Выбрать главу

Zostało jeszcze tylko tyle czasu, ile trzeba było na odstawienie filiżanek i wykonanie ukłonów. Wśród Czerwonych, kiedy Najwyższa rozkazywała, wszystkie słuchały, włącznie z Zasiadającymi. Jedynym wyjątkiem, wedle prawa Wieży, było głosowanie w Komnacie, ale i tu niektóre z Najwyższych potrafiły tak wszystko zorganizować, by każde głosowanie, na którym im zależało, szło po ich myśli. Pevara była pewna, że Tsutama zamierzała być jedną z nich. Zanim się to jednak stanie, walka będzie z pewnością nieprzyjemna. Miała tylko nadzieję, że będzie w stanie odpłacić pięknym za nadobne.

W korytarzu Javindhra wymamrotała coś na temat korespondencji i zanim Pevara zdążyła odpowiedzieć bodaj słowo, pomknęła po białych płytkach posadzki, naznaczonych czerwonym Płomieniem Tar Valon. Pevara wprawdzie nie zamierzała niczego komentować, ale pewna była — równie mocno jak tego, że brzoskwinie są trujące — iż z tamtej będzie niewielki pożytek, a wszystko spadnie na jej głowę. Światłości, to była najgorsza rzecz z możliwych, w najgorszym możliwym momencie.

W swoich apartamentach zabawiła tyle tylko, ile trzeba było, aby zabrać szal z długimi frędzlami i sprawdzić godzinę — za kwadrans południe; poczuła jakby rozczarowanie, że wskazania jej zegara zgadzały się z godziną na czasomierzu Tsutamy — a potem opuściła kwatery Czerwonych i pospieszyła ku dolnym kondygnacjom Wieży, gdzie poniżej kwater sióstr znajdowały się powszechnie dostępne rewiry. Szerokie korytarze oświetlały jasno stojące lampy z odblaśnikami, ale ludzi na nich prawie nie było, przez co przypominały ponure jaskinie o surowych, białych ścianach z gzymsami pod sufitem. Poruszające się niekiedy od przeciągów jaskrawo ubarwione arrasy wyglądały złowieszczo, jakby jedwabie i wełny nagle obudziły się do życia. Nieliczni ludzie, jakich spotkała, bez wyjątku należeli do służby, wszyscy mieli Płomień Tar Valon na piersiach i skrupulatnie przykładali się do swych obowiązków, przerywając je tylko na moment pospiesznego ukłonu. Dzięki temu nie musieli podnosić oczu. W sytuacji, w której Ajah praktycznie rzecz biorąc, podzieliły się na zwalczające obozy, atmosfera w Wieży była ciężka od napięcia oraz antagonizmów i łatwo zarażała służących. A przynajmniej napełniała ich przerażeniem.

Nie była tego pewna, ale przypuszczała, iż w Wieży nie mogło zostać więcej niż dwieście sióstr. Większość bez szczególnej potrzeby nie opuszczała kwater swoich Ajah, dlatego też nie spodziewała się żadnej dziś spotkać. Kiedy więc na kilkustopniowym podejściu łączącym korytarz boczny z głównym zobaczyła Adelornę Bastine, zaskoczyło to ją tak, że aż się wzdrygnęła. Adelorna, która mimo całkowitego braku pretensji do statecznej sylwetki, jakoś potrafiła swej szczupłej postaci nadać imponujący wyraz, przeszła obok, jakby zupełnie nie dostrzegając Pevary. Saldaeanka miała na sobie szal — obecnie poza kwaterami Ajah nie sposób było uświadczyć kobiety bez szala — a za nią szło trzech jej Strażników. Różniący się od siebie fizycznie jak to tylko możliwe, wszyscy mieli przypasane miecze, a ich oczy nawet na moment nie traciły czujności. Strażnicy z mieczami, najwyraźniej strzegący swej Aes Sedai... w Wieży! Ostatnimi czasy widok ten był już dość powszechny, Pevara jednak za każdym razem czuła, jak łzy prawie napływają jej do oczu. Tyle że powodów do płaczu było zbyt wiele. Zamiast martwić się akurat tym, lepiej zająć się sprawą, w której można coś zdziałać.

