Suroth siłą woli zmusiła się do zaczerpnięcia oddechu.
— W takiej sytuacji Tuon jest Imperatorową, oby żyła... — Tuon przybierze nowe imię, rzadko wymieniane poza najbliższym kręgiem cesarskiej rodziny. Imperatorowa była po prostu Imperatorową, oby żyła wiecznie. Suroth ciasno objęła się ramionami i zaczęła łkać, trzęsąc się niepowstrzymanie. Almandaragal uniósł łeb i zaskowytał pytająco.
Semirhage roześmiała się muzyką basowych gongów.
— To wyraz żałoby po Radhanan, Suroth, czy głębokiej odrazy do myśli, że Tuon zostanie Imperatorową? — Głosem urywanym przez niepowstrzymany szloch, Suroth rozpoczęła wyjaśnienia. Jako mianowana dziedziczka, Tuon została Imperatorową z chwilą śmierci matki. Chyba że jej matka została zamordowana, co musiało być dziełem którejś z sióstr Tuon, i znaczyło, że ona sama z pewnością również nie żyje. Co nie robiło żadnej różnicy. Wszystkie formy zostaną zachowane. Będzie musiała wrócić do Seanchan i pokajać się za dopuszczenie do śmierci Tuon, jak również za śmierć Imperatorowej, w obliczu kobiety, która do nich doprowadziła. I która, oczywiście, nie obejmie tronu, póki śmierć Tuon nie stanie się faktem oficjalnym. Ale nie potrafiła się zmusić do przyznania, że pierwej odbierze sobie życie; to była myśl zbyt hańbiąca, żeby ją wypowiadać na głos. Słowa zamarły na jej ustach, z których dobył się tylko kolejny szloch. Nie chciała umierać. Obiecano jej, że będzie żyła wiecznie! Tym razem śmiech Semirhage był tak zaskakujący, że Suroth natychmiast przestała płakać. I spojrzała na odrzuconą w tył głowę z płomieni, z ust której wydobywały się delikatne odgłosy radosnych dzwoneczków. W końcu Semirhage odzyskała panowanie nad sobą i ognistymi palcami otarła płomienne łzy. — Jak widzę, nie wyraziłam się dosyć jasno. Radhanan nie żyje, a wraz z nią jej córki, jej synowie i połowa imperialnego dworu również. Nie ma już rodziny cesarskiej, wyjąwszy Tuon. Nie ma Imperium. Seandar znajduje się w rękach buntowników i grabieżców, podobna sytuacja panuje w kilkunastu innych miastach. O tron walczy ze sobą przynajmniej pięćdziesiąt rodzin szlacheckich, armie już wyruszyły w pole. Wojna rozgorzała od Gór Aldael do Salaking. I z tego właśnie powodu nic ci nie zagrozi, jeśli usuniesz Tuon i sama się ogłosisz Imperatorową. Zadbałam nawet o okręt, który przybędzie wkrótce, przywożąc wiadomość o katastrofie. — Zaśmiała się znowu i dodała słowa cokolwiek dziwne: — Niech rządzi władca chaosu.
Suroth wbrew sobie zagapiła się na tamtą. „Imperium... zniszczone? Semirhage zabiła...?”. Skrytobójstwo nie było niczym niezwykłym wśród Krwi, szlachetnej czy niskiej, nie wspominając już o rodzinie cesarskiej, ale nawet sam pomysł, że ktoś mógłby ot tak sobie sięgnąć w jej samo serce, wydawał się czymś niewyobrażalnie potwornym. Nawet jeśli chodziło o jedno z Da’concion, Wybranych. Z drugiej strony... zostać Imperatorową, nawet jeśli tylko na tym kontynencie. Kręciło się jej w głowie, miotał nią stłumiony, histeryczny śmiech. W ten sposób mogłaby zamknąć cykclass="underline" podbić te ziemie, a potem wysłać armie na rekonkwistę Seanchan. Nadludzkim wysiłkiem udało jej się opanować.
— Wielka Pani, jeżeli Tuon rzeczywiście żyje, wówczas... wówczas jej usunięcie może okazać się nadzwyczaj trudne. — Te słowa ledwie przeszły jej przez gardło. Zostać Imperatorową. Czuła takie zawroty głowy, jakby ta miała zaraz odfrunąć z jej ramion. — Ona ma ze sobą swoje sul’dam i damane, nie wspominając już o części Straży Skazańców. — „Trudne? W tych okolicznościach zabicie jej może okazać się całkiem niemożliwe. Chyba że da się nakłonić Semirhage, aby się tym zajęła. Ale sześć damane może się okazać nawet dla niej niebezpieczne”. Poza tym, wśród gminu krążyło pewne powiedzenie. Możni każą mniejszym od siebie grzebać w błocie, żeby zachować czyste ręce. Przypadkiem wpadło jej do ucha, nadto ukarała tego, który wypowiedział te słowa, niemniej były prawdziwe.
