Выбрать главу

– Nie.

– Wiedziałeś, w której kajucie mieszka Zej-So, a w której Sej-So?

– Oczywiście, że nie!

– A agent wiedział. Popełnił błąd, bo chciał iść do kajut pasażerskich, nie pytając, gdzie ma szukać Zej-So.

– To już brzmi poważnie – przyznał Hang.

– Owszem… ale nadal nie jest to dowód. Zwłaszcza dla Czygu. Dlatego byłem zmuszony stworzyć tamtą trudną sytuację.

Na ramieniu Aleksa spoczęła mocna, żylasta ręka.

– Brawo – powiedział Sherlock Holmes. – Brawo, kapitanie. Jeśli kiedykolwiek zechce pan stworzyć swojego klona o specjalności detektywa, pierwszy będę za. A moje słowo sporo znaczy w naszych związkach zawodowych, może mi pan wierzyć!

Alex się odwrócił.

W mesie był nie tylko Holmes. Doktor Watson spoglądała na niego z podziwem, a obok stali Kim i Generałow. Alex uśmiechnął się stropiony.

– Ostatecznie zrozumiałem, kto jest mordercą, po wysłuchaniu wszystkich opowieści członków załogi – powiedział Holmes. – Pomogło mi również to, o czym mówił pan przed chwilą, i jeszcze kilka innych dziwnych zachowań Paula Luriego. Faktycznie, jako zabójca zbliżył się do ideału. Wszystkie te drobne potknięcia… mogłyby co prawda posłużyć za podstawę do sprawy sądowej, do szczegółowego śledztwa, ale mieliśmy bardzo mało czasu. Sej-So nie uwierzyłaby poszlakom, ona doskonale rozumiała, że specastronauci potrafiliby skoordynować swoje działania i oskarżyć jedną osobę, a nawet wydobyć z niej fałszywe przyznanie się do winy. Potrzebna była absolutna prawda, pokazowa autodemaskacja przestępcy. A co za tym idzie… niezbędna była prowokacja. Detektyw wyjął fajkę, nabił ją aromatycznym tytoniem, przysunął zapalniczkę. Wymruczał, pykając:

– Miałem… dwa plany… z których każdy… powinien był… doprowadzić do sukcesu.

Zaciągnął się i wypuścił strumień dymu.

– Pomyślałem jednak, że pańskie działania, kapitanie, służą temu samemu celowi… i postanowiłem dać panu szansę.

– Dziękuję, Holmesie – rzekł Alex.

– Proszę dziękować doktor Watson – roześmiał się Holmes. – To właśnie ona na to nalegała, dowodząc, że ma pan bystry umysł urodzonego detektywa. Pańska sugestia dotycząca skafandra żelowego rzeczywiście była bardzo błyskotliwa. Wstyd mi to przyznać, ale nie zwróciłem wcześniej uwagi na to wspaniałe osiągnięcie myśli naukowej.

Alex skłonił się lekko doktor Watson, kobieta odpowiedziała uśmiechem.

– Holmesie, nie sądzi pan, że prowadziłem ryzykowną grę?

– Sądzę. Chwyt z polem siłowym trochę mnie wystraszył, ale postanowiłem panu zaufać. Przy okazji, jakim cudem odwołał pan własny bezwarunkowy zakaz?

Morrison zaśmiał się cicho.

– A ja zrozumiałem, choć nie od razu. Kapitan dysponuje dwoma poziomami wydawania poleceń: zwykłym i z dostępem kapitańskim… pozwalającym na absolutnie wszystko. Pierwszy rozkaz został wydany ze zwykłym priorytetem ważności, a gdy Alex zdecydował się go odwołać, użył po prostu magicznego zwrotu „dostęp kapitański”. Statek natychmiast zdjął pasy siłowe.

Holmes pokiwał głową.

– Interesujące. Sądziłem, że szanowny kapitan już wcześniej wydał rozkaz statkowi, żeby pozornie się zgodził, ale w rzeczywistości nadal wykonywał jego polecenia.

– Cholera… – mruknął Alex. – To byłoby równie skuteczne, ale znacznie bezpieczniejsze… Przecież agent mógł się zorientować, że użyłem zwykłej formy rozkazu!

– Każde śledztwo to walka błędów z obu stron – powiedziała w zadumie doktor Watson. – Przestępca popełnia swoje błędy, detektyw swoje. Są nieuniknione, nawet jeśli detektyw jest specem. Najważniejsze to nie pozwolić, żeby własne pomyłki były większe niż błędy przestępcy.

Holmes skinął głową.

