Выбрать главу

— Jak długo jedzie się stąd na kosmodrom? — zapytał.

— Półtorej godziny, odpowiedział metaliczny głos kierowcy.

Kilka osób ze zdziwieniem spojrzało na Muratowa.

Westchnął i usadowił się wygodniej w miękkim fotelu. Niech ludzie sobie myślą o nim, co chcą. Nikomu przecież nie przyjdzie do głowy, że nie ma co zrobić z czasem. Zdarzyło mu się to pierwszy raz w życiu.

Wreszcie Połtawa pozostała w tyle. Jechali wzdłuż niekończących się, podobnych jeden do drugiego budynków fabrycznych. Nie było ani skrawka zieleni, ani kwiatu. Nie było na czym zatrzymać wzroku. Tylko ślepe ściany bez okien. Piękno jest niepotrzebne, bo nie ma tu ludzi.

II

Ludzie, którzy poświęcają się badaniom językoznawczym, należą zwykle do typu „uczonych gabinetowych”. Marina Muratowa była wyjątkiem. Posiadała ogromne zdolności lingwistyczne — miała świetną pamięć, znała biegle osiem języków, miała predyspozycje badacza. Lubiła również malarstwo, muzykę i sport. Chętnie podróżowała i łatwo nawiązywała kontakty z ludźmi.

Te właśnie cechy zadecydowały o tym, że Rada Naukowa Instytutu Kosmonautyki wybrała ją na towarzyszkę Gianei.

Marina nie wahała się. Była zachwycona tym, iż zadanie, które przed nią postawiono, jest tak niezwykłe i trudne. Wiedziała, że na długi okres czasu, być może na całe lata, musi oderwać się od swoich zwykłych zajęć, jednak to jej nie przestraszało. Poznać obcy język nie mający z ziemskim nic wspólnego (a właśnie tak sądziła) czy też nauczyć przybysza z Kosmosu języka ziemskiego, zaprzyjaźnić się z obcą Ziemi istotą, istotą, która urodziła się i wyrosła na innej planecie, w promieniach innego słońca — w tym wszystkim było wiele pociągającej romantyki.

Marina nie była zarozumiała. Na jej decyzję nie wpłynął fakt, że będąc przyjaciółką Gianei zwróci na siebie uwagę całej ludzkości Ziemi. Po prostu o tym nie myślała.

Tajemnica otaczająca Gianeję oraz nie wyjaśnione problemy, nad którymi tak się zastanawiano, najmniej interesowały Marinę. Wierzyła, że tajemnice rozwiążą się same przez się, wtedy kiedy gość przyzwyczai się do życia na Ziemi, pozna ludzi i będzie mógł swobodnie z nimi rozmawiać.

Tak też Muratowa widziała swoje zadanie — pomóc Gianei w jak najszybszym przystosowaniu się do życia na Ziemi.

Już wkrótce wszyscy przekonali się, że zadanie nie jest takie proste. Gianeja ani nie chciała uczyć się ziemskiego języka, ani nie uczyła Muratowej swojego języka.

Początkowo wydawało się, że wszystko będzie szło dobrze.

Gianeja sama starała się dopomóc w tym, żeby ją rozumiano. Język, którym mówiła, był dźwięczny i wydawał się prosty; z łatwością zapamiętywało się słowa. Pracownicy Instytutu Lingwistyki, nie wyłączając Muratowej, uważali, że i nadal nie będzie żadnych trudności.

Im dłużej jednak trwała nauka, tym niechętniej Gianeja rozszerzała swój słownik. Stawało się jasne, że chce ograniczyć się tylko do rozmów potocznych, w zakresie niezbędnym dla niej samej. Zresztą i to, czego się nauczono, wprowadzało lingwistów w zakłopotanie.

Gianeja świadomie posługiwała się najprostszymi zdaniami. Muratowa uczyła się więc tylko luźnych słów, nie podporządkowanych żadnym regułom gramatycznym. Taki uproszczony język Gianeja wprawdzie rozumiała, jednak ziemscy lingwiści nie mogli mieć nadziei, że w ten sposób poznają jej język.

Wysoka kultura narodu, którego członkiem była Gianeja, wyklucza możliwość takiego „ubóstwa mowy”. Język ten był niewątpliwie bogaty i na pewno posiadał obszerny słownik. Jego pozorna prostota mogła być tylko złudzeniem.

