Выбрать главу

Ka-trzeci nie potrzebował poleceń i tak już pochylał się nad ciałem Czygu.

– Dlaczego ja? – spytała Murzynka.

– Dlatego, że cię tego nauczono! Jesteś specoprawcą, znasz anatomię Czygu!

Po chwili wahania Janet Ruello przyłączyła się do klona. Alex pomógł Kim wstać i włożyć rozerwane spodnie. Powiedział cicho:

– Wybacz, mała. Nie mogłem wtrącić się wcześniej.

Kim popatrzyła na niego poważnymi oczami i skinęła głową.

– Wiem, on był zbyt silny… zabiłby wszystkich, nawet gdybyśmy zaatakowali go jednocześnie.

Tymczasem doktor Watson zakładała na ręce agenta kajdanki siłowe. Metalowe bransoletki zsunęły się z potworną siłą, wykręcając ręce agenta, ciągle przyciśnięte do krocza. Agent nadal wył cicho i wyginał się, próbując spojrzeć na zakrwawione krocze.

– Co… co mu zrobiłaś? – Generałow zmienił się na twarzy. Chyba to, co zobaczył, przeraziło go bardziej niż cokolwiek do tej pory.

Kim nie odpowiedziała. Krzywiąc się, obmacywała własne ciało.

– Potrzebujesz pomocy? – spytała doktor Watson. – Kim?

Dziewczyna pokręciła głową.

– Nie, raczej nie – odparła z lekką ironią. – Jestem mocna. Potrzebny mi tylko prysznic…

Znów popatrzyła na Aleksa i zapytała:

– Skąd wiedziałeś o tej mojej specyfikacji? Nie została nigdzie udokumentowana.

– Napomknął mi o niej pewien twój… wirtualny znajomy.

Kim zmrużyła oczy i skinęła głową.

Alex poklepał japo ramieniu i podszedł do Czygu. Była żywa i przytomna, właśnie to – choć może się to wydać cyniczne – było teraz najważniejsze.

– Pani Sej-So – powiedział Alex, leciutko odsuwając Ka-trzeciego, który bandażował spalone kończyny Obcej. – Proszę, niech pani zbierze wszystkie siły, pani Sej-So. Przyszłość naszych ras zależy teraz od pani silnej woli.

Przyćmione bólem, rozpadające się na setki fasetek oczy Czygu popatrzyły na niego. Obca skinęła głową.

– Przekonała się pani, że zabójcą Zej-So jest człowiek, który maskował się jako energetyk?

Obca skinęła głową.

– Sej-So… wszystko w pani rękach. Jeśli pozostawimy go przy życiu, to być może śledztwo pozwoli dotrzeć do innych uczestników tego spisku. Do agentów Ebenu, którzy okopali się w służbie bezpieczeństwa imperialnego, do sprzedajnych polityków, którzy z nimi współpracują, do prezesów korporacji produkujących broń… Do wszystkich, którzy mieli swój interes w krwawej rzezi.

Czygu pokręciła głową.

– Ona ma rację – odezwał się za plecami Aleksa Sherlock Holmes. – Nie zdołamy ukarać tych, którzy zawiadują administracjami planet czy też wchodzą w skład Rady Imperium. Jedyne, co osiągniemy, to seria nieszczęśliwych wypadków… naszych wypadków.

– A co z dewizą „niech zginie świat, byle sprawiedliwości stało się zadość”? – zapytał Alex, nie odwracając się.

– Kapitanie, jestem tylko pozbawionym uczuć… a więc strachu, miłości, współczucia… klonem. Ale nie jestem głupcem. Sej-So nie gorzej od nas rozumie, że nie da się wyrwać wszystkich korzeni zła.

– Chce pani wykonać na nim wyrok, Sej-So? – spytał Alex. – Osobiście? To konieczne dla powstrzymania wojny?

Czygu skinęła głową.

Rozdział 5

Na wielu planetach – powiedział Peter Ka-czterdziesty czwarty Falk, czyli największy detektyw wszech czasów Sherlock Holmes – ten rodzaj kary śmierci został zabroniony jako niehumanitarny.

Przyrząd w jego ręku nie budził bynajmniej przerażenia. Owalny futerał z jaskrawożółtego plastiku, okienko wskaźnika i trzy przyciski – nawet nie sensoryczne, lecz prymitywne mechaniczne, prawdopodobnie dlatego, żeby wykluczyć przypadkowe naciśnięcie.

