Выбрать главу

— Proszę się jej zapytać — powiedział Stone — czy mamy szukać dalej?

Gianeja zdziwiła się, kiedy przełożono jej pytanie.

— Dlaczego pytacie o to mnie? — odpowiedziała. — Powinniście sami wiedzieć, co robić i jak postępować.

— Pytamy dlatego — wyjaśnił Muratów — ponieważ opieramy się na pani słowach, ściślej na słowach Rijagei. On, zdaje się, mówił, że baza jest położona w takim miejscu, skąd nigdy nie widać Ziemi?

— Dlaczego „zdaje się”?

— Proszę nie zwracać na to uwagi. To po prostu niezręczny zwrot. Czy mówił w ten sposób?

— Tak. I nadal nie rozumiem, dlaczego pytacie mnie — uparcie powtórzyła Gianeja.

— Chcemy, żeby pani przypomniała sobie to dokładniej — powiedział. — To jest dla nas niezmiernie ważne.

— Nie mogę nic dodać do tego, co już powiedziałam.

Stone'owi przekazano treść rozmowy.

— Jeżeli będziemy szukać dalej — powiedział — to nie ma żadnych powodów, żebyśmy nie szukali również we wszystkich innych miejscach, tak jak to robiliśmy wcześniej. Wydaje mi się, że należy potraktować serio słowa Gianei i opierać się tylko na nich. Proszę pozostałych o wyrażenie swej opinii.

Wszyscy zgodzili się ze Stone'em.

— W takim razie — zreasumował — zawracamy z powrotem. Musimy nadal równie uważnie oglądać wszystko, co spotkamy na drodze, żebyśmy byli całkowicie pewni, że nie minęliśmy bazy.

Droga powrotna nie przyniosła niczego nowego.

Kiedy powrócili do stacji, była już trzecia. I chociaż Stone chciał kontynuować poszukiwania, musiał zgodzić się z Tokariewem i odłożył drugą ekspedycję na dzień następny.

— Zmęczenie przytępiło uwagę — powiedział profesor. — Dalsze poszukiwania nie mają dzisiaj sensu.

— To bardzo nudne zajęcie — wyznała Gianeja. — Żałuję, że tutaj przyleciałam.

— Ale jutro pojedzie pani z nami?

— Oczywiście. I jutro, i pojutrze… Trzeba być konsekwentnym — powtórzyła słowo, które się jej spodobało. — Dawno się tak nie zmęczyłam — dodała po chwili milczenia — chociaż niczego nie robiłam.

— Bezczynność męczy niekiedy bardziej niż praca — powiedział Muratow. — Proszę iść na basen. Kąpiel zawsze odświeża.

— Chodźmy razem — nagle zaproponowała Gianeja.

Muratow zawstydził się.

— Nie bardzo wypada — powiedział.

— Dlaczego? — Gianeja wydawała się szczerze zdumiona. — Nie mogę tego zrozumieć. Już dawno Marina mówiła, że na Ziemi mężczyźni i kobiety kąpią się zawsze osobno. Jednak sama widziałam, że w morzu kąpią się razem. I kiedy wkładam kostium kąpielowy, pańska siostra pozwalała mi pływać w basenie razem ze wszystkimi. O co chodzi? Niech mi pan wytłumaczy, Wiktorze! Bardzo chciałabym to zrozumieć.

Który to już raz w ciągu ostatnich dni Muratow poczuł, że stoi na progu jednej z tajemnic, które otaczają Gianeję. Nie był to problem zbyt istotny — ciągle jednak był nie wyjaśniony. A ponieważ Gianeja pytała, miał nadzieję, że uda się mu dowiedzieć, o co właściwie chodzi.

Zebrał myśli, żeby wyjaśnić jej ziemski punkt widzenia.

— Ten ziemski zwyczaj można tłumaczyć rozmaicie — powiedział. — Myślę, że główna przyczyna polega na tym, że ludzie przyzwyczaili się osłaniać swoje ciało odzieżą. Stałe noszenie ubrania doprowadziło do tego, że kobiety i mężczyźni zaczęli wstydzić się jedno drugiego. Oczywiście, rozumiem pani punkt widzenia. I uważam, że jest nawet bardziej moralny niż nasz. Ale zakorzeniony w świadomości obyczaj jest potężną siłą. Teraz — dodał — czy pani już rozumie?

Myślał, że całkowicie rozwiał jej wątpliwości.

