A więc to dlatego Faolain gdzieś zniknęła. Ile „strzępów i fragmentów” zdradziła, kiedy została „mocno przyciśnięta”? Faolain nie wiedziała wszystkiego, choć najlepiej założyć, że Lelaine już wie. Równocześnie nic nie zdradzać samej, póki się nie zostanie mocno przyciśniętą. Siuan stanęła jak wryta, zbierając się w sobie. Lelaine również się zatrzymała, najwyraźniej czekając na jej słowa. Mimo że jej twarz do połowy skryta była w cieniu księżyca, wszystko było jasne. Siuan musiała rzucić wszystkie siły do walki z tą kobietą. U Aes Sedai pewne instynkty były najgłębszą naturą.
— Jestem wierna tobie jako Zasiadającej Komnaty z ramienia moich Ajah, ale to Egwene al’Vere jest Zasiadającą na Tronie Amyrlin.
— Zaiste, jest. — Wyraz twarzy Lelaine nie zmienił się nawet odrobinę, przynajmniej na ile potrafiła dostrzec. — Rozmawiała z tobą we śnie? Opowiedz mi, jak wygląda jej położenie. — Siuan zerknęła przez ramię na krępego Strażnika. — Nie zwracaj na niego uwagi — powiedziała Zasiadająca. — Od dwudziestu lat nie mam przed Burinem sekretów.
— W moich snach — zgodziła się Siuan. Z pewnością nie zamierzała przyznać, że w Tel’aran’rhiod została wezwana właśnie do Salidaru. Poza tym, nie miała prawa posiadać tego pierścienia. Komnata odbierze go jej, gdy się dowie. Zachowując pozory spokoju, zdała sprawę z tego, co powiedziała Myrelle i pozostałym, a potem powiedziała jeszcze więcej. Ale nie wszystko. Z pewnością zaś nawet nie wspomniała o swoich podejrzeniach zdrady. Zdrada musiała się zalęgnąć w samej Komnacie, nikt inny nie znał planu zablokowania przystani, prócz zaangażowanych weń kobiet, z drugiej strony, zdrajczyni mogła nie wiedzieć, że Egwene osobiście zrealizuje własny plan. Może chciała tylko pomóc Elaidzie, co już samo w sobie było dość zagadkowe. Dlaczego któraś z nich miałaby pomagać Elaidzie? Od samego początku była mowa o sekretnych popleczniczkach Elaidy, ale ona sama dawno już porzuciła te podejrzenia. Z pewnością wszystkie Błękitne zapalczywie chciały detronizacji Elaidy, póki jednak nie znała imienia, nie miała zamiaru opowiadać wszystkiego ani Zasiadającej, ani Błękitnej siostrze. — Zwołała posiedzenie Komnaty na jutro... nie, na dziś wieczór, wraz z wybiciem komplety — zakończyła. — W Wieży, w Komnacie Wieży.
Lelaine zaśmiała się tak głośno, że musiała ocierać łzy z oczu.
— Och, to zupełnie niesamowite. Komnata zasiadłaby tuż pod nosem Elaidy, by tak rzec. Prawie żałuję, że nie mogę jej o tym poinformować, choćby po to, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy. — W jednej chwili znowu spoważniała. Lelaine zawsze była chętna do śmiechu, kiedy tylko pojawiła się okazja, ale w głębi duszy zachowywała nieustanną powagę. — Zatem Egwene uważa, że Ajah zwróciły się przeciwko sobie. Nie sadzę, by to było możliwe. Sama powiedziałaś, że spotkała tylko kilka sióstr. Mimo to trzeba będzie następnym razem sprawdzić w Tel’aran’rhiod. Może któraś powinna sprawdzić, co się da znaleźć w kwaterach Ajah, zamiast szukać tylko w gabinecie Elaidy.
Siuan ledwie udało się nie mrugnąć. Sama planowała drobne poszukiwania w Tel’aran’rhiod. Kiedy udawała się do Wieży w Świecie Snów, za każdym rogiem zmieniała się w inną kobietę, w innej sukni, teraz będzie musiała być jeszcze ostrożniejsza.
— Zakaz operacji ratunkowej jest, jak sądzę, zrozumiały, nawet godny pochwały... żadna z nas nie chce kolejnych ofiar wśród sióstr... ale też nadzwyczaj ryzykowny — ciągnęła dalej Lelaine. — Ani sądu, ani nawet chłosty? W co Elaida gra? Czy sobie wyobraża, że znowu zrobi z niej Przyjętą? To nie wydaje się prawdopodobne. — Ale nieznacznie skinęła głową, jakby mimo wszystko rozważała tę hipotezę.