Tsutama mogła wydać rozkaz nałożenia na Asha’manów więzi zobowiązań, mogła zakazać im informowania Elaidy, ale lepiej porozmawiać z siostrami, które — niewykluczone — rozważały ten pomysł na własną rękę, zwłaszcza w obliczu plotek o trzech Czerwonych siostrach zabitych przez mężczyzn w czerni. Jedną z tych, które miała na myśli, była Tarna Feir, zacznie więc od poufnej rozmowy z nią. Może poda jej imiona innych, podobnie usposobionych. Największym problemem i tak będzie nawiązanie w tej sprawie kontaktu z Asha’manami. Najprawdopodobniej się nie zgodzą, choćby dlatego, że sami już nałożyli więź zobowiązań na pięćdziesiąt jeden sióstr. Światłości świata, pięćdziesiąt jeden! Najlżejsza wzmianka na ten temat będzie wymagała siostry o nadzwyczajnych talentach dyplomatycznych i zdolności wysławiania się. Oraz żelaznych nerwach. Wciąż obracała w głowie rozmaite imiona, gdy dostrzegła kobietę, z którą miała się spotkać; stała na umówionym miejscu, pozornie przyglądając się długiemu gobelinowi.

Drobną, ale smukłą, zawsze otaczała iście królewska aura. Teraz odziana była w bladosrebrne jedwabie, wykończone u nadgarstków i dekoltu nieco ciemniejszą koronką. Na pierwszy rzut oka Yukiri wydawała się całkowicie pochłonięta zdobną materią i zupełnie spokojna. Pevara raz tylko widziała ją w stanie, który mógł się kojarzyć ze zdenerwowaniem — a przecież przesłuchanie Talene mogłoby zszargać nerwy niejednej. Yukiri była oczywiście sama, chociaż ostatnimi czasy ponoć wspominała tu i ówdzie o ponownym wzięciu sobie Strażnika. Bez wątpienia u podstaw tej decyzji spoczywała zarówno obecna sytuacja w Wieży, jak i ich osobiste położenie. Pevara też by nie pogardziła Strażnikiem czy dwoma.

— Jest w tym bodaj ziarno prawdy czy to wszystko fantazja tkacza? — zapytała, dołączając do tamtej. Gobelin przedstawiał bitwę z trollokami z czasów dawno minionych, albo przynajmniej coś w tym stylu. Większość artystycznych przedstawień powstawała długo po fakcie, a tkacze zazwyczaj opierali się wyłącznie na ustnych przekazach. Ten gobelin był na tyle stary, że rozpadłby się, gdyby nie został zabezpieczony Mocą.

