stworzył tę patową sytuację, którą mamy teraz. Wszyscy są podejrzani.
– Ale przecież werbowałem załogę samodzielnie!
– To prawda. A kogo pan zwerbował? Hanga Morrisona – Holmes skinął w stronę drugiego pilota – którego nie angażowano na statki pod wymyślonymi pretekstami… byłego ekstremistę Hanga Morrisona. Zwerbował pan Janet Ruello z Ebenu, która miała podobne problemy z zatrudnieniem. Wziął pan na pokład Kim Oharę, która nie przeszła odpowiedniego przygotowania psychologicznego, i Paka Generałowa, który nienawidzi klonów. Przywrócił pan do załogi Paula Lurie, który został zwolniony po przylocie na Rtęciowe Dno. I właśnie wtedy kompania kieruje na pański statek szanowne Czygu i szanownego Ka-trzeciego!
– Ale kto by zdołał to przewidzieć? – Alex pokręcił głową. – Obawiam się, że nadal pozostaję na liście podejrzanych. To znacznie bardziej realne niż tajna organizacja, mająca wystarczającą władzę do zorganizowania podobnej intrygi. Ingerencja w pracę wszystkich służb kosmoportu na Rtęciowym Dnie… Mój Boże, Holmes!
– Owszem, nadal figuruje pan na tej liście – skinął głową Holmes. – Podobnie jak wszyscy pozostali. Ale uważam, że nieznany przeciwnik świadomie dążył do osiągnięcia takiej sytuacji… choćby na krótki czas. Ktoś pragnął wojny pomiędzy Imperium a Gromadą.
– Kto? – spytał Alex.
– Swoją drogą, interesujący z pana człowiek, Aleksie. Jest pan pilotem, ale próbuje zabawiać się w detektywa. – Holmes uśmiechnął się. Niech pan poda swoją wersję.
Alex westchnął głęboko.
– Pierwsza myśl to wojsko. Obca rasa. Nie my, nie Czygu… może Brownie albo Halflingi…
– Doskonale – rzekł Holmes. – Dalej?
Alex zerknął na Janet i odwrócił wzrok.
– Niechże pan mówi, kapitanie!
– Byli obywatele planety Eben. Ci, którzy znaleźli się poza granicą pola izolacyjnego, otrzymali prawo do obywatelstwa… ale nie stracili nadziei na uratowanie swojej ojczyzny.
– Doskonale, kapitanie. Teraz zastanówmy się nad naszą sytuacją. Pani Sej-So, jakie rasy mogłyby pragnąć konfliktu pomiędzy Czygu a ludźmi?
Obca zastanowiła się i powiedziała niechętnie: