Kiedy zsiadła z konia — a przynajmniej kiedy udało jej się upadek z siodła zmienić w coś w rodzaju skoku na ziemię — jeden ze Strażników, Arinvar, połączony z Sheriam, szczupły Cairhienianin niewiele wyższy od niej, podszedł, ukłonił się i chciał wziąć od niej wodze. Gestem dłoni dała mu do zrozumienia, że nie ma potrzeby. Wypuściła saidara, uwiązała klacz do drewnianej poręczy chodnika, stosując węzeł, jakiego by użyła, mocując sporą łódź na mocnym wietrze i przy silnym prądzie. Żadnego swobodnego zarzucania wodzy, to nie dla niej. Nienawidziła jazdy konnej, ale kiedy szło do wiązania konia, wolała, żeby był na miejscu, kiedy po niego wróci. Arinvar spod uniesionych brwi ironicznie obserwował, jak kończyła węzeł, ale to nie on będzie musiał zapłacić, jeśli przeklęte zwierzę gdzieś się zgubi.
Tylko jeden z dwu pozostałych Strażników należał do Myrelle. Avar Hachami, Saldaeanin z orlim nosem i grubym, przyprószonym siwizną wąsem. Zerknął na nią, przechylił głowę, a potem wrócił do obserwowania nocy. Jori, Strażnik Morvrin, niski, łysy, bardzo barczysty, w ogóle na nią nie spojrzał. Patrzył w ciemność, z dłonią wspartą swobodnie na długiej rękojeści miecza. Powiadano, że był najlepszym szermierzem wśród Strażników. Ale gdzie byli pozostali? Oczywiście, nie mogła tego dociekać, tak jak nie mogła zapytać, kto jest wewnątrz namiotu. Wywołałaby u tych mężczyzn poważny wstrząs. Żaden nie zabronił jej wejść. Przynajmniej sprawy nie stały jeszcze tak źle.
We wnętrzu, ogrzewanym przez dwa piecyki, rozsiewające woń róż i czyniące namiot niemalże przytulnym, zobaczyła wszystkie, których się spodziewała. Patrzyły na nią.
Myrelle siedziała na mocnym krześle z prostym oparciem, mając na sobie jedwabną szatę w czerwone i żółte kwiaty, a ręce zaplecione na piersiach. Na jej oliwkowej twarzy widniał wyraz tak idealnego opanowania, że właściwie tylko podkreślał żar ciemnych oczu. Otaczała ją poświata Mocy. Mimo wszystko był to jej namiot, ona splotła otaczające go osłony. Sheriam siedziała wyprostowana na krańcu polowego łóżka, udając, że wygładza spódnice z niebieskimi rozcięciami — wyraz jej twarzy był równie gniewny jak oczu, na widok Siuan gniew tylko się pogłębił. Nie miała na sobie stuły Opiekunki, zły znak.
— Powinnam wiedzieć, że to ty — powiedziała zimnym głosem Carlinya, wspierając dłonie na biodrach. Nigdy nie była szczególnie miła, ale teraz pukle włosów, które nie sięgały nawet ramion, okalały oblicze wyrzeźbione z lodu jasnego niczym jej suknia. — Wolałabym, żebyś nie podsłuchiwała moich prywatnych rozmów, Siuan. — Ach, tak, doszły do wniosku, że to już koniec.
Morvrin o okrągłej twarzy choć raz nie wyglądała na roztargnioną czy senną, tylko jej brązowa wełniana suknia była po staremu wymięta. Spacerowała wokół niewielkiego stołu, na którym stała lakierowana taca z wysokim, srebrnym dzbankiem i pięcioma srebrnymi kubkami. Wyglądało, że żadna nie ma ochoty na herbatę, wszystkie kubki były nieużywane. Siwowłosa siostra sięgnęła do sakwy przy pasie, a potem wyciągnęła rzeźbiony, rogowy grzebień i podała Siuan.
— Masz kompletnie potargane włosy, kobieto. Doprowadź się do porządku, zanim jakiś szubrawiec weźmie cię za tawernianą dziewkę i zechce pohuśtać na kolanie. — Egwene i Leane żyją i są więzione w Wieży — oznajmiła Siuan głosem niezdradzającym żadnego z kłębiących się w niej uczuć. Tawerniana dziewka? Przesunęła dłonią po włosach i zorientowała się, że tamta ma całkowitą rację, po czym posłusznie przystąpiła do rozplątywania kołtunów. Jeśli chce się być traktowaną poważnie, nie można sprawiać wrażenia ulicznicy. W obecnej sytuacji miała dość kłopotów, które skończą się zapewne dopiero wtedy, gdy dostanie w swoje ręce Różdżkę Przysiąg. — Rozmawiałam we śnie z Egwene. Udało im się zablokować przystanie, w większości, ale zostały schwytane. Gdzie są Beonin i Nisao? Jedna z was powinna po nie pójść. Nie mam ochoty dwa razy skrobać tej samej ryby. — Proszę bardzo. Jeżeli wydawało im się, że zostały uwolnione od swych przysiąg, że są już wolne od wymogów posłuszeństwa wobec Egwene, to powinno im uświadomić prawdę. Tyle że żadna nawet nie drgnęła.
