— Teraz już pan rozumie? — zapytał Stone.
— Jakżeby nie! Teraz właśnie zrozumiałem, że cały mój plan nie ma sensu.
— Dlaczegóż? — Stone wiedział o zamierzeniach Muratowa. — Raczej odwrotnie, to panu pomoże. Ale musi pan być bardzo, bardzo ostrożny.
— Właśnie! A to znaczy, że jest potrzebny zupełnie nowy plan.
— Nie można dać do zrozumienia Gianei, że zna pan jej tajemnicę. Radziłbym, żeby pan niby przypadkiem, w odpowiedniej chwili, zaczął przy niej rozmawiać z siostrą po hiszpańsku. Rozmawiajcie na temat, który zainteresuje Gianeję. Trzeba obserwować jej reakcję.
Muratow lękliwie spojrzał na Gianeję. Znajdowała się od nich nie więcej niż trzydzieści kroków.
— Mówimy za głośno — szepnął Stone'owi. — Gianeja ma świetny słuch.
— Przecież nie rozmawiamy po hiszpańsku.
— Kto ją tam wie! Może rozumie. Po tym, co pan powiedział, za nic nie ręczę.
— Tak, to możliwe.
Tłum pasażerów, który dopiero co wszedł do poczekalni, oddzielił ich od dziewcząt.
Stone popatrzył na zegarek.
— Szósta powinna przybyć za jakieś dwadzieścia minut — powiedział. — Niech pan podejdzie do nich.
— Trochę się boję. A może Gianeja nie zechce ze mną rozmawiać?
— Niemożliwe. Pańska siostra mówiła, że Gianeja jeszcze wczoraj pytała o pana.
„Zgadłem — pomyślał Muratow. — Nie przypadkiem rysowała pejzaż Hermesa”.
Lecz obu dziewcząt nie było na uprzednim miejscu.
Odeszły.
Muratow ruszył na poszukiwania.
Od samego rana Gianeja była bardzo zdenerwowana. Zdradzały to jej ruchy, głos, wyraz twarzy. Marina widziała, że jakaś natrętna myśl nie daje jej przyjaciółce spokoju.
Jak zwykle przed śniadaniem poszły popływać na pobliskim basenie.
Sale gimnastyczne i baseny były w każdym osiedlu, nawet w każdym większym domu. Jednak niewielkie baseny znajdujące się przy domach nie zadowalały Gianei. Chciała nie tylko się odświeżyć, ale również popływać.
Tego ranka, jakby straciwszy poczucie czasu, Gianeja pływała bardzo długo. Marina dawno już się ubrała i, siedząc w wiklinowym fotelu, czekała, aż przyjaciółka wyjdzie z wody.
Szybko i niezmordowanie powtarzała Gianeja stumetrowy dystans, płynąc klasycznym, pięknym crawlem. Jak zawsze zebrało się sporo gapiów, niewielu bowiem sportowców na Ziemi tak doskonale opanowało ten styl.
Jej ręce rytmicznie zanurzały się w wodzie. Ciężkie czarne włosy zakrywały niemal całą zgrabną figurę dziewczyny.
W zielonej wodzie basenu, na którą poprzez szklany dach padały jaskrawe promienie słońca, Gianeja przypominała widmo.
Marina dobrze pamiętała pierwsze pójście na basen zaraz po przybyciu Gianei na Ziemię. Pamiętała, jak niechętnie Gianeja ubrała się w kostium kąpielowy. Z trudem, przy pomocy gestów, udało się jej wytłumaczyć, że nie można zamknąć basenu dla innych ludzi. Teraz rozumiała już, że Gianeja próbowała wytłumaczyć, że nie widzi powodu, by musiała wkładać kostium tylko dlatego, że w basenie kąpią się inni ludzie. Nie rozumiała tego i teraz, chociaż od tej chwili minęło już półtora roku.
Dawno już zrozumiano, że Legerier błędnie zinterpretował postępowanie Gianei w początkowym okresie jej pobytu wśród ludzi. Rozbierała się przy wszystkich nie dlatego, że była zarozumiała i nonszalancka, ale po prostu dlatego, że takie zwyczaje panowały wśród jej współplemieńców. Nie rozumieli oni, dlaczego mają ukrywać swoje ciało przed cudzym spojrzeniem.
Marina czekała ponad godzinę. Kiedy w końcu Gianeja wyszła z basenu, nie była wcale zmęczona. Wydawało się, że mogłaby przepłynąć jeszcze drugie tyle.
Wróciły do domu.
Po śniadaniu Gianeja nieoczekiwanie poprosiła, żeby pokazać jej Selenę. Dotąd ani jednym słowem nie wspomniała, po co chciała przyjechać do Połtawy. Miasto wyraźnie jej nie interesowało, przez trzy dni prawie nie wychodziła z domu.