— Niczego mi pan nie wytłumaczył — nieoczekiwanie dla niego powiedziała Gianeja. — Ale wydaje mi się, że sama odgadłam, o co chodzi. Pańskim zdaniem, kostium kąpielowy zakrywa ciało. Czy o to chodzi?

I niespodziewanie Muratów sam wszystko zrozumiał. Dzięki jej pytaniu zrozumiał, jak jest naprawdę.

Więc o to chodzi! Zapomniał o promieniowaniu cieplnym wszystkich żywych istot, promieniowaniu, które Gianeja i ludzie na jej planecie odbierają jako światło i widzą je.

Przesąd to trwała rzecz. I mimo zadowolenia, że zagadka została rozwiązana, Muratow poczuł się mocno zawstydzony. Ubranie nie osłaniało jego ciała przed wzrokiem Gianei.

A i ona do tej pory sądziła, że ludzie Ziemi widzą jej ciało bez względu na to, czy jest ubrana, czy nie.

Dlatego obca była Gianei kobieca wstydliwość. W ich świecie ubranie chroniło jedynie przed zimnem i kurzem.

Legerier pomylił się. Jego przypuszczenia dotyczące pobudek, które kierowały zachowaniem Gianei, w pierwszym dniu jej spotkania z ludźmi Ziemi, nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Dziewczyna uważała, że jest obojętne, czy jest ubrana, czy nie.

I krój jej sukien, który zdaniem wszystkich był dowodem kokieterii, dyktował obyczaj, a nie chęć podkreślenia swojej urody.

Ale jednocześnie strój nie był dla niej rzeczą obojętną. Wskazywało na to zdarzenie w Japonii. Gianeja ubrała się w podarowane jej kimono i wyraźnie interesowała się, czy jest jej w nim do twarzy.

„Trudno zrozumieć sposoby myślenia istoty z innego świata — pomyślał Muratow. — Łączy nas jedynie zewnętrzne podobieństwo, wewnętrznie jesteśmy zupełnie różni”.

Był przekonany, że teraz, po tym, czego się dowiedziała, Gianeja nie zaproponuje mu wspólnego pójścia na basen. Jednak nie wziął pod uwagę, że świadomość człowieka nie może zmienić się w jednej chwili. Myśl o tym, że można się wstydzić ciała, w żaden sposób nie mogła się pomieścić w głowie Gianei. Zrozumiał to, kiedy powiedziała:

— I dalej jeszcze nie rozumiem, dlaczego nie może pan pójść ze mną.

— Idziemy! — zdecydował.

Gianeja ucieszyła się zupełnie jak dziecko.

— Bardzo nie lubię być sama, zwłaszcza kiedy pływam. Samej jest mi smutno. Będziemy się ścigać, dobrze?

— Chyba nie uda mi się pani prześcignąć — powiedział Muratow. — Bardzo kiepsko pływam.

— Szkoda, że nie ma piłki — Gianeja wypowiedziała słowo „piłka” z wyraźnym trudem. — Bardzo lubię grę tym przedmiotem, szczególnie w wodzie. Grałyśmy czasem z pańską siostrą.

— Czemu ma nie być — odpowiedział Muratow. — Na pewno znajdzie się tu piłka. Zaraz się dowiem. Możemy zaprosić jeszcze kogoś i rozegramy mecz piłki wodnej.

W stacji oczywiście była piłka do gry w waterpolo. Znaleźli się również i miłośnicy tej starej gry.

Nikt jednak nie podzielał opinii Muratowa.

— Gianeja może robić to, co jej się podoba, my jednak będziemy postępować zgodnie z naszymi zwyczajami.

I do basenu weszło siedmiu ludzi ubranych w tradycyjne stroje kąpielowe — slipy i czepki.

Gianeja nie tylko nie zwróciła uwagi na „zacofanie” swoich partnerów, ale w ogóle niczego nie zauważyła.

Gra ciągnęła się długo i skończyła się całkowitą klęską drużyny, w której grał Muratow, zwyciężyła drużyna Gianei.

Nikt nie potrafił rzucać tak celnie i mocno jak ona.

Na Księżycu nie było dobrych sportowców. W bramce, której bronił Wiktor, wylądowało aż osiemnaście piłek rzuconych przez Gianeję. Jej partnerzy, którzy natychmiast zorientowali się, jakiego mistrza mają w swojej drużynie, cały czas grali na Gianeję, wysuwali ją do przodu i każdy atak kończył się golem.

— Nie można z panią grać — z przykrością powiedział Wiktor, gdy podnieceni i zmęczeni wyszli z wody. — Czy w pani ojczyźnie znana jest ta gra?