Выбрать главу

Jenny wzięła pilota za rękę i lekko pociągnęła za sobą.

* * *

Antyseptyczny program działał na całego, mimo że ludzkie choroby nie stanowiły zagrożenia dla pacjentki. Do sali wpuszczono ich dopiero po pięciominutowym cyklu oczyszczania i starannej kontroli sterylności. Rząd planetarny wolał dmuchać na zimne – pacjentka była zbyt cenna.

Nagie ciało, leżące w komorze reanimacyjnej, nadal przypominało ludzkie, do tego stopnia, że środkowa para kończyn wydawała się żartem nieznanego kpiarza. Ranne ręce i nogi wyglądały normalnie, ale regeneracja spalonych plazmą stawów miała się dopiero zacząć.

Czygu otworzyła oczy i popatrzyła na odwiedzających.

Coś na kształt ludzkiego półuśmiechu pojawiło się na jej twarzy. Może naprawdę cieszyła się, że ich widzi. A może dawna towarzyszka księżniczki umiejętnie naśladowała ludzkie emocje.

– Trzeci dzień próbuję się przebić. Wyszedłem z aresztu i od razu pojechałem do szpitala – wyjaśnił Alex.

– Dżękuję – powiedziała przedstawicielka obcej rasy, pewnie jedyna znajdująca się obecnie na terytorium Imperium Ludzi. Język został poddany zabiegom regeneracyjnym, ale mówienie nadal sprawiało trudność. – Obsza dżękuje szługom…

Uśmiech zmienił ostatnie słowo w gorzką ironię.

– Zawsze do usług, Sej.

Takie imię miała teraz nosić ta, która straciła starszą towarzyszkę. O powrocie na łono ojczystej cywilizacji również należało zapomnieć. Młode osobniki pszczółek wybierały sobie drogę życia i towarzyszkę raz na zawsze. Może była w tym siła, a może słabość ich cywilizacji.

Była pomocnica specdetektywa odsunęła pilota, w milczeniu podeszła do chorej, sprawdziła jakiś czujnik i zadowolona skinęła głową.

– Mam opowiedzieć o innych ze statku? – Alex liczył, że to będzie dobry temat. – Interesuje cię to? Nawigator, no, ten człowiek-mężczyzna z warkoczem i malowaną twarzą, już zaciągnął się na inny statek… i to nie sam, lecz z tą kobietą, naszym lekarzem.

Alex z zadowoleniem zauważył cień emocji na wymęczonej twarzy.

– Dżyka kobieta…

Ledwie poruszając uszkodzonym językiem, mimo wszystko zdołała wyrazić swoje odczucia.

– Jeśli zapomnimy, że właśnie ona uratowała ci życie, to owszem.

– Masz raczję, człowieku. – Sej słabo skinęła głową. – Nie mam żalu. Obszy zawsze byli dla niej wrogami, ale ona przeżwyczenżyła szebe… Nie wszyszczy szą zdolni do czegosz takiego…

– Kim Ohara, po wykupieniu ciała przestępcy, pojechała w nieznanym kierunku.

Obcej nie zainteresował ten fakt, który tak wiele znaczył dla niego. Zarówno młoda specbojownik, jak i kawał mięsa, w jaki przemienił się zabójca, były zamkniętym etapem jej życia.

To wydawało się normalne. Alex pomyślał, że w kontaktach dwóch osobników, nawet należących do jednej rasy i kultury, słowa i nazwiska kluczowe dla jednego z nich nie znaczą zupełnie nic dla rozmówcy – i przeciwnie. Co to za dziwna rzecz, mowa… Przecież można nią wyrazić wszystko, co się chce, ustnie czy na piśmie… Rzecz w tym, że najprawdopodobniej zostaniesz źle zrozumiany.

I tylko cienka nić słów wiąże istoty rozumne w jedną całość, pozwala się porozumieć. A najbardziej przykre jest to, że gdy próbujesz powiedzieć coś naprawdę ważnego, to nikt cię nie rozumie. Każdy ma swoje spojrzenie na świat; głupi żart może spowodować czyjeś zainteresowanie i uwagę, podczas gdy ból i smutek pozostaną bez odzewu. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale niestety zbyt rzadko.

– Ona ształa sze twoją pierwszą namiętnoszczą, ale ża późno – powiedziała niespodziewanie Sej, przymykając oczy. – U nasz też szę to częszto dżeje…

– Nie wiem, jak zdołałaś to pojąć, ale dziękuję ci za to – powiedział Alex, a była pomocnica detektywa obrzuciła go dziwnym spojrzeniem. – Jedyny człowiek, o którym nic nie wiem, to…

– Morrison pojechał nad morze. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. – Watson nadal nie odrywała od Aleksa zdumionego i zaintrygowanego spojrzenia. – Zabrzmi to dziwacznie, ale specpilot postanowił zająć się akwarystyką. Potrzebują tam pastuchów delfinów. Czy to nie zdumiewający pomysł, jak na pilota? Nawet mówili o tym w wiadomościach.