— Beonin musiała się położyć — powiedziała Morvrin, cedząc słowa i przyglądając się Siuan. Nadzwyczaj uważnie. Za tą przeciętną twarzą, krył się bystry umysł. — Była zbyt zmęczona na dalsze rozmowy. A dlaczego miałybyśmy prosić Nisao, żeby się do nas przyłączyła? — Myrelle zareagowała na te słowa nieznacznym skrzywieniem, ponieważ Nisao była jej przyjaciółką, pozostałe dwie natomiast pokiwały głowami. One i Beonin nie uważały Nisao za jedną z nich, mimo wspólnych dla nich przysiąg wasalnych. W opinii Siuan te kobiety nigdy nie porzuciły wiary, że w jakiś sposób znowu odzyskają kontrolę nad wydarzeniami, mimo iż ster dawno już został wyjęty z ich rąk.
Sheriam podniosła się z łóżka, jakby chciała wybiec na zewnątrz, zebrała nawet suknie, ale nie miało to nic wspólnego z poleceniem Siuan. Gniew na jej twarzy ustąpił miejsca roześmianej zapalczywości.
— Tak czy siak nie są nam do niczego potrzebne. „Schwytane” znaczy, że czekają w którejś z piwnicznych cel, póki Komnata nie zbierze się na sąd. Możemy Podróżować i uwolnić je, zanim Elaida zrozumie, co się stało.
Myrelle krótko skinęła głową, wstała i zabrała się do rozwiązywania szarfy w talii.
— Sądzę, że lepiej będzie nie brać ze sobą Strażników. Na nic się nie przydadzą. — Sięgnęła głębiej do źródła, już gotując się do boju.
— Nie! — ostro zaprotestowała Siuan i skrzywiła się gdy grzebień szarpnął splątane włosy. Czasami miała ochotę obciąć je krócej niż Carlinya, dla wygody, ale Gareth wciąż prawił jej komplementy, opowiadając, jak lubi, gdy muskają jej ramiona. Światłości, nawet tutaj nie mogła się uwolnić od człowieka? — Egwene nie będzie sądzona i nie przebywa w celi. Nie powiedziała mi, gdzie ją przetrzymują, tylko tyle że nieustannie jej pilnują. I zakazuje jakichkolwiek prób jej uwolnienia z udziałem sióstr.
Pozostałe patrzyły na nią, zdumienie odebrało im mowę. Po prawdzie, to ona sama długo kłóciła się z Egwene na ten temat, ale bez skutku. To był rozkaz wydany przez Zasiadającą na Tronie Amyrlin i poparty całym jej majestatem.
— Twoje słowa są irracjonalne — oznajmiła na koniec Carlinya. Ton głosu był chłodny, twarz spokojna, ale dłonie cały czas i zupełnie niepotrzebnie wygładzały fałdy sukni. — Jeżeli schwytamy Elaidę, osądzimy ją i ujarzmimy. — „Jeżeli”, a nie: „kiedy”. Wciąż więc nie pozbyły się wątpliwości i lęków. — Ponieważ ona schwytała Egwene, z pewnością tak właśnie z nią postąpi. Nie potrzebuję Beonin, żeby powiedziała mi, jak stanowi prawo w tej kwestii.
— Musimy ją uratować, niezależnie od tego, czego sama chce! — głos Sheriam aż tętnił z napięcia, kontrastując z poprzednim spokojem Carlinyi. Palce zaciśniętych dłoni wpiła w spódnice. — Nie zdaje sobie sprawy, w jakim jest niebezpieczeństwie. Pewnie nie do końca odzyskała panowanie nad sobą. Czy zasugerowała, gdzie mogą ją przetrzymywać? — Nie próbuj nic przed nami ukrywać, Siuan — ostro powiedziała Myrelle. W jej oczach płonął ogień, a dla podkreśla swych słów zacisnęła mocno jedwabną szarfę. — Nie chciała ci powiedzieć, gdzie jest?
— Ponieważ bała się właśnie tego, co przyszło do głowy Sheriam i tobie. — Siuan zrezygnowała z doprowadzenia do ładu splątanych wiatrem włosów i cisnęła grzebień na stół. Przecież nie mogła tak sobie stać i rozczesywać włosów, a równocześnie domagać się od nich uwagi. Niech sobie będą splątane. — Strzegą ją, Myrelle. Siostry. I nie oddadzą jej łatwo. Jeżeli podejmiemy próbę jej uwolnienia, Aes Sedai będą ginąć z rąk Aes Sedai, pewne jak ikra srebrawy w trzcinach. Zdarzyło się to już raz i nie powinno zdarzyć się znowu, albo pożegnajmy się z nadzieją pokojowego zjednoczenia Wieży. Nie możemy sobie na to pozwolić. I nie będzie operacji ratunkowej. Dlaczego Elaida zrezygnowała z sądu, nie mam pojęcia. — Egwene wypowiadała się w tej kwestii niejasno, jakby sama nie rozumiała. Niemniej fakty przedstawiła jednoznacznie, a nie powiedziałaby tego, gdyby nie była pewna.