Czygu skinęła głową. Mentodestruktor został stworzony na podstawie technologii Czygu.
Znowu zwracając się do przestępcy, detektyw powiedział głośno i uroczyście:
– Pańskie przestępstwa przepełniły czarę cierpliwości ludzi w galaktyce i imperatora na Ziemi. Jeśli zna pan jakieś modlitwy, niech się pan teraz modli, albowiem pańska świadomość zostanie teraz zlikwidowana i sprowadzona do zera. Umrze pan jako osobowość, a pańskie ciało zostanie oddane Czygu do kolektywnego pohańbienia.
Agent poruszył się, gdy leżąca w kapsule Czygu po kolei nacisnęła trzy przyciski.
Straszny krzyk wydarł się z jego gardła, gdy laser w obręczy mentodestruktora zaczął działać, kasując pamięć. Godzina po godzinie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu… w ciągu minuty zniknęły dwa lata jego życia. Najstraszniejsze jednak było to, że pamięć krótkotrwała miała zostać skasowana na końcu, więc przez cały czas przestępca miał świadomość tego, co się z nim dzieje.
Wszyscy mimo woli odsunęli się od stołu operacyjnego. Watson zasłoniła twarz rękami, nawet Kim wyglądała na poruszoną.
– Pierwszy i ostatni raz przeprowadzałem mentodektrukcję sześć lat temu… – powiedział półgłosem Sherlock Holmes. – Sprawa pękającej chmury… osiem ludzkich trupów w ciągu miesiąca. Ale wówczas stwierdziliśmy, że przyczyna zwichnięcia psychiki kryje się w kompleksach z dzieciństwa, więc zachowaliśmy świadomość psychopaty na poziomie dziewięcioletniego chłopca. Poddano go porządnej psychoterapii… Teraz skończył uniwersytet i uczciwą pracą odkupuje winę.
Nikt się nie odezwał, a detektyw zamilkł. Ciągle czuli na sobie nienawistne spojrzenie agenta i słuchali jego na wpół obłąkanych przekleństw. Dziesięć minut później mężczyzna zamilkł. Mentodestruktory weszły do użytku dopiero dwadzieścia lat temu i teraz agent nawet nie wiedział, co się z nim dzieje.
Po dwudziestu kolejnych minutach skazaniec zaczął płakać. Szlochał, zanosząc się jak dziecko i próbował się uwolnić. Janet westchnęła; miała mocno rozwinięty instynkt macierzyński, a pod promieniem mentodestruktora umierało oto dziecko, które dawno temu wyrosło na bezlitosnego zabójcę. Popatrzyła na Sej-So.
Ale Czygu była nieugięta.
Przeprowadziła cały proces do końca, likwidując całą pamięć agenta, włącznie z nieświadomymi wspomnieniami z okresu życia płodowego. Dopiero wtedy wyłączyła pulpit.
Zabójca jej towarzyszki ślinił się na stole operacyjnym. Jego oczy patrzyły ślepo, ręce i nogi poruszały się niesychronicznie. Chyba nawet zwieracze przestały działać.
– Pani Sej-So, czy jest pani usatysfakcjonowana karą wymierzoną przestępcy? – zapytał oficjalnie Holmes.
Ekran wyświetlił: Tak.
– Co chce pani zrobić z ciałem?
Proszę wykorzystać je w celach społecznie użytecznych. Niech wszyscy wiedzą, że to nie zemsta, lecz kara.
– Zgadza się pani połączyć ze swoją rasą i oznajmić im o triumfie sprawiedliwości?
Proszę przynieść transceiver.
Po przyrząd poszedł Ka-trzeci. Przebywanie obok przenośnego, kiepsko ekranowanego gluonowego nadajnika nie było zbyt rozsądne, mimo to wszyscy zostali w bloku szpitalnym do końca. Patrzyli na pojawiające się i znikające na holograficznym ekranie – Sej-So nie myślała teraz o neuroterminalu – linijki obcego języka, na migające twarze Czygu, którzy nie przeszli antropomorfozy i nie byli podobni do ludzi.
Dopiero gdy seans łączności się skończył i na ekranie nadajnika zapłonął napis: Flota odwołana. Powstrzymajcie swoje statki – wyszli z bloku szpitalnego. Przy Sej-So został Ka-trzeci i Janet; stan Obcej nadal był ciężki.
W mesie panował porządek, jedynie przełamany stół przypominał o niedawnej walce.
Alex podszedł do barku, nalał sobie pełną szklankę dziewięćdziesięcioprocentowego bourbona i wypił jednym haustem. Morrison, który przyszedł za nim, skinął głową i nalał sobie tego samego. Napełnili szklanki i w milczeniu usiedli obok siebie.
