Выбрать главу

Alex wstał z piasku, uśmiechnął się gorzko i skinął głową Garlickiemu, a potem wyszedł z kryształu. Na zawsze.

* * *

Kim siedziała w fotelu, kartkując zostawioną na stole książkę. Gdy Alex zdjął neuroterminal, uśmiechnęła się do niego.

– Przepraszam, drzwi nie były zablokowane. Powiedziałeś Edgarowi, że już wszystko w porządku?

– Zostawiłem to tobie.

– Daj…

Bez słowa podał dziewczynie kryształ i neuroterminal. Kim mrugnęła do niego, wsunęła rękę pod bluzkę i schowała świat Eduarda Garlickiego we własnym ciele.

– Ja już oddałam swój raport – oznajmiła. – Holmes powiedział, że za dwie godziny, gdy Janet zakończy pierwszy kurs reanimacyjny z Sej-So, zaczniemy lądować. A Hang pytał, czy może pilotować statek.

– Wszystko może – odparł Alex.

– O, posłuchaj tego… – Kim przelotnie spojrzała na stronę i odłożyła książkę. Rzeczywiście miała fotograficzną pamięć.

– Nie chcę wierszy – powiedział Alex.

– Słucham?

– Wierszy. Nie chcę. Żadnych, nawet dobrych.

– Gniewasz się na mnie? – spytała Kim po chwili milczenia.

– Nie, mała. Wszystko w porządku.

– Naprawdę?

– Powiedz, kochasz mnie jeszcze?

Zamyśliła się.

– Nie bój się mnie urazić – powiedział Alex. – Teraz już wiesz, że specpiloci nie umieją kochać.

– Alex… – Kim zeskoczyła z fotela, podeszła do niego, objęła. – Alex, kochany. Ja tak bardzo…

Zamilkła, uśmiechnęła się przepraszająco i dokończyła:

– Jestem ci ogromnie wdzięczna. Pomogłeś, gdy było mi bardzo źle i bardzo ciężko. Gdy byłam sama przeciwko całemu światu. Pewnie to przeznaczenie, że się spotkaliśmy.

Alex objął ją i pocałował we włosy, pachnące latem i kwiatami. Czule, bez namiętności, do której nie miał już prawa.

– Chciałbym wierzyć, że to było przeznaczenie – przyznał.

– Tak bardzo pragnęłam, żebyś mnie pokochał. Taką, jaka jestem. Niedoświadczoną, głupią… Wiesz, wyłaziłam ze skóry.

– Przepraszam.

Kim przesunęła dłonią po jego twarzy spokojnym, pewnym ruchem doświadczonej kobiety.

– Nic się nie stało. Teraz już wszystko rozumiem… Ale przecież było nam razem miło, prawda?

Alex uśmiechnął się.

– Pewnie! „Koteczek-drapanko” było naprawdę super!

Kim pocałowała go w policzek.

– No widzisz. Aleksie… pójdę już, dobrze? Muszę pogadać… omówić wszystkie szczegóły.

– Idź, mała.

Nawet odprowadził ją do drzwi na korytarz. Siedem kroków, na znak szacunku. I klepnął ją w pupę. Pisnęła radośnie.

– A niech to… – powiedział Alex, gdy drzwi się zamknęły, ale nie dokończył. Podwinął rękaw, popatrzył na Biesa.

Diabełek siedział z głową wtuloną w kolana. Mordki nie było widać.

Alex nie potrzebował już skanera emocjonalnego, ale mimo wszystko przyjemnie było popatrzeć na Biesa, starego wiernego przyjaciela.

– Damy radę, Bies – powiedział. – Mało to ślicznych dziewczyn w galaktyce?

Diabełek się nie poruszył. Alex podszedł do terminalu.

– Połączenie. Kajuta Janet Ruello.

– Zablokowana – oznajmił program serwisowy z żalem.

– Kapitański dostęp – zarządził Alex po chwili wahania. – Jednostronna obserwacja.

Pojawił się ekran.

Janet Ruello i Pak Generałow siedzieli na łóżku. Janet była naga, Pak rozebrany do połowy.

– Nadal nie jest ci przyjemnie? – spytała Janet, przykładając dłoń Paka do swojej piersi.

– Nie wiem… jakoś dziwnie… – Pak odetchnął głęboko. – Dlaczego ona jest taka duża?