– Jesteś pewna?

– Na sto procent. Jeśli oczywiście ma na imię Hang. Chodźmy, nie męczmy naszej pacjentki, już drzemie…

Cichutko wyszli na korytarz. Ominęli nosze wiozące swojego pacjenta.

– Yy… – mamrotał nieprzytomnie chory, a lekarz szeptał do komunikatora: – Yoko, proszę przyjść do sali operacyjnej numer 17, natychmiast! Pacjent w stanie ciężkim!

– Pewnie nie mniejsza tu odpowiedzialność niż w kosmosie – powiedział Alex, patrząc na pacjenta. – Ciągła nerwówka. Tutaj pewnie nawet speclekarzowi jest ciężko… A jak ty sobie radzisz?

– Zastanawiasz się, czy nie zostać lekarzem? – uśmiechnęła się Watson.

– Kto wie, kto wie… Nie zawołają cię do pomocy? – zapytał pilot.

– Yoko sobie poradzi. To mądra dziewczyna, poza tym spec… W naszym szpitalu są setki lekarzy a ja już skończyłam pracę.

– Masz wolny wieczór?

– Oho! Z dziesięć lat temu takie pytanie starego wilka morskiego bardzo by mi pochlebiło… pod warunkiem, że bym zapomniała, co mama mówiła o romansach z nie umiejącymi kochać pilotami. – Jenny uśmiechnęła się szeroko.

– Rzecz w tym, że ja umiem.

– Żartujesz?

– I tak, i nie. Yoko też wygląda na miłą dziewczynę, ale… – Pilot zatrzymał się gwałtownie i objął Jenny. – Ona nie jest w moim typie. Podobasz mi się ty i obawiam się, że zaczynam się w tobie zakochiwać.

Alex patrzył poważnie, bez uśmiechu. Nieufność w oczach kobiety zaczęła gasnąć.

– Co ci się stało, pilocie? Takich jak ty należałoby pokazywać w cyrku! Kolejki się będą ustawiały. Specpilot, który umie kochać!

– Dokładnie tak. Oczywiście, nie stało się to od razu. – Alex z uśmiechem rozkoszował się jej zmieszaniem. – Niektórzy myśleli, że ta zdolność, tak jak się pojawiła, tak i wygaśnie sama z siebie. Gdyby się tak stało, pewnie byłoby mi lżej. Ale, niestety, nadal umiem kochać.

– Alex, mówisz dziwne i poważne rzeczy… – wymamrotała speszona Jenny.

Kobiecie trudno prowadzić dyskusję, kiedy całuje ją mężczyzna, który jej się podoba. Jeśli sądzić z reakcji Jenny, tak właśnie było.

– Miłość to dziwna rzecz… Czuje się ją od razu – rzekł pilot, na chwilę odrywając się od jej warg.

– Ja też to czuję… Ale to niemożliwe.

– Jeśli wątpisz, wyznacz mi okres próbny.

* * *

Szpital, tak jak być powinno, mieścił się na peryferiach miasta. Od bramy, przed którą stały wynajęte samochody, ruszyli na piechotę, chociaż wcale się nie umawiali. Oboje chcieli się przejść.

Alex popatrzył w niebo.

Pewnie zobaczy jeszcze w życiu setki planet, a przecież już widział niemało. Dlaczego każde niebo jest takie dziwne i zdumiewające? Płonące chmury Omielii, latające lilie Zodiaku, tornada pyłowe Nangijały…

– Zdaje się, że jednak pozostanę pilotem – odezwał się w zadumie. – A ty pewnie będziesz musiała przyswoić sobie umiejętności lekarza-astronauty.

Watson zaśmiała się.

– Szkoda, że nie słyszy cię mój były „szef. Natychmiast zacząłby dociekać przyczyn twojego dziwnego zachowania.

Alex pokręcił głową.

– Wiesz, mam takie przeczucie, że on zmieni pracę. Może zostanie muzykiem… Jeśli już nim nie został.

– Skąd ta myśl?

– Przeczucie, i już.

Intryga to najlepsza i najstarsza broń. Dopiero teraz pilot zrozumiał, czym jest prawdziwe staranie się o kobietę: zalecanki, kuszenie, przyciąganie, zdobywanie miłości… to nie to, co szybki i beztroski seks. Jeśli to był jeden ze składników miłości, to bardzo mu się podobał.