Nawet zmodyfikowany metabolizm speców ma swoje granice. Teraz obaj piloci mieli szansę na doświadczenie prawdziwego upojenia, dostępnego jedynie ich przodkom i naturalom.
– A wyglądał na zwykłego człowieka… na chłopczyka, który niedawno opuścił szkołę… – Hang wzdrygnął się. – Nie dałbym mu więcej niż dwadzieścia lat.
– Ja też. Na początku.
– Co wzbudziło twoją czujność, Alex? – Morrison popatrzył na niego badawczo.
– Czy to nie wszystko jedno?
– Nie. Jesteś… jesteś dziwnym człowiekiem, kapitanie Aleksie Romanow. Chciałbym wiedzieć, jak go rozgryzłeś.
– Nie jestem już kapitanem, Hang, a ostatnie wydarzenia raczej nie przyniosą mi chluby. Obawiam się, że już nigdy nie podskoczę wyżej pilota chomika.
– Daj spokój, Alex. Dla mnie… dla nas wszystkich już na zawsze pozostaniesz kapitanem. Powiedz, jak wykryłeś zabójcę?
Alex wahał się, ale niedługo – teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
– Moją uwagę parę razy zwróciło dziwne zachowanie członków załogi. Na przykład na Nowej Ukrainie Paul pozostał w barze, nie zdecydował się na wycieczkę po planecie. Trochę to dziwne jak na żółtodzioba, który nie zna galaktyki, prawda? Pewnie, widywałem chłopaczków, którym największą przyjemność sprawiało przesiadywanie w barze, w towarzystwie doświadczonych astronautów, i słuchanie ich opowieści… Ale Paul Lurie wyraźnie do takich nie należał. Gdy tylko zaciągnął się na „Lustro”, natychmiast wyszedł z restauracji.
Morrison niepewnie pokiwał głową. Alex mówił dalej:
– Dziwne też było zachowanie Generałowa, który wytyczył trasę Rtęciowe Dno-Nowa Ukraina-Heraldyka Zodiak-Eden, zanim jeszcze poznaliśmy naszą trasę. Agent na pewno znał trasę wcześniej, a więc logicznie rzecz biorąc, Pak powinien być zabójcą. Ale… Generałow to natural. Pracując jako nawigator, musiał przezwyciężać własne ograniczenia. I on miałby być zabójcą, agentem, zawodowcem? Nieprawdopodobne. A to znaczy, że musiał być jakiś inny powód, coś musiało podsunąć mu myśl o takiej trasie. Przypomnij sobie, z kim Generałow kontaktował się szczególnie często?
– Z Paulem, rzecz jasna.
– Prawdopodobnie w czasie jednej z takich rozmów Generałow, sam tego nie rozumiejąc, otrzymał od Paula wskazówki dotyczące trasy.
– Ale po co?
– Przypomnij sobie tankowiec, który usiłował nas staranować. Trudno wyliczyć taki manewr. Chodziło o to, żeby nasz statek wszedł w hiperkanał według ściśle wytyczonej trasy. Żeby Generałow nie prowadził nas do Zodiaku przez, dajmy na to, Monikę-Trzy, lecz żeby zahaczył o Nową Ukrainę.
– Pak twierdził, że wybrał trasę samodzielnie… – powiedział; w zadumie Morrison.
– Bo nie dostał bezpośrednich wskazówek. Wystarczyło, żeby Paul wspomniał o swoim lęku przed Brownie, że może sobie nie poradzić w sytuacji bojowej… i Generałow uczepił się myśli o ominięciu rejonu rytualnych bojów Brownie. Zdanie o przodkach żyjących na ziemskiej Ukrainie… i mamy Nową Ukrainę. Pytanie, spod jakiego znaku zodiaku jest Generałow… i stąd wziął się Zodiak.
– Naprawdę tak właśnie było?
– Nie wiem, Hang. Moglibyśmy poprosić Paka, żeby sobie przypomniał, ale po co niepotrzebnie stresować człowieka? Jestem pewien, że mniej więcej tak to wyglądało.
Alex wyjął papierosa i zapalił. Hang w zadumie napił się bourbona.
– I to wszystko? – zapytał niepewnie.
– Oczywiście, że nie. Podobnych szczegółów było mnóstwo. Na przykład gdy nieszczęsna Zej-So już nie żyła, a ja niczego nie podejrzewając, poprosiłem fałszywego Paula Luriego, żeby zawołał Czygu, i zwrócił się właśnie do Zej-So, jako starszej. Powiedz, Hang, czy ty rozróżniałeś pszczółki?