– A skąd się wzięła pańska wiara w zdolności Kim? – zapytał. – Przecież dziewczyna… – objął Kim ramieniem -…praktycznie nie ma doświadczenia bojowego.

– Mamy z Kim wspólnego znajomego – powiedział ostrożnie Alex. – To on wspomniał mi o tym, że dziewczynka jest dobrze chroniona przed agresją seksualną, że ma nieudokumentowane i niestandardowe możliwości specbojownika. Główne ryzyko polegało na czymś innym: czy agent zdecyduje się na gwałt? Ale stawiałem na te umiejętności Kim, które mieszczą się w specjalizacji hetery. Podniecenie walką doprowadziło do ekspansji feromonów i agent nie mógł się powstrzymać. Rola cichego, przykładnego kursanta już mu się znudziła, no i… – Alex mrugnął. – Dał się złapać.

Holmes pokiwał głową.

– Co za potworna wyobraźnia genetyków! Przypominam sobie, że w starożytnych mitach występują niekiedy kobiety o podobnych właściwościach organizmu, ale żeby przemienić straszną bajkę w rzeczywistość…

Kim prychnęła.

– Nie widzę w tym nic strasznego. Doskonale kontroluję swój organizm… jedynie gwałciciel może mieć powody do obaw. Maleńki szpikulec, który wydziela bolesną toksynę… Sądzę, że żadna kobieta nie miałaby nic przeciwko takiej „specyfice”.

Generałow popatrzył na nią ponuro, ale nic nie powiedział.

– Cóż – rzekł Holmes, podsumowując. – Cieszę się, że większość z was nie była zamieszana w przestępstwo. No i że zdołaliście przezwyciężyć swoje kompleksy, urazy i ambicje i zostać moimi wspaniałymi pomocnikami. Myślę, że ten tragiczny wypadek przejdzie do historii jako „sprawa dziewięciu podejrzanych”.

– Dziewięciu? – powtórzył Alex. Czy coś się panu nie pomyliło, Holmesie?

– Nie wykluczałem ani Ka-trzeciego, ani Sej-So, ani samej ofiary. Dopiero gdy zbadałem miejsce przestępstwa, przekonałem się, że należy odrzucić wersję samobójstwa.

– Polegającego na wypatroszeniu sobie brzucha i ozdobieniu kajuty własnymi wnętrznościami? – uściślił Alex.

– Wbrew pozorom Czygu są bardzo żywotne. Ale ma pan rację, czegoś takiego nie są w stanie zrobić nawet one.

Holmes westchnął, a jego twarz rozświetlił niezwykły, płynący z głębi serca uśmiech.

– Śledztwo zostało zakończone. Watson, czy wszystko jest dla pani jasne?

– Wszystko – skinęła głową kobieta. Holmes wyraźnie się stropił; zdaje się, że do obowiązków Jenny należało zadanie kilku głupawych pytań. Zamiast tego wierna towarzyszka Holmesa zwróciła się do Aleksa: – Jestem pełna podziwu, kapitanie. Szkoda, że jest pan specpilotem.

Na chwilę zapanowała krępująca cisza.

– Co będzie z nami? – zapytał w końcu Generałow.

– Napiszecie szczegółowe raporty o wydarzeniach, których byliście świadkami. Jeśli uznam je za zadowalające, dokonamy lądowania na Zodiaku i wszyscy będziecie wolni. Wasz statek został w pewnym sensie aresztowany, będziecie więc musieli poszukać sobie innej pracy. Niestety – Holmes rozłożył bezradnie ręce – w tym już nie mogę wam pomóc. Taka jest wola imperatora.

– A raczej Rady Imperium, w której na pewno są pomocnicy agenta – powiedział ponuro Morrison.

– Nie mam prawa dyskutować na ten temat. A wam radzę powstrzymać się od dwuznacznych wypowiedzi pod adresem rządu Imperium! – powiedział twardo Holmes.

– Holmesie, a co z ciałem Paula Luriego? – spytała Kim.

– Prawdziwy Paul Lurie prawdopodobnie spoczywa w ziemi Rtęciowego Dna – odparł Holmes. – Albo leży w jakimś tanim szynku, nieprzytomny od narkotyków. Rozumiem, że masz na myśli ciało agenta?

– Tak.

– Zostanie oddane jakiejś klinice na Zodiaku. Może znajdą tam dla niego zastosowanie. Testowanie nowych lekarstw, uczenie studentów skomplikowanych operacji…

– Czy mogłabym je wykupić?

Holmes popatrzył na Kim zaskoczony.

– Mam pieniądze – dodała szybko dziewczyna. – Przecież dostaliśmy sporą sumę przy podpisywaniu umowy. A może to za mało?