— Znam się na gobelinach mniej więcej tak, jak świnia na kowalstwie, Pevara. — Mimo całej elegancji Yukiri zazwyczaj wcześniej czy później zdradzała swoje wiejskie pochodzenie. Poprawiła szal na ramionach, zafalowały srebrno-szare frędzle. — Spóźniłaś się, a więc załatwmy wszystko szybko. Czuję się jak kura obserwowana przez lisa. Marris załamała się tego ranka i sama przyjęłam od niej przysięgę posłuszeństwa, podobnie jak w wypadku innych, jej “jeszcze jedna” jest poza Wieżą. Sądzę, że z buntowniczkami... — zamilkła na widok dwu służących, zbliżających się korytarzem; niosły wielki wiklinowy kosz z praniem, z którego wystawały schludnie złożone pościele. Pevara westchnęła. Na początku wszystko wyglądało tak zachęcająco. Przerażająco i przytłaczająco również, niemniej początek wydawał się znakomity. Talene znała imię tylko „jeszcze jednej” Czarnej siostry, aktualnie przebywającej w Wieży, kiedy jednak Atuan została porwana — Pevara wolała nazywać to „aresztowaniem”, choć przy okazji naruszała co najmniej połowę praw Wieży i wiele wiążących obyczajów — kiedy więc Atuan bezpiecznie znalazła się w ich rękach, szybko nakłoniona została do wyjawienia imion bliskich jej sercu: Karale Sanghir, Szara Domani, Marris Thornhill, Brązowa Andoranka. Z nich dwu tylko Karale miała Strażnika, ale on również okazał się Sprzymierzeńcem Ciemności. Na szczęście, kiedy tylko dowiedział się, że jego Aes Sedai go zdradziła, zdołał przyjąć truciznę w piwnicznym pomieszczeniu, gdzie był przetrzymywany w trakcie przesłuchania Karale. „Na szczęście” było w tym wypadku dość dziwnym określeniem, ale przecież Różdżka Przysiąg działała tylko na te, które potrafiły przenosić, samozwańczych śledczych było zaś zbyt mało, aby mogły strzec i doglądać więźniów. Początki były więc obiecujące, choć trudne, ale teraz znalazły się w impasie, który z pewnością potrwa do chwili, gdy jedna z wymienionych wróci do Wieży. Na razie więc mogły tylko zgłębiać wydobyte zeznania, szukając sprzeczności między tym, co siostry twierdziły, że robiły, a tym, czego można było dowieść; zadanie to dodatkowo utrudniał fakt, iż większość sióstr w typowy dla siebie sposób wypowiadała się nadzwyczaj niejasno o swoich przedsięwzięciach. Oczywiście, Talene i pozostałe trzy natychmiast doniosą im, czego się dowiedzą — wymuszała to na nich przysięga posłuszeństwa — ale z pewnością każda wiadomość bardziej doniosła od na przykład: „weź to i zanieś w takie to a takie miejsce”, będzie zaszyfrowana w sposób możliwy do odczytania wyłącznie dla tej, która ją wysłała i tej, dla której była przeznaczona. Niektóre tego typu informacje strzeżone były splotem, który powodował zniknięcie atramentu, kiedy niepowołane ręce łamały pieczęć — sztuczka wymagała tak niewielkich ilości Mocy, że łatwo pozostawała niezauważona, a poza tym najwyraźniej nie istniał sposób złamania zabezpieczeń. Nawet jeśli słowo „impas” wydawało się zbyt mocne, trzeba było przyznać, iż fala sukcesów została zredukowana do zwykłego strumyczka. I przez cały czas istniało niebezpieczeństwo, że zwierzyna dowie się o urządzanym na nią polowaniu i sama zmieni się w myśliwych. Niewidzialne myśliwe teraz były niewidzialną zwierzyną. Niemniej dysponowały imionami czterech sióstr gotowych przyznać, że są Sprzymierzeńcami Ciemności, choć zapewne Marris równie szybko jak pozostałe trzy oznajmi, iż odrzuca Cień, żałuje za grzechy i ponownie oddaje się pod opiekę Światłości. Materiału było dość, żeby przekonać każdą siostrę. Czarne Ajah rzekomo wiedziały o wszystkim, co trafiało do gabinetu Elaidy, jednak być może rzecz warta była ryzyka. Pevara nie potrafiła przekonać się do hipotezy Talene, że sama Elaida jest Sprzymierzeńcem Ciemności. Mimo wszystko inicjatywa poszukiwań wyszła od niej. Zasiadająca na Tronie Amyrlin była w stanie poderwać całą Wieżę. Może rewelacje o prawdziwym istnieniu Czarnych Ajah zdołają dokonać tego, czego nie spowodowało pojawienie się armii rebeliantek, może wreszcie Ajah przestaną reagować na siebie niczym rozjuszone koty i odnajdą zagubioną jedność. Rany Wieży domagały się radykalnych środków. Służące oddaliły się poza zasięg głosu i Pevara już miała sformułować krążącą po głowie propozycję, kiedy Yukiri powiedziała: — Ostatniej nocy Talene otrzymała wiadomość nakazującą jej stawić się przed ich „Najwyższą Radą”. — Jej usta skrzywiły się z niesmakiem, jakby jadła coś okropnego. — Jak twierdzi, zdarza się to tylko wówczas, kiedy wezwaną czeka jakiś zaszczyt albo nadzwyczaj poważne zadanie. Albo kiedy ma być poddana przesłuchaniu. — Jej wargi wciąż mełły poprzednie paskudztwo. Z tego co się dowiedziały, środki, jakich Czarne Ajah używały podczas interrogacji, były równie ohydne, co niewiarygodne. Wbrew woli zmusić kobietę, żeby dołączyła do kręgu? Wykorzystać krąg do zadawania bólu? Pevara czuła, jak wywraca się jej żołądek. — Talene nie sądzi, aby czekał ją jakiś zaszczyt bądź zadanie — ciągnęła — a więc błagała, żeby ją gdzieś ukryć. Saerin zamknęła ją w pomieszczeniu na najniższym poziomie piwnic. Talene może się mylić, ale zgadzam się z Saerin. Pozwolić jej pójść, to jak wpuścić psa do kurnika i mieć nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.