Выбрать главу

W tej samej chwili Kim przedarła się przez pole i jednym skokiem wzleciała nad stół.

– Nie warto – powiedział agent. – Przyjaciółko specu, nie warto…

– Twarzą do ściany, ręce za głowę! – krzyknęła Kim.

Ten, który był Paulem Luriem, tylko się uśmiechnął. Jego twarz była teraz twarzą dorosłego mężczyzny. Wydawało się, że zmieniło się również jego ciało – rozszerzyły się ramiona, doszło mu kilka centymetrów wzrostu.

– Głupia dziewczynko! Takie jak ty zabijałem dziesiątkami!

Walka specbojowników jest bardzo nudnym widowiskiem, jeśli nie ogląda się jej w zwolnionym tempie.

Sej-So została zmieciona na podłogę, gdy drewniany stół złamał się na pół pod czyimś ciosem, który nie sięgnął celu. Dwie postacie wirowały po mesie niczym tornado, dźwięki zadawanych i blokowanych ciosów zlały się w ciągły huk.

Cała walka trwała cztery sekundy.

Były Paul Lurie stał pod ścianą, celując w Holmesa z małego pistoletu. Kim bezwolnie zastygła w jego rękach – agent zgiętym ramieniem trzymał ją za szyję, coraz mocniej odciągając głowę dziewczyny do tyłu.

– Rzuć buldoga – zażądał agent. – W przeciwnym razie zabiję i ciebie, i dziewczynkę.

Chyba Sherlock Holmes realnie ocenił swoje umiejętności bojowe, bo rozluźnił dłoń i pistolet policyjny z grubą lufą upadł na podłogę. W ciszy, jaka zapadła, wyraźnie było słychać szelest żuczka-sprzątacza, który wybiegł z kąta, żeby obmacać przedmiot. Widocznie jednak pistolet nie mieścił się w kategorii „śmieci”, bo żuczek oddalił się rozczarowany.

– Bronić niewinnych… – powiedział drwiąco agent. – Jesteś zwykłym robotem w ludzkim ciele. Czy sądzisz, że któreś z was wyjdzie stąd żywe?

Holmes milczał. Agent z zadowoleniem skinął głową.

– A jednak tak właśnie będzie: odejdziecie. Nie zamierzam was zabijać, nawet jej. – Kopnął Sej-So, Czygu jęknęła słabo. – Tak, nawet jej… choć z innych powodów.

– Co chcesz osiągnąć? – zapytał Holmes.

– Przecież wszystko zrozumieliście. Chcę wojny. Wolności dla Ebenu. Nowego porządku w galaktyce.

– Jesteś obłąkany. – Holmes zachowywał spokój. – Twoi panowie szybko cię załatwią. Spełniłeś swoją rolę, a takich ludzi nie pozostawia się przy życiu. Nawet najcenniejszy wykonawca musi kiedyś umrzeć, najważniejsze jest zadanie. Wypełniłeś je i teraz stajesz się niebezpieczny. Wypuść Kim i pomóż nam wyjść. Przysięgam, że przekażę cię w ręce ludzkich organów sprawiedliwości, nie wydam Czygu.

– Kto ci powiedział, że jestem tylko wykonawcą? – Ten, który był Paulem Lurie, roześmiał się. Rozłożył ręce i Kim upadła przy jego nogach. – Szkoda, że mi przeszkodziłeś. Dziewczynka jest wspaniała… nie miałbym nic przeciwko sparingowi.

Alex z drżeniem wpatrywał się w Kim. Dziewczyna się poruszyła… słabo, ale jednak poruszyła. I wcale nie były to drgawki.

Alex przeniósł spojrzenie na agenta. Rysy Paula Luriego już znikły z jego twarzy. Ciało też się zmieniło, teraz był to mężczyzna w wieku czterdziestu, może nawet pięćdziesięciu lat. Mocny, męski, smagły, o nieco nieregularnych rysach twarzy – to efekt zbyt wielu zmian genetycznych.

– Jaki wiek pokazałaby analiza twoich kości? – zapytał Alex.

Agent spojrzał na niego i pokiwał głową.

– Brawo, pilocie. Zadziwiasz mnie. Analiza pokazałaby czterdzieści dziewięć standardowych ziemskich lat.

– Wiem, kim on jest… – szepnęła Janet nad uchem pilota. Jej głos stracił moc, stał się niepewny i bezradny.

– Ja również – rzekł Alex. – Masz czterdzieści dziewięć ziemskich lat… a może czterdzieści cztery lata Ebenu?

Agent uśmiechnął się.

– Właśnie. Holmes miał rację… ci, którzy zostali wzięci do niewoli w czasie bitwy Zasłony, ulegli demoralizacji. Poddano ich praniu mózgu, trzyma się ich pod kontrolą… – Popatrzył na Janet, a w jego głosie zabrzmiała nuta żalu. – Tylko że nie o wszystkich patriotach ludzkości wiedziała imperialna służba bezpieczeństwa.

– Na Chrystusa Rozgniewanego… – powiedziała Janet. – Komitet Kontroli Ludzkości!

