Wino zostawiło na języku posmak kwiatów.
— Jest bardzo dobre — powiedziała z niekłamaną wdzięcznością. Od tygodni nie miała w ustach przyzwoitego wina. Therava nie pozwalała jej na przyjemności, jakich Mądre sobie samym odmawiały. Gdyby odkryła, że Galina znalazła w Malden kilka antałków, ta nie miałaby nawet mało przyzwoitego wina. I na dodatek zostałaby porządnie obita.
— W naszym obozie przebywa kilka sióstr, Alyse Sedai. Masuri Sokawa, Seonid Traighan oraz moja osobista doradczyni, Annoura Larisen. Może chciałabyś z nimi porozmawiać, kiedy już skończysz z Perrinem?
Z udawaną niefrasobliwością Galina naciągnęła kaptur na głowę, a potem upiła kolejny łyk wina i zaczęła się zastanawiać. Obecność Annoury była zrozumiała, mając na względzie jej rolę u boku Berelain, ale co robiły tu pozostałe dwie? Należały do tych, które uciekły z Wieży, po detronizacji Siuan i wyniesieniu Elaidy. Prawda, żadna nie może wiedzieć od Elaidy o jej udziale w próbie porwania al’Thora, niemniej...
— Nie sądzę — mruknęła. — One mają swoje sprawy, ja mam swoje. — Wiele by oddała, aby dowiedzieć się, jakie też są sprawy tamtych, ale koszty ewentualnego rozpoznania mogły być zbyt wysokie. Każdy przyjaciel Smoka Odrodzonego zapewne posiada pewne... wyobrażenia... na temat Czerwonych. — Pomóż mi przekonać Aybarę, Berelain. Twoja Skrzydlata Gwardia nie jest żadnym przeciwnikiem dla tego, co Shaido mogą wystawić przeciw tobie. Ghealdanie, których masz ze sobą, też pewnie nie na wiele się przydadzą. Cała armia nie przydałaby się na wiele. Shaido jest po prostu zbyt wielu, mają ze sobą setki Mądrych, gotowych posługiwać się Jedyną Mocą jako bronią. Widziałam na własne oczy. Ty też możesz zginąć, jeśli nawet skończy się tylko na niewoli. Nie mogę zagwarantować, że przekonam Sevannę, by cię wypuściła, kiedy opuszczę jej obóz.
Berelain zaśmiała się beztrosko, jakby tysiące Shaido i setki przenoszących Mądrych nie stanowiły żadnej groźby.
— Och, nie bój się, nie znajdą nas. Ich obóz znajduje się dobre trzy dni drogi stąd, może cztery. Na dodatek po trudnym terenie.
Trzy dni, może cztery. Galina zadrżała. Powinna sama to wydedukować. Trzy, cztery dni drogi pokonane w godzinę. Poprzez dziurę w powietrzu wykonaną z użyciem męskiej połowy Mocy. Była dostatecznie blisko, żeby dotknął jej saidin. Wewnętrzne rozterki nie znalazły jednak odbicia w wypowiadanych słowach:
— Nawet w takim wypadku musisz mi pomóc go przekonać, żeby nie atakował. To byłaby katastrofa dla niego, jego żony, dla wszystkich. Poza tym, moja misja jest naprawdę istotna dla Wieży. Zawsze byłaś zdecydowaną popleczniczką Wieży. — Pochlebstwo dla władczyni jednego miasta i kilku skrawków ziemi, ale przecież z równą siłą działało na pozbawionych znaczenia, jak i na naprawdę potężnych.
— Perrin jest uparty, Alyse Sedai. Wątpię, bym była w stanie wpłynąć na jego decyzję. Kiedy już coś postanowi, niełatwo go przekonać. — Z jakiegoś powodu młoda kobieta uśmiechnęła się, uśmiechem na tyle tajemniczym, że mógłby zdobić twarz siostry.
— Berelain, możesz później dokończyć rozmowę? — zapytał niecierpliwie Aybara i nie była to tylko niezobowiązująca propozycja. Grubym palcem stukał w rozłożony arkusz papieru. — Alyse, może też spojrzysz? — To też nie była wyłącznie uprzejma propozycja. Za kogo ten człowiek się uważał, żeby rozkazywać Aes Sedai?
Jeżeli podejdzie do stołu, znajdzie się przynajmniej dalej od Nealda. Prawda, stamtąd będzie bliżej do tego drugiego, który wciąż badawczo się jej przyglądał, ale dzielić ich będzie zasłany mapami blat. Słaba osłona, niemniej, przyglądając się mapie pod palcem Aybary, nie będzie musiała na niego patrzeć.
W końcu okazało się, że tylko z najwyższym unika unoszenia wzroku. Na mapie było zaznaczone miasteczko Malden, wraz z akweduktem, który dostarczał do niego wodę z odległego o pięć mil jeziora oraz zarys obozu Shaido wokół miasta. Prawdziwym zaskoczeniem okazał się fakt, iż mapa uwzględniała kolejne szczepy, które zasilały Shaido od czasu przybycia pod Malden — wynikało stąd, że ludzie Aybary już od jakiegoś czasu obserwują obóz. Na drugim planie, narysowanym wyraźnie od ręki, było miasto, przedstawione nawet w miarę szczegółowo.