– Ale biorąc pod uwagę ciężar popełnionego przestępstwa, jego konsekwencje dla losów galaktyki, podobnie jak inne, nieznane nam zbrodnie, jakich dopuścił się ten człowiek…

Agent leżał na stole operacyjnym. Ręce nadal miał skute kajdankami, nogi i głowę zablokowane przez stalowe zaciski stołu – Alex mógł się tylko domyślać, do jakich celów były przeznaczone. Mężczyzna milczał, patrząc na swoich katów; nawet teraz jego spojrzenie nie wyrażało absolutnie nic.

Zawodowcy potrafią umierać z godnością, nawet jeśli tego nie trenowali.

– W imieniu Jego Imperatorskiej Wysokości, w imieniu imperialnej sprawiedliwości, w imieniu wolnej republiki Zodiak i całej ludzkości, ja, specdetektyw, uznaję pana za winnego…

Sej-So leżała w komorze reanimacyjnej. W żelowym krysztale bloku szpitalnego znalazły się programy leczenia Czygu. Mówić oczywiście nie mogła, ale dolna para rąk była w stanie się poruszać i teraz spoczywała na pulpicie komunikatora. Słuchała bacznie Holmesa, który kończył odczytywanie wyroku.

– …za winnego zabójstwa przy szczególnie obciążających okolicznościach. Nieusprawiedliwione okrucieństwo, a przy tym zdrada państwa, albowiem na terytorium Imperium Zej-So była osobistym gościem imperatora, to tylko część listy pańskich przestępstw. Biorąc pod uwagę szczególne okoliczności przestępstwa, wyrok nie podlega apelacji i zostanie wykonany natychmiast.

Sherlock Holmes skinął na doktor Watson. Kobieta podeszła do agenta i zapięła na jego głowie metalową obręcz.

– Ma pan prawo do ostatniego słowa, oskarżony – powiedział chłodno Ka-czterdziesty czwarty.

Agent oblizał wargi. Wiedział, co się zaraz stanie, ale pewnie znacznie bardziej martwiło go fiasko całej operacji.

– Zostanę pomszczony – powiedział. – Możecie być tego pewni.

Holmes wzruszył ramionami. Popatrzył na Aleksa i kapitan wystąpił do przodu. Powinien coś powiedzieć…

– Złamałeś regulamin floty kosmicznej – powiedział. – Wystąpiłeś przeciwko swojemu kapitanowi i swojej załodze. Popełniłeś też najgorsze przestępstwo, jakie może popełnić specastronauta: wyrządziłeś krzywdę swojemu pasażerowi. Umrzesz.

Zrobił krok do tyłu. A wtedy, nikogo nie pytając o zgodę, wystąpiła Kim Ohara. Powiedziała głośno:

– Zabiłeś moją przyjaciółkę. Okaleczyłeś drugą. Chciałeś dokonać najgorszego, co tylko można sobie wyobrazić: zgwałcić słabą kobietę… Umrzesz.

Odsuwając Kim, do agenta podeszła Janet Ruello.

– Bluźniłeś przeciwko Chrystusowi Rozgniewanemu i jego świętemu Kościołowi. Nazwałeś swoich rodaków i towarzyszy bojowych mięsem armatnim. Zhańbiłeś samą ideę wyższości rasy ludzkiej. Umrzesz.

Obok Janet stanął Hang Morrison.

– Próbowałeś sprowokować innych ludzi do popełnienia zamiast ciebie przestępstw. Gdy nic z tego nie wyszło, popełniłeś zbrodnię sam, lecz próbowałeś obciążyć nią niewinnych ludzi. Umrzesz.

Ka-trzeci nie podszedł bliżej, po prostu powiedział:

– Pozbawiłeś mnie sensu istnienia. Zniszczyłeś dobrze prosperującą firmę turystyczną. Uwsteczniłeś proces zbliżania ras. Umrzesz.

Jako ostatni do agenta podszedł Pak Generałow. Jego twarz była dziś prawie niewidoczna pod gęstym rysunkiem wzorów, utrzymanych w czarno-czerwonych, żałobnych barwach. Włosy miał rozpuszczone, spięte tylko niewielką czarną kokardą.

– Jesteś ogarnięty ideą intelektualnej, fizycznej i rasowej dominacji – powiedział. – Drwiłeś z najczystszych i najświętszych ludzkich uczuć. Uosabiasz wszystkie wady ludzkiej rasy. Umrzesz.

Czygu poruszyła się słabo w swojej kapsule. W powietrzu pojawił się monitor, po którym przebiegły litery, układające się w okrutne słowa: Zniszczyłeś limę genetyczną Zej-So i tym samym zabiłeś niezliczoną ilość matek, trutni, robotnic. Umrzesz.

Detektyw podszedł do kapsuły, zanurzył ręce w płynie reanimacyjnym i troskliwie wręczył pulpit Sej-So.

– Pamięta pani, jak się nim posługiwać? – zapytał.