– Zawsze razem z panią, major Janet Ruello – agent skłonił się drwiąco. – Ma pani szansę, majorze. Nie spełniła pani swojego obowiązku wobec ludzkości. Nie zlikwidowała pani Obcej, mając ku temu wszelkie możliwości. Ale rozumiem ciężar psychologicznej obróbki, której panią poddano… mogę więc ułaskawić panią warunkowo, na okres działań wojennych.

– Ja… ja… – Alex czuł, że Janet drży. Dotknął jej ręki. – Jestem związana przysięgą złożoną kapitanowi statku. Nie mogę.

– Janet Ruello, szuka pani usprawiedliwienia dla własnej zdrady – agent wpatrywał się w twarz Murzynki z mieszaniną pogardy, odrazy i żalu. – Dobrze. Jako wyższy oficer zwalniam panią ze zobowiązań, jakie złożyła pani pod przymusem.

Janet milczała.

– Miała pani szansę, majorze. – Agent był chyba lekko zdumiony. – Dokonała pani wyboru.

Pochylił się nad Czygu. Podniósł ją szarpnięciem, postawił przed sobą i przytrzymał za włosy jedną ręką.

– Co ma pan zamiar z nami zrobić? – zapytał Morrison. – Bez względu na to, kim pan jest, to chyba przede wszystkim człowiekiem i…

– Ja tak, ale czy wy jesteście ludźmi? – zainteresował się agent. – Proszę się nie denerwować. Ta bariera siłowa jest bardzo przydatna, w przeciwnym razie musiałbym zabić was wszystkich. Jak tylko zaczną się działania wojenne pomiędzy ludzkością a Czygu, opuszczę was.

Holmes uniósł kpiąco brew.

– Niszczyciel odleci – wyjaśnił agent – ale przylecą moi przyjaciele.

Czygu poruszyła się i coś zasyczała.

– Aha, wraca dar mowy? – zapytał agent. Wsunął rękę do kieszeni i wyjął z niej nóż. – A więc pora podjąć odpowiednie kroki.

W chwilę później Alex odwrócił się. Za jego przykładem poszli wszyscy prócz Holmesa. Detektyw nadal siedział wyprostowany, wpatrując się zimnym wzrokiem w to, co robił agent.

Obca wydała bulgoczący, zachłystujący się dźwięk. Coś małego i miękkiego upadło na dywan.

Tym razem żuczek-sprzątacz uznał, że ma coś do zrobienia. Czygu niezrozumiale bełkotała, zaciskając rękami zakrwawione usta; czerwona krew sączyła się przez zaciśnięte palce. Żuczek krzątał się u jej stóp, czyszcząc plamy. Ale żeby zabrać odcięty język, musiał zawołać drugiego sprzątacza.

– Bydlaku – powiedział Alex. – A więc masz też specjalizacje oprawcy?

Agent pokręcił głową.

– Drogi kapitanie, specjalizacja psychiki to przeznaczenie niewolników. Czy to nie pan o tym mówił? Tak było na Ebenie, tak jest w Imperium.

Otarł zakrwawione palce o suknię Czygu, z całej siły pchnął Obcą w kąt. Potem wyjął swój pistolet i strzelił cztery razy z rzędu. Alex nie zdołał rozpoznać modelu broni, ale to było coś działającego na zasadzie plazmy niskotemperaturowej. Może jakiś produkt Ebenu, a może bezpieczeństwa imperialnego? Czygu zacharczała z bólu, z jej ust popłynęła krew. Nogi miała spalone do kolan, ręce do łokci. Ka-trzeci krzyknął przenikliwie, szarpiąc się w imadle pola siłowego.

– Jesteś katem – zawyrokował Alex.

– Nie, nie. – Paul Lurie pokręcił głową. – Nie. To mocne stworzenia. Sej-So będzie żyć… wystarczająco długo, żeby usłyszeć o zagładzie swojej rasy. Ma nawet szansę pozostać ostatnią żywą Czygu w galaktyce.

Wsunął pistolet do kieszeni i uśmiechnął się szczerze, bez przymusu.

– Możecie uznać mnie za kogo chcecie: za kata, psychopatę, ksenofoba. Ale tak naprawdę jestem zwykłym człowiekiem, który budował normalne plany na przyszłość. Właśnie Czygu są naszymi najważniejszymi przeciwnikami w galaktyce! Brownie od dawna nie dążą do zajmowania nowych terytoriów, Fenhanie potrzebują planet, z których nam nic nie przyjdzie. Z Halflingami możemy całkiem nieźle współistnieć. Jedynie związek z Czygu przeszkadza nam kolonizować te same planety. Kościół Chrystusa Rozgniewanego to obłąkani idealiści, spece z Ebenu to mięso armatnie, a imperialni spece – zwyrodnialcy. Imperialna władza jest parawanem dla transgalaktycznych korporacji. Imperium utraciło swoją pięść bojową, planetę Eben, i jej mieszkańców, którzy zawsze służyli ludziom… prawdziwym ludziom. Takim jak ja, którzy naprawdę rządzą światem. Zbyt późno usunęliśmy ostatniego imperatora… Przyznaję, to był prawdziwy władca, ale wpadł w głupi idealizm. Wszystko jednak jest do naprawienia.