Выбрать главу

— Tak... — zaczęła Tylee — masz ze sobą marath... — urwała, zaciskając usta. — Masz ze sobą Aes Sedai. Więcej niż jedną? Nieważne. Nie mogę powiedzieć, by te Aes Sedai, jakie widywałam, wywarły na mnie wielkie wrażenie.

— To nie była marath’damane, pani generał — powiedziała cicho sul’dam.

Tylee siedziała przez chwilę w milczeniu, badawczo obserwując Perrina. — Asha’mani — powiedziała w końcu i nie było to pytanie. — Zaczynasz mnie zaciekawiać, mój panie.

— Wobec tego może w ten sposób cię wreszcie przekonam — oznajmił Perrin. — Tod, zwiń sztandar wokół drzewca i przynieś tutaj. — Ponieważ nie usłyszał za plecami żadnego poruszenia, obejrzał się przez ramię. Tod patrzył na niego osłupiały. — Tod.

Tod jakoś się w końcu otrząsnął i zaczął zwijać sztandar. Kiedy jednak podjechał do Perrina i wręczył mu drzewce, wciąż wyglądał na bardzo nieszczęśliwego. Potem usiadł, gdzie stał, z wyciągniętymi rękoma, jakby wierzył, że zaraz jego brzemię spocznie w nich na powrót.

Perrin pchnął Steppera ku Seanchanom, trzymając sztandar poziomo przed sobą.

— Dwie Rzeki były niegdyś sercem Manetheren, generale sztandaru. Ostatni król Manetheren padł w bitwie dokładnie tam, gdzie dziś jest Pole Emonda, wioska, w której się urodziłem i dorastałem. Manetheren wciąż śpiewa w naszej kroi. Ale Shaido uwięzili moją żonę. Żeby ją uwolnić, zrezygnuję ze wszelkich roszczeń do odrodzonego Manetheren, podpiszę każdy akt abdykacji, jakiego zażądasz. A ziemia ta może okazać się niczym gąszcz jeżyn dla was, Seanchan. Ty zaś możesz być tą, która gąszcz ten wypleni, nie rozlewając nawet kropli krwi. — Za nim ktoś rozpaczliwie jęknął. Uznał, że Tod.

Nagle wiatr zmienił się w huraganowy podmuch, wiejący w przeciwnym niż dotąd kierunku. Obsypał ich piach, a podmuch był tak silny, że Perrin musiał wczepić się w siodło, żeby nie spaść. Niewidzialne ręce szarpały mu kaftan. Co się działo? Skąd ten wiatr, skoro przecież ściółka leśna była grubą na kilka cali warstwą martwych liści? Porywisty podmuch niósł woń spalonej siarki, Perrina aż zakręciło w nosie. Konie zarzucały łbami, ale wycie wichru tłumiło odgłosy przerażenia dobywające się z rozwartych pysków.

Trwało to tylko parę chwil, a potem skończyło równie nagle, jak zaczęło, zostawiając tylko bryzę wiejącą znów w przeciwnym kierunku. Zwierzęta drżały, parskały, szarpały się w wędzidłach i przewracały oczami. Perrin poklepał Steppera po karku i wymruczał uspakajające słowa, z niewielkim skutkiem.

Generał sztandaru wykonała dziwny gest i mruknęła:

— Uchroń nas przed Cieniem. Skąd to się, na Światłość, wzięło? Słyszałam opowieści o dziwach. A może była to dalsza część twej perswazji, mój panie?

— Nie — powiedział zgodnie z prawdą Perrin. Okazało się, że Neald potrafi wpływać na pogodę, ale Grady nie miał o tym pojęcia. — A jakie ma znaczenie, skąd się to wzięło?

Tylee przypatrzyła mu się z namysłem, potem pokiwała głową.

— Jakie to ma znaczenie? — powtórzyła, jakby niekoniecznie się z nim zgadzała. — Znamy historie o Manetheren. To byłyby jeżyny pod stopami i żadnych butów. Pół Amadicii trzęsie się

od plotek na temat twój i tego sztandaru, na temat wskrzeszenia Manetheren i “wyzwolenia” Amadicii spod naszej władzy. Mishima, zagraj do odwrotu. — Słomianowłosy bez wahania podniósł do ust mały, prosty rożek, który wisiał na czerwonym rzemyku na jego szyi. Zagrał cztery ostre nuty i dwukrotnie powtórzył sekwencję, a potem upuścił rożek na pierś. — Ja swoje zrobiłam — zauważyła Tylee.