Cała rozmowa zmierzała w niebezpiecznym kierunku. Jeżeli siostry przekonają same siebie, że wiedzą, gdzie Egwene może być, wzrośnie ryzyko, iż któraś spróbuje ją uwolnić, nie bacząc na pilnujące jej Aes Sedai. Chybiona próba operacji ratunkowej mogła okazać się równie niebezpieczna, co udana, jeśli nie bardziej. Co gorsza, Lelaine nie dostrzegała zasadniczej rzeczy.
— Egwene zwołała posiedzenie Komnaty... — zaczęła kwaśno Siuan. — Zamierzasz się na nie udać? — Odpowiedzią było potępiające milczenie, a ją policzki znowu zapiekły. Niektóre rzeczy miało się wbite w duszę.
— Oczywiście, że pójdę — powiedziała na koniec Lelaine. Stwierdzenie było niedwuznaczne, towarzyszyła mu jednak lekka pauza. — Cała Komnata się pojawi. Egwene al’Vere jest Zasiadającą na Tronie Amyrlin, a my dysponujemy dostatecznym zapasem sennych ter’angreali. Być może wyjaśni nam, jak ma zamiar dać sobie radę, gdy Elaida nakaże, aby ją złamać. Bardzo chętnie wysłucham.
— Wobec tego dlaczego pytasz mnie, czy dochowam ci wierności?
Zamiast odpowiedzieć, Lelaine podjęła wolny spacer w księżycowej poświacie, delikatnym gestem poprawiając szal na ramionach. Burin szedł za nią niczym na poły niewidzialny lew pośród nocy. Siuan dogoniła ją, ciągnąc Nocną Lilię za uzdę i oganiając się przed klaczą, która znowu wciskała pysk w jej ręce.
— Egwene al’Vere jest z mocy prawa Zasiadającą na Tronie Amyrlin — powtórzyła na koniec Lelaine. — Póki żyje. Albo póki nie została ujarzmiona. Gdy zdarzy się któraś z tych rzeczy, Romanda znowu będzie próbowała zdobyć laskę i stułę, a ja będę ją powstrzymywać. — Parsknęła. — Ta kobieta byłaby katastrofą nie mniejszą od Elaidy. Nieszczęśliwie się składa, że ma dostatecznie silne poparcie, aby pokrzyżować moje plany. Wrócimy do tej kwestii, ale oczekuję, że jeśli Egwene zostanie stracona lub ujarzmiona, ty i twoje przyjaciółki będziecie mi równie wierne jak jej. I postaracie się, abym to ja została Zasiadającą na Tronie Amyrlin, a nie Romanda.
Siuan poczuła w żołądku kulę lodu. Żadna Błękitna siostra nie mogła stać za tamtą zdradą, ale teraz miała przed sobą Błękitną, która dysponowała wszelkimi przesłankami, by zdradzić Egwene w przyszłości.
2
Dotyk Czarnego
Jak to miała w zwyczaju, Beonin obudziła się o pierwszym brzasku, mimo że przez ściany namiotu przesączał się tylko cień dziennego światła. Nawyki były dobre pod warunkiem, że były funkcjonalne. Przez lata wykształciła w sobie kilka takich. Powietrze wewnątrz namiotu było jeszcze zimne po nocy, ale zdecydowała nie rozpalać piecyka. I tak długo tu nie posiedzi. Przeniosła odrobinę Mocy, zapaliła mosiężną lampę, potem podgrzała wodę w białym, ceramicznym dzbanie, umyła twarz na chwiejnej umywalni z mętnym lustrem. Właściwie wszystkie meble w małym namiocie były zdezelowane, począwszy od maleńkiego stoliczka, a skończywszy na wąskim łóżku polowym; jedyny, który zasługiwał na miano solidnego, czyli jej krzesło o niskim oparciu, był tak prostacki, że mógłby pochodzić z kuchni jakiegoś wiejskiego biedaka. Niemniej jakoś do tego przywykła. Nie zawsze posiedzenia sądu, w których uczestniczyła, odbywały się w pałacach. Najmarniejsze sioła również zasługiwały na sprawiedliwość. W imię sprawiedliwości zdarzało jej się sypiać w stodołach czy nawet szałasach.