Mariny ta prośba wcale nie zaskoczyła; nawet się jej spodziewała. Była przekonana, że Gianeja przyjechała tutaj w związku z przylotem Szóstej Ekspedycji Księżycowej. Teraz już nie można się było dziwić, skąd o tym wie. Fakt, że gość orientuje się w sprawach Ziemi, przestał być tajemnicą.
Dlaczego interesowała ją właśnie ta ekspedycja?
Wczoraj Gianeja zaskoczyła Marinę nieoczekiwanym pytaniem. Chciała się dowiedzieć, czy jej brat przyjedzie do Połtawy. Nie dodała „spotkać Szóstą”, ale oczywiście pytała właśnie o to.
Marina odrzekła, że Wiktor na pewno przyjedzie.
Gianeja w ogóle nie zareagowała, nie pokazała po sobie, jakie wrażenie wywarła na niej ta wiadomość. Mogło się wydać, że jej w ogóle nie usłyszała.
Wielokrotnie już Gianeja prosiła, żeby Marina poznała ją z Wiktorem. Nic nie wskazywało jednak na to, że wie, iż brat Mariny i kosmonauta, który przywiózł ją z Hermesa na Ziemię, to jeden i ten sam człowiek. Teraz okazało się, że wie i o tym!
Kiedy Gianeja, zaraz po tej rozmowie, zaczęła rysować w albumie pejzaż Hermesa z Wiktorem na pierwszym planie i tym razem nie ukrywała rysunku, Marina przekonała się ostatecznie, że Gianeja posiada dobre informacje.
Marina natychmiast powiadomiła o wszystkim Stone'a. Rada Naukowa przyjęła tę wiadomość z zadowoleniem. Pytanie Gianei wskazywało, że postanowiła „odkryć karty”, że przy torze globekspresu nie wygadała się, a celowo dała do zrozumienia, że wie wiele, wie to, czego nie mogłaby wiedzieć, gdyby nie znała ziemskiego języka.
Marinie polecono, żeby do drugiego przypadku „szczerości” Gianei ustosunkowała się tak samo jak do pierwszego. Niech udaje, że niczego nie zauważyła.
IV
Gianeja wyraźnie nie panowała dzisiaj nad sobą. Zgodnie z przyjętą linią postępowania Marina zaproponowała powrót do Połtawy akurat wtedy, kiedy powinny były pojechać na kosmodrom, jeżeli Gianeja rzeczywiście chciała spotkać „Szóstą”.
Należało się spodziewać, że właśnie teraz Gianeja będzie musiała odpowiedzieć wprost.
Jednak Gianeja wykręciła się.
— Mówiłaś — powiedziała — że miasto jest zbudowane w kształcie pierścienia okalającego kosmodrom. Kosmodromu jednak mi nie pokazałaś. Skoro tu jesteśmy, to chciałabym go obejrzeć.
„Wykręciła się — pomyślała ze złością Marina. — Cóż za dziwny upór!”
Dziewczyny jeździły po Selenie wuczemobilem. Marina prowadząca wóz, obróciła kierownicę i maszyna skierowała się ku centrum.
Niezrozumiały niepokój Gianei wzrastał. Policzki dziewczyny płonęły, a oczy gorączkowo błyszczały. Kilka pytań Mariny zawisło w próżni. Wydawało się, że Gianeja pogrążona w swych myślach niczego nie słyszy.
Kiedy jednak weszły do hallu w porcie kosmicznym, Gianeję jakby coś odmieniło. Ożywiła się i sama zaczęła zasypywać Marinę pytaniami. Twarz nabrała normalnego koloru i tylko blask oczu zdradzał, że Gianeję coś nadal gnębi.
I nagle Gianeja zapytała:
— Ile ludzi brało udział w Szóstej Ekspedycji?
Marina po raz pierwszy usłyszała słowo „ekspedycja” w języku Gianei. Jego znaczenie odgadła z sensu zdania.
„Co teraz robić — pomyślała. — Nie można już stosować poprzedniej taktyki. Gianeja po raz trzeci i to otwarcie odsłania twarz. Gdybym i tym razem tego nie zauważyła, Gianeja odkryłaby moją taktykę. Nie można jednak nie odpowiedzieć na jej pytanie. Wyzwanie trzeba przyjąć”.
— Skąd wiesz o tej ekspedycji? — zapytała Marina bacznie wpatrując się w twarz przyjaciółki. Dzięki zawodowej pamięci dokładnie powtórzyła nowe słowo. Gianeja wcale się nie zmieszała.