Выбрать главу

Brwi Pevary uniosły się, jakby kierowane własną wolą. Słyszała wcześniej dosadne słowa z ust Yukiri, ale nigdy przekleństw. Zwróciła jednak uwagę, że tamta też nie powiedziała, kiedy przyszedł list od Akoure. Czy Szare otrzymywały inną jeszcze korespondencję z Cairhien, od sióstr, które złożyły przysięgę Smokowi Odrodzonemu? Nie mogła zapytać. W ramach polowania gotowe były poświęcić za siebie życie, ale sprawy Ajah pozostawały sprawami Ajah.

— Co zamierzasz zrobić z tą informacją?

— Dla dobra Wieży zataimy ją. Wiedzą tylko Zasiadające Komnaty i głowa naszych Ajah. Evanellein jest za usunięciem Elaidy, ale teraz nie możemy do tego dopuścić. W obliczu tego, co się stało z Wieżą, konieczności uporania się z Seanchanami i Asha’manami, być może nigdy nie nadejdzie właściwy moment. — Powiedziała to wszystko tonem nieszczególnie uszczęśliwionym.

Pevara zdusiła nabrzmiewającą w niej irytację. Nie lubiła Elaidy, ale przecież nie trzeba lubić Zasiadającej na Tronie Amyrlin. Wśród noszących stułę była niezmierzona liczba nie dających się lubić kobiet, ale ich zasługi dla Wieży nie ulegały wątpliwości. Ale czy niewola pięćdziesięciu jeden sióstr może być nazwana zasługą? Czy zasługują na tę nazwę Studnie Dumai, gdzie poległy cztery siostry, a ponad dwadzieścia trafiło w inny rodzaj niewoli, w moc ta’veren? Nieważne. Elaida wywodziła się z Czerwonych, a nazbyt wiele czasu już minęło, odkąd Czerwona doszła do stuły i laski. Gdy tylko pojawiły się buntowniczki, wszystkie te pospieszne działania i nieprzemyślane decyzje stały się sprawą przeszłości, a uratowanie Wieży przed Czarnymi Ajah stanowić będzie odkupienie jej wszystkich porażek.

Oczywiście ujęła to innymi słowami.

— Ona jest odpowiedzialna za nasze poszukiwania, Yukiri, pod jej auspicjami powinnyśmy doprowadzić je do końca. Światłości, wszystkiego, czego się dotąd dowiedziałyśmy, dowiedziałyśmy się przez czysty przypadek, a teraz mamy impas. Jeśli chcemy posunąć się dalej, potrzebujemy autorytetu Zasiadającej na Tronie Amyrlin.

— Nie wiem — powiedziała niepewnie tamta. — Wszystkie cztery potwierdzają, że Czarne wiedzą o wszystkim, co dzieje się w gabinecie Elaidy. — Zagryzła wargę i nerwowo wzruszyła ramionami. — Może gdybyśmy się spotkały z nią samą, gdzieś poza gabinetem...

— Tu jesteście. Szukałam was wszędzie.

Pevara z całkowitym spokojem odwróciła się w stronę właścicielki głosu dobiegającego zza ich pleców, ale Yukiri wyraźnie drgnęła i wyszeptała jakieś kwaśne słowa. Jeśli się nie poprawi, będzie równie nieznośna jak Doesine. Albo Tsutama.

Seaine szła w ich stronę szybkim krokiem, aż kołysały się frędzle jej szala, czarne brwi uniosły się na widok spojrzenia Yukiri. Jakie to typowe dla Białych — zawsze logicznych i często ślepych na cały świat. Seaine trochę zbyt często sprawiała wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazły.

— Szukałaś nas? — Yukiri prawie wysyczała te słowa, wspierając dłonie na biodrach. Mimo drobnej postaci potrafiła w przekonujący sposób dać pokaz szalejącego gniewu. Bez wątpienia po części powodem był fakt, że wcześniej dała się podejść, z drugiej strony jednak zdecydowanie uważała, że dla własnego dobra Seaine powinna być wciąż pilnowana, niezależnie od zdania Saerin, a tu proszę... ta sobie chodzi, gdzie chce, i na dodatek sama.

— Ciebie, Saerin, którejkolwiek z nas — spokojnie odparła Seaine. Jej wcześniejsze lęki, strach przed tym, że Czarne Ajah dowiedzą się o zadaniu zleconym przez Elaidę, całkiem już się rozwiały. Błękitne oczy patrzyły ciepło, poza tym jednak cała była typową Białą, kobietą lodowatego panowania nad sobą. — Mam naglące wieści — powiedziała tonem, który wskazywał na coś wręcz przeciwnego. — Oto mniej istotna. Tego ranka wpadł mi w ręce list od Ayako Norsoni, który przyszedł do Wieży kilka dni temu. Z Cairhien. Ona, Tovaine i wszystkie pozostałe wpadły w ręce Asha’manów i... — Przekrzywiła głowę i wpatrywała się to w jedną, to w drugą. — Nie jesteście zaskoczone. Oczywiście. Wy też otrzymałyście listy. Cóż, tak czy siak, w tej sprawie nic już nie można zrobić.