Perrin odrzucił głowę do tyłu, a potem krzyknął tak głośno i wyraźnie, jak tylko potrafił:

— Dannil! Tell! Kiedy ostatni Seanchanie wycofają się na koniec łąki, zbierz wszystkich i dołącz do Grady’ego!

Generał sztandaru wsadziła mały palec do ucha i podłubała nim, nie bacząc na okrywającą go rękawicę.

— Masz silny głos — powiedziała sucho. Dopiero wtedy sięgnęła po drzewce sztandaru i oparła niedbale o siodło. Po raz drugi na niego nie spojrzała, tylko jedna dłoń gładziła materię, być może nieświadomie. — Powiedz mi więc, w czym możesz dopomóc mi w realizacji moich planów, mój panie?

Mishima przerzucił nogę nad wysokim łękiem swego siodła, a potem zeskoczył, żeby podnieść hełm. Wiatr potoczył go po ziemi prawie na pół drogi ku stojącym w szeregu żołnierzom seanchańskim. Spośród drzew dobiegł krótki trel słowika, dołączył do niego drugi, potem następny. Seanchanie wycofywali się. Czy oni również poczuli na własnej skórze ten wiatr? Nieważne.

— Nie mam nawet w przybliżeniu tylu ludzi co ty — przyznał Perrin. — Poza tym nie są to wyszkoleni żołnierze. Ale mam Asha’manów, Aes Sedai i Mądre, które potrafią przenosić, a każde z nich jest na wagę złota. — Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją gestem dłoni. — Musisz mi dać słowo, że nie będziesz próbowała nałożyć im smyczy. — Zerknął znacząco na sul’dam i damane. Sul’dam nie spuszczała wzroku z Tylee, oczekując rozkazów, równocześnie głaskała swą podopieczną po włosach, jak głaszcze się kota, żeby go uspokoić. Norie zaś prawie mruczała! Światłości! — Potrzebne mi twoje słowo, że będą przed tobą bezpieczne, jak też wszyscy w obozie, którzy noszą białe szaty. Większość z nich to i tak nie są Shaido, a jedynie Aielowie wśród nich są moimi przyjaciółmi. Tylee pokręciła głową.

— Masz dziwnych przyjaciół, mój panie. Tak czy owak przy bandach Shaido znaleźliśmy ludzi z Cairhien i Amadicii, a potem puściliśmy ich wolno, choć większość Cairhienian zdawała się nie wiedzieć, co z sobą dalej począć. Jedynymi ludźmi w bieli, jakich zatrzymujemy, są Aielowie. W przeciwieństwie do reszty tych gai’shain są z nich znakomici da’covale. Mimo to zgadzam się puścić twoich przyjaciół wolno.

I dam spokój twoim Aes Sedai oraz Asha’manom. Zapobieżenie temu zgrupowaniu może okazać się bardzo ważne. Powiedz mi, gdzie stacjonują, a spróbuję włączyć cię w swoje plany. Perrin potarł palcem czubek nosa. Wydawało się nadzwyczaj nieprawdopodobne, by wielu spośród tych gai’shain należało do Shaido, ale po co o tym wspominać? Niech odzyskają szansę na wolność, gdy minie ich rok i dzień.

— Obawiam się, że musimy pozostać przy moich planach. I choć Sevanna to ciężki orzech do zgryzienia, wymyśliłem, jak tego dokonać. Przede wszystkim ma ze sobą jakieś sto tysięcy Shaido, a z każdą chwilą gromadzi więcej. Nie wszyscy to algai’d’siswai, niemniej każdy dorosły w potrzebie potrafi posłużyć się włócznią.

— Sevanna. — Tylee uśmiechnęła się z zadowoleniem. — Słyszeliśmy już to imię. Z ogromną radością sprezentuję Sevannę z Jumai Shaido Kapitanowi-Generałowi. — Uśmiech zbladł. — Sto tysięcy to znacznie więcej, niż oczekiwałam, ale i tej liczbie jestem w stanie podołać. Walczyliśmy już z tymi Aielami w Amadicii. Co, Mishima?

Mishima podjechał do nich i roześmiał się, ale w tym śmiechu nie było rozbawienia.

— Walczyliśmy, walczyliśmy, generale sztandaru. To są groźni wojownicy, zdyscyplinowani i zręczni, ale można sobie z nimi poradzić. Trzeba otoczyć jedną z ich band, szczepów, trzema lub czterema damane, a potem tłuc tak długo, póki się nie poddadzą. Paskudna robota. Mają ze sobą rodziny. Dzięki temu poddają się szybciej.