— Widzę, że już wiesz, jak duży jest obóz — powiedziała. — Musisz więc zdawać sobie sprawę, że uwolnienie jej siłą stanowi przedsięwzięcie beznadziejne. Nawet gdybyś dysponował setkami tych ludzi — niełatwo przyszło jej wspomnieć o nich i nie do końca potrafiła ukryć pogardę w głosie — nie wystarczyłoby. Te Mądre będą walczyć. A są ich setki. Skończy się rzezią, tysiące polegną, wśród nich prawdopodobnie twoja żona. Mówiłam ci, że ona i Alliandre znajdują się pod moją ochroną. Kiedy załatwię swoje sprawy, zabiorę je w bezpieczne miejsce. Słyszałeś moje słowa, a więc wiesz, że Trzy Przysięgi gwarantują ich prawdziwość. Wolałabym, abyś nie popełnił błędu, sądząc, że twoje koneksje z Randem al’Thorem uchronią cię przed karą za wtrącanie się w sprawy Wieży. Tak, wiem, kim jesteś. Czy sądzisz, że twoja żona mi nie powiedziała? Ufa mi, a jeśli zależy ci na jej bezpieczeństwie, również ty musisz mi zaufać.
Ten idiota patrzył na nią takim wzrokiem, jakby słowa omijały go, nie trafiając do uszu. Te oczy były naprawdę niepokojące.
— Gdzie ona sypia? Ona i wszyscy pozostali, których razem z nią pojmano? Pokaż mi.
— Nie mogę — odpowiedziała tonem bez wyrazu. — Gai’shain rzadko sypiają w jednym miejscu dwie noce z rzędu. — Wraz z tym kłamstwem zniknęła ostatnia szansa na to, że Faile i jej towarzysze pozostaną przy życiu. Och, nie zamierzała narażać szans własnej ucieczki, pomagając im, ale to zaniedbanie można by ostatecznie zawsze wyjaśnić nieszczęsnym zbiegiem okoliczności. Ale nie mogła ryzykować, że naprawdę uciekną któregoś dnia i jej kłamstwo wyjdzie na jaw.
— Uwolnię ją — warknął, ale niemalże zbyt cicho, w dosłyszała. — Nie dbam o ofiary.
Czuła w głowie gonitwę myśli. Wychodziło na to, że nie wyperswaduje mu tego, ale przynajmniej mogła odwlec bezpośrednią akcję. Przynajmniej tyle musi zrobić.
— Byłbyś skłonny odwlec nieco datę ataku? W ciągu kilku dni, najwyżej tygodnia, załatwię pewnie swoje sprawy. — Ostateczny termin być może doda ostrogi wysiłkom Faile. Wcześniej takie podejście uznała za zbyt niebezpieczne: groźba bez pokrycia traciła całą swoją siłę, a istniało prawdopodobieństwo, że Faile może nie zdobyć różdżki w wyznaczonym czasie. Teraz trzeba było ryzykować. — Jeżeli mi się uda, a potem wyjadę z twoją żoną i pozostałymi, nie będziesz musiał ginąć na marne. Tydzień.
Z twarzą wykrzywioną irytacją Aybara uderzył pięścią w stół tak, że ten aż podskoczył.
— Dam ci kilka dni — warknął — może nawet tydzień czy więcej, pod warunkiem... — zmełł w ustach słowa, które zamierzał wypowiedzieć. Poczuła na sobie spojrzenie tych dziwnych oczu. — Ale nie mogę obiecać, ile to będzie dni — ciągnął dalej. — Gdyby to ode mnie zależało, już bym atakował. Nie pozwolę, by Faile cierpiała w niewoli choć jeden dzień dłużej, tylko dlatego, że muszę czekać, aż wydadzą owoce jakieś knowania Aes Sedai względem Shaido. Mówisz, że znajduje się pod twoją ochroną, ale jaką ochronę możesz jej zapewnić, nosząc taką szatę? W obozie wyraźnie widać oznaki pijaństwa. Nawet wartownicy piją. Mądre też?
Nagła zmiana tematu sprawiła, że omal nie zamrugała.
— Mądre piją tylko wodę. Nie możesz liczyć na to, że znajdziesz je w stanie oszołomienia — poinformowała go sucho. I zgodnie z prawdą. Zawsze ją bawiło, gdy mogła się posłużyć prawdą dla swoich celów. Oczywiście okazjonalnej prawdomówności nie zawdzięczała szkoleniu, jakiemu poddawały ją Mądre. Faktycznie wśród Shaido szerzyło się pijaństwo. Każdy oddział przywoził do obozu całe wino, jakie udało mu się znaleźć. Dziesiątki małych destylarni wytwarzały paskudne dekokty ze zbóż, a na miejsce każdej zniszczonej przez Mądrych powstawały dwie nowe. Gdyby mu jednak o tym powiedziała, tylko by go zachęciła do ataku. — Jeśli zaś chodzi o innych, to powiem tyle, że zdarzało mi się już podróżować w towarzystwie armii i widziałam gorsze picie niż wśród Shaido. Jeżeli nawet stu jest pijanych wśród dziesiątek tysięcy, co z tego? Naprawdę, lepiej będzie, jak dasz mi tydzień. A jeszcze lepiej dwa.