Pevara wymieniła spojrzenia z Yukiri, a potem powiedziała:

— To jest ta mniej nagląca sprawa, Seaine?

Opanowanie Zasiadającej Komnaty w imieniu Białych rozwiało się jak dym, jego miejsce zastąpił grymas zmartwienia, zaciskający usta i rysujący zmarszczkami kąciki oczu. Skurczone w pięści ręce wpiły się w szal.

— Jeśli o nas chodzi, tak. Właśnie wracam ze spotkania z Elaidą. Chciała wiedzieć, jak mi idzie. — Seaine wciągnęła głęboki oddech. — Z odkryciem dowodu na to, iż Alviarin prowadzi zdradziecką korespondencję ze Smokiem Odrodzonym. Naprawdę, za pierwszym razem mówiła tak okrężnie, w tak zawoalowany sposób, że nic dziwnego, iż nie zrozumiałam, o co jej chodzi.

— Lis już chodzi po moim grobie — szepnęła Yukiri. Pevara przytaknęła. Pomysł, żeby porozmawiać z Elaidą, wyparował niczym letnia rosa. Przekonanie, że Elaida nie jest Czarną Ajah, opierało na tym, iż to ona zainicjowała poszukiwania, ale skoro o nic takiego nie chodziło... Przynajmniej Czarne Ajah nie miały pojęcia o ich istnieniu. To im chociaż zostało. Ale na jak długo?

— Po moim też — dodała cicho.

Alviarin szła przez korytarze niższej Wieży, roztaczając wokół siebie atmosferę spokoju, której to maski nigdy nie zrzucała. Mimo stojących lamp z odblaśnikami noc zdawała się wylewać ze ścian, duchy cieni tańczyły tam, gdzie żadnych nie powinno być. Z pewnością były to tylko igraszki wyobraźni, ale świadomość tego faktu nie płoszyła nieustannego ruchu na skraju pola widzenia. Korytarze były właściwie zupełnie puste, choć właśnie dobiegła końca druga tura kolacji. W obecnych czasach większość sióstr wolała, by jedzenie przynoszono im na pokoje, niemniej najbardziej zdecydowane i uparte z nich okazjonalnie schodziły do refektarza, a tylko zupełna garstka trwała przy dawnych obyczajach. Nie mogła ryzykować, że któraś zobaczy ją podnieconą lub zdjętą pośpiechem; nie powinny dojść do wniosku, że ukradkiem załatwia jakieś niejasne sprawy. Po prawdzie, to w ogóle nie lubiła, jak się jej przyglądano. Na zewnątrz opanowana, w środku aż się gotowała.

Nagle przyłapała się na tym, że wciąż muska palcami miejsce na czole, gdzie dotknął ją Shaidar Haran. Gdzie Wielki Władca naznaczył ją jako swoją. Wraz z tą myślą wezbrała w niej histeria, ale siłą woli zachowała panowanie nad sobą i tylko delikatnie wygładziła suknię. Ten ruch da jakieś zajęcie dłoniom. Wielki Władca ją naznaczył. Najlepiej o tym nie myśleć. Ale w jaki sposób nie myśleć? Wielki Władca... Na jej obliczu niezmiennie trwał wyraz całkowitego opanowania, wewnątrz kłębiło się upokorzenie, nienawiść i coś, co zapewne należałoby nazwać skowytem najczystszego przerażenia. Ale liczył się tylko zewnętrzny spokój. I ziarno nadziei, jakie jej zostało. To też się liczyło. Nadzieja ta dotyczyła kwestii tak dziwnej, że prawie nie zasługującej na swoje miano, ale cenne było wszystko, dzięki czemu można utrzymać się przy życiu.

Zatrzymała się przed gobelinem, na którym kobieta w ozdobnej koronie klęczała przed którąś Amyrlin z minionych wieków i udawała, że mu się przygląda, równocześnie rzucając ukradkowe spojrzenia na lewo i prawo. Korytarz był równie pozbawiony życia, co opustoszały grobowiec. Szybkim ruchem wsunęła rękę za krawędź gobelinu i w jednej chwili już wędrowała z powrotem, ściskając zwitek z wiadomością. Prawdziwy cud, że dotarła do niej tak szybko. Papier zdawał się palić jej dłoń, ale tu nie mogła go przeczytać. Odmierzonym krokiem wracała niechętnie do kwater Białych Ajah. Z pozoru całkowicie spokojna i niewzruszona. Wielki Władca ją naznaczył. Inne siostry będą się jej przyglądały.