— Myśl, Suroth! — Gongi zabrzmiały teraz z całą siłą nakazu. — Kapitan Musenge i pozostali zniknęliby tej samej nocy co Tuon i jej pokojówka, gdyby tylko wiedzieli z góry, co się święci. Sami jej szukają. Ty oczywiście musisz dołożyć wszelkich starań, żeby ją znaleźć pierwsza, ale nawet jeśli ci się nie powiedzie, Straż Skazańców Tuon okaże się znacznie słabszą ochroną, niż można by z pozoru sądzić. Każdy żołnierz twojej armii słyszał już, że przynajmniej niektórzy Strażnicy wzięli stronę samozwańca. Wedle panującego w miarę powszechnie mniemania samozwaniec i wszyscy, którzy udzielili mu poparcia, powinni zostać rozerwani na strzępy i pochowani w kupie gnoju. Po cichu. — Ogniste usta wygiął pełen rozbawienia uśmieszek. — Aby uniknąć hańby Imperium.
„Niewykluczone, że dałoby się zrobić. Oddział Straży Skazańców powinien być łatwy do zlokalizowania. Trzeba będzie odkryć dokładną liczebność oddziału Musenge i posłać Elbara z siłą przewyższającą tamtych w stosunku pięćdziesięciu na jednego. Nie, stu na jednego, żeby zneutralizować damane. A potem...”.
— Wielka Pani, rozumiesz moje wątpliwości proklamowania czegokolwiek, zanim zdobędę pewność, że Tuon nie żyje?
— Oczywiście — zgodziła się Semirhage. Dzwoneczki znowu rozbrzmiały rozbawieniem. — Ale pamiętaj, jeżeli Tuon uda się bezpiecznie powrócić, nie będzie to miało dla mnie większego znaczenia, dlatego nie ociągaj się.
— Nie będę, Wielka Pani. Zamierzam zostać Imperatorową, a w tym celu muszę zabić Imperatorową. — Tym razem słowa przyszły jej bez trudu.
Wedle oceny Pevary pokoje Tsutamy Rathy były efektowne ponad wszelką ekstrawagancję i na tej opinii bynajmniej nie ważyły skromne początki jej samej jako córki rzeźnika. Na widok salonu po prostu zakręciło się jej w głowie. Pod złoconym gzymsem przedstawiającym jaskółki w locie, ściany zdobił podwójny pas draperii, na jednym pyszniły się jaskrawoczerwone, krwiste róże, na drugim pnącza snu pokryte szkarłatnym kwieciem o średnicy większej niż dwie dłonie razem złożone. Stoliczki i krzesła były iście filigranowej konstrukcji, jeśli pominąć rzeźbienia i złocenia, których wystarczyłoby na najświetniejszy tron. Pozłotą też ociekały stojące lampy oraz rzeźbiony w pędzące rumaki gzyms kominka, wieńczący marmurowy cokół. Na kilku stoliczkach wyeksponowano porcelanę Ludu Morza, z najrzadszych gatunków, cztery wazony i sześć mis, które same w sobie warte były małą fortunę, nie wspominając już o niezliczonych figurkach z jadeitu i kości słoniowej, sporych rozmiarów, oraz jednej statuetce tancerki, wysokiej może na dłoń i z pozoru wyrzeźbionej z rubinu. Spontaniczny pokaz bogactwa — ona zaś wiedziała, że poza pozłacanym zegarem cylindrycznym na kominku, drugi znajdował się w sypialni Tsutamy, a jeszcze jeden w jej garderobie. Trzy zegary! To już nie było nawet spektakularne, to zaćmiewało wszelkie pozłoty i rubiny.
A jednak pomieszczenie w jakiś sposób idealnie pasowało do kobiety siedzącej naprzeciw niej i Javindhry. „Spektakularna” było słowem, które znakomicie oddawało jej wygląd.
Tsutama była kobietą uderzająco piękną, włosy miała upięte delikatną, złotą siatką, wokół szyi i przy uszach tańczyły rozbłyski ognistych łez, a ubrana była jak zawsze w karmazynową suknię, której stanik uwydatniał pełne łono, dziś jeszcze dodatkowo podkreślone złotym wolutowym haftem. Gdyby się jej nie znało, można by dojść do pochopnego wniosku że specjalnie próbuje przyciągnąć uwagę mężczyzn. Swej antypatii do mężczyzn dawała jednak wyraz na długo przed swoim wygnaniem; jak powiadała, prędzej by zlitowała się nad wściekłym psem niż nad mężczyzną.