Kiedy już definitywnie przekonano się, że nie można liczyć na pomoc Gianei, postanowiono kontynuować badania bez jej wiedzy. Żyjąc na Ziemi, obcując z ludźmi, choćby nawet tylko z Muratową, gość mimo woli wypowiadał nowe słowa i zdania. Zapamiętywano je i rozszyfrowywano. Wspaniałą pamięć Mariny wspomagał magnetofon.

Nie rozstawała się z miniaturowym podręcznym aparatem, o którego istnieniu Gianeja nie miała pojęcia. Nagrane taśmy poddawano badaniom Elektronowego Mózgu Instytutu Lingwistyki i dzięki jego pomocy powoli, ale systematycznie udawało się rozszyfrowywać tajemnicę obcego języka.

Marina zapamiętywała wszystko. Była jednak aż do przesady ostrożna i ramy rozmów zakreślone przez Gianeję rozszerzała powoli i stopniowo. Bała się, że „spłoszy” gościa. Dziewczyna z innego świata nie zauważyła, jak się wydawało, iż jej przyjaciółka mówi jej językiem coraz bardziej swobodnie i gramatycznie.

Marina wiedziała, że Gianeja ją lubi. Należało tę sympatię utrwalić i rozszerzyć. Wielkie nadzieje związane z poznaniem tajemnicy pojawienia się Gianei pokładali w tym wszyscy uczeni.

Marina pracowała sama. Jej koleżanka z Instytutu Lingwistyki, razem z nią „odkomenderowana” do Gianei, już następnego dnia po przylocie gościa musiała ją opuścić.

Rada starała się przewidzieć wszystko aż do najmniejszych drobiazgów, nikt jednak nie mógł przypuszczać, że Gianeja nie znosi ludzi niewielkiego wzrostu.

Trudno było przysłać kogoś innego, gdyż nie było ani jednej odpowiedniej kandydatki.

Muratowa radziła sobie świetnie sama.

W ciągu minionego półtora roku ani razu nie żałowała, że została towarzyszką Gianei. Przez ten okres czasu ani razu się nie posprzeczały.

Gianeja miała łagodny charakter. Z każdym dniem stawała się coraz milsza. Przestała się zachowywać sztucznie i z dystansem, wyzbyła się niezrozumiałej czujności cechującej ją w pierwszych miesiącach pobytu na Ziemi. Była teraz „zwykłą” dziewczyną. Zawsze ożywiona, bardzo ruchliwa, lubiła sport i gry, których uczyła się z niezwykłą łatwością, chętnie rysowała i zajmowała się muzyką.

Nikt nie wiedział, co jest tematem jej rysunków. Rzadko tylko udawało się Marinie zerknąć do albumów. Gianeja pokazywała jej wyłącznie ziemskie pejzaże. Kilka razy ulepiła i natychmiast zniszczyła parę wspaniałych popiersi. Przedstawiały one bądź Marinę, bądź ją samą.

Gianeja nie próbowała nawet nauczyć się grać na jakimś instrumencie muzycznym, ale lubiła słuchać, gdy grała Marina.

Czasami zaczynała śpiewać bez akompaniamentu. Melodie dziwnie brzmiały dla ziemskiego ucha. Słuchacze byli zdziwieni pięknem i niewiarygodnie szeroką skalą głosu Gianei.

Pieśni te rejestrowane na magnetofonie, analizował Mózg Elektronowy znajdując wiele nowych słów i połączeń słownych.

Marina była przekonana, że Gianeja jest bardzo młoda, ale nawet tego, nawet tak prostej sprawy, nie udało się jej wyjaśnić. Gianeja, gdy ją o to pytano, milczała.

Marina udawała, że milczenie Gianei nie jest niczym szczególnym, starała się je traktować jako naturalne.

Taka taktyka była niewątpliwie słuszna.

— Dojrzałe jabłko spada samo — mówili uczeni. — Należy zostawić Gianei czas: gdy „dojrzeje”, sama zacznie mówić.

Dziewczyna wyraźnie „dojrzewała”. Milczała coraz rzadziej. Wprawdzie niechętnie, ale odpowiadała na pytania. Marina zaś, stosownie do otrzymanych zaleceń, nigdy nie powtarzała pytania, które Gianeja już kiedyś pominęła milczeniem.

Między obydwiema dziewczynami panowała harmonia i na pozór pełne zrozumienie.