– Tak trzeba – powiedziała delikatnie Janet. – Odpręż się…

– Zrozum, ja to traktuję jak zboczenie! – powiedział żałośnie Generałow. – I jeszcze Kim… to, co ona zrobiła… to przecież…

– Mam organizm mniej skomplikowany – powiedziała Janet, uspokajająco gładząc jego warkocz. – Uwierz mi. Przecież chciałeś rozszerzyć swoje doświadczenie życiowe, prawda? A jeśli teraz szybko nie zatrzesz negatywnych wrażeń, wszystko przepadnie. Myślę, że zaczniemy od czegoś ci znanego…

Alex wyłączył ekran i zachichotał. Potem powiedział, zwracając się do Biesa… a może do siebie:

– A więc blokowane są tylko emocje zakłócone genetycznie? Oryginalnie…

Położył się na łóżku i ziewnął. Bardzo chciał znowu spojrzeć na diabełka – może Bies zdołał docenić ironię wydarzeń? A może nadal siedział, chowając zapłakaną twarz?

Tak czy inaczej niczego to nie zmieniało.

Kodon

To również było niebo. Od horyzontu po horyzont płynęły w powietrzu zielono-białe owalne liście, dryfujące w powietrzu na wysokości trzech kilometrów.

Chmury, niczym lekka mgiełka sunące pod gigantycznymi liliami, wydawały się drobnym pyłem, spadającym z odwrotnej strony liści. Tajemniczy półmrok otulał miasto, osłonięte przed śmiercionośnym światłem żywą tarczą. Wysoko leciał flaer, starannie unikając zbliżania się do drogocennego zielonego pokrycia. Ostre igły wieżowców jakby się uginały, nie chcąc podrapać miękkiego ciała roślin. Powolny dryf lilii był niemal niewidoczny gołym okiem.

Alex popatrzył na niebo. To niebo było inne niż powinno.

Niezwykłe.

– Nie sądziłem, że to będzie takie ładne – powiedział głośno. – Wygląda tak, jakby nad planetą zawisł ogromny smok o łusce porośniętej mchem.

Jego słowa słyszał jedynie automat handlowy przed bramą szpitala. Kolorowa reklamowa gęba na ekranie holograficznym sposępniała. Jeśli nawet w sprzedaży były łuski i mech, to elektroniczny automat rozsądnie nie proponował ich zakupu.

Cichy hol był spokojny i przytulny jak w każdym ludzkim szpitalu. Ściany pomalowane na jasne kolory, podłoga pokryta miękkim grubym dywanem, stłumione światło. Japońskie albo utrzymane w japońskim stylu grafiki przedstawiały sceny z życia kolonistów.

Podchodząc do terminalu informacyjnego, pilot wystukał swoje dane i cel wizyty.

– Aleksie Romanow, zezwolono panu na krótkie odwiedziny – oznajmił uprzejmie terminal. – Proszę zaczekać na przewodnika.

– Jenny! – wykrzyknął Alex, nie czekając, aż robot skończy. Idąca przez hol kobieta w oliwkowym fartuchu zatrzymała się i popatrzyła ze zdumieniem na speca.

Już po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.

– Yoko, porozmawiamy o tym później – powiedziała do swojej towarzyszki, młodziutkiej dziewczyny z oznakami specchirurga.

Nie kryjąc ciekawości, dziewczyna przyjrzała się pilotowi, prychnęła i poszła dalej.

– Alex! Po co właściwie… – Kobieta zamilkła i ze zrozumieniem skinęła głową. – Z nią wszystko w porządku. Jest pod opieką najlepszych lekarzy.

– A może przyjechałem tu do ciebie?

– Bardzo zabawne – pokręciła głową, ale podeszła bliżej.

– Naprawdę.

– Musiałbyś jeszcze wiedzieć, że wróciłam do szpitala. – Watson rozłożyła ręce. – A nawet gdybyś wiedział…

W powietrzu zawisło niezręczne milczenie. Fontanna na środku holu mieniła się tęczowymi strugami, cicho szemrała woda. Obok nich przeszły dwie surowe, skupione, ciche jak duchy specpielęgniarki w butach na miękkich spodach. Bezgłośnie przesunęły się z pokoju przyjęć nosze z jęczącym chorym; młody sanitariusz, siedząc w rozkładanym fotelu, mówił coś do chorego uspokajająco.

Jeśli nawet istniało bardziej nieodpowiednie miejsce do żartów i kpinek, to trudno byłoby je znaleźć.

– Masz rację, nie wiedziałem. Wybacz nieudany żart. – Alex uśmiechnął się przepraszająco. – Czyżby znudziła ci się praca pomocnika detektywa?