Выбрать главу

— Rozumiem, że dysponujecie dziesiątkami damane — powiedział Perrin — ale czy tego wystarczy, żeby pokonać trzysta, czterysta potrafiących przenosić Mądrych?

Generał sztandaru zmarszczyła brwi.

— Wspomniałeś o tym już wcześniej. Mądre, które potrafią przenosić. W każdej ze złapanych przez nas band były Mądre, ale żadna nie przenosiła.

— Dlatego, że wszystkie spośród Shaido zgromadziły się przy Sevannie — odparł Perrin. — Co najmniej trzysta, może czterysta. Mądre, które są ze mną, nie mają w tej kwestii większych wątpliwości.

Tylee i Mishima wymienili spojrzenia, a generał sztandaru westchnęła. Mishima patrzył ponuro. — No, cóż — powiedziała ona — niezależnie od rozkazów, nie ma mowy o tym, żeby załatwić wszystko po cichu. Córka Dziewięciu Księżyców z pewnością będzie zaniepokojona, gdy za całą akcję korzyć się będę w obliczu Imperatorowej, oby żyła wiecznie. A korzyć się będę. — Córka Dziewięciu Księżyców? Najwyraźniej jakaś Seanchanka wysokiej rangi. Czemu miałoby to ją zaniepokoić?

Mishima skrzywił się, co na pobliźnionej twarzy stanowiło widok iście przerażający.

— Czytałem, że pod Semalaren było po obu stronach po czterysta damane i skończyło się wszystko prawdziwą rzezią. Pół imperialnej armii poległo na polu, a spośród buntowników co najmniej trzech na czterech.

— Nieważne, Mishima, musimy to zrobić. A właściwie ktoś musi. Od ciebie przeprosiny nie będą wymagane, ale mi się nie upiecze. — Cóż, na Światłość, było tak niepokojącego w przeprosinach? Ta kobieta pachniała... rezygnacją. — Nieszczęśliwie się składa, że całe tygodnie, jeśli nie miesiące, zabierze zebranie dostatecznej liczby żołnierzy i damane, aby wyrwać ten wrzód. Dziękuję ci za propozycję pomocy, mój Panie. Nie pójdzie w niepamięć. — Tylee wyciągnęła przed siebie rękę ze sztandarem. — Należy do ciebie, ponieważ ja nie potrafię się wywiązać z mojej części umowy. Najpierw jednak drobna rada. Zawsze Zwycięska Armia może mieć przed sobą inne zadania na ten moment, ale nie pozwolimy nikomu korzystać z okazji i tworzyć pod naszym bokiem żadnego królestwa. Chcemy odzyskać te ziemie, a nie rozbijać je na dzielnice.

— A my chcemy zatrzymać nasze ziemie — oznajmiła zapalczywie Berelain, zmuszając klacz do pokonania skokiem tych kilku kroków martwej trawy, dzielącej ją od Seanchan. Klacz była chętna do skoku, chętna do biegu jak najdalej od paskudnego wiatru i Berelain miała trudności z jej opanowaniem. Nawet jej woń była zapalczywa. Bez śladu cierpliwości. Pachniała niczym wilczyca broniąca swego poranionego samca. — Słyszałam, że miano waszej Zawsze Zwycięskiej Armii jest już raczej cokolwiek zdezaktualizowane. Słyszałam, że Smok Odrodzony rozbił was na Południu. Niech wam się więc nie wydaje, że Perrina Aybary nie stać na to samo. — Światłości, a on się martwił nieoględnością Arama!

— Nie chcę bić nikogo prócz Shaido — oznajmił zdecydowanie Perrin, walcząc z mentalnym obrazem, jaki kształtował mu się przed oczyma. Splótł ręce na łęku siodła. Przynajmniej Stepper powoli się uspokajał. Ogier wciąż od czasu do czasu drżał, przestał natomiast przewracać oczyma.

— Jest sposób, dzięki któremu dokonamy naszego dzieła, a równocześnie utrzymamy rzeczy w tajemnicy, tak że nie będziesz musiała nikogo przepraszać. — Jeżeli ta kwestia była w jej oczach tak doniosła, nie zawaha się przed jej wykorzystaniem. — Córka Dziewięciu Księżyców może być spokojna. Mówiłem ci, że wszystko mam zaplanowane. Tallanvor poinformował mnie, że posiadasz jakiś napar, od którego potrafiącym przenosić kobietom robi się słabo w nogach.

Po chwili Tylee z powrotem wsparła sztandar na łęku siodła i znowu zaczęła przyglądać się badawczo Perrinowi.

— Działa na kobiety i mężczyzn — powiedziała na koniec, zaciągając. — Słyszałam, że paru mężczyzn w ten sposób złapano. Ale w jaki sposób chcesz to podać tym czterystu kobietom, jeśli otacza je sto tysięcy Aielów?

— Tak, aby nie wiedziały, co piją. Potrzebuję jednak wszystkiego, co możesz zdobyć. Prawdopodobnie całe wozy Wody podgrzać nie można, rzecz jasna, dlatego to musi być słaby napar.

Tylee zaśmiała się cicho.

— Śmiały plan, mój panie. Przypuszczam, że w fabryce, gdzie się to produkuje, mogą tyle mieć, ale to jest daleko stąd, w Amadicii, nad granicą tarabońską. Kilka funtów potrafię załatwić od ręki, żeby dostać więcej, będę musiała powiadomić kogoś wyższej rangi i wytłumaczyć, do czego mi potrzebne. A przecież zachowanie tajemnicy jest tu kwestią zasadniczą.

— Asha’mani znają się na czymś, co nazywają Podróżowaniem — uspokoił ją Perrin. — Jednym krokiem można pokonać sto mil. Jeśli zaś chodzi o zezwolenie, być może to okaże się pomocne. — Z rękawicy wyciągnął zwinięty, zatłuszczony arkusz papieru.

W miarę jak czytała, brwi Tylee unosiły się coraz wyżej. Perrin znał krótki tekst na pamięć. OKAZICIEL NINIEJSZEGO PISMA JEST POD MOJĄ OSOBISTĄ OCHRONĄ. W IMIĘ IMPERATOROWEJ, OBY ŻYŁA WIECZNIE, NALEŻY MU SIĘ WSZELKA POMOC, JAKIEJ DOMAGAŁBY SIĘ W SŁUŻBIE IMPERIUM, JAK POSZANOWANIE ŚCISŁEJ TAJEMNICY, W RAMACH KTÓREJ DZIAŁA. Nie miał zielonego pojęcia, kim była Suroth Sabelle Meldarath, ale jeśli podpisała swoim imieniem coś takiego, musiała być kimś ważnym. Może chodziło o Córkę Dziewięciu Księżyców.

Generał sztandaru oddała pismo Mishimie, a potem spojrzała na Perrina. Ten ostry, natarczywy zapach powrócił, silniejszy niż dotąd.

— Aes Sedai, Asha’mani, Aielowie, twoje oczy, młot, a teraz jeszcze to! Kim ty jesteś? Mishima gwizdnął przez zęby. — Własnoręczny podpis Suroth — mruknął. — Jestem człowiekiem, który chce odzyskać żonę — odrzekł Perrin — i w tym celu będę się targował nawet z Czarnym. — Spojrzeniem unikał sul’dam i damane. Właściwie niewiele już brakowało. — Umowa stoi?

Tylee spojrzała na jego wyciągniętą dłoń, potem ujęła ją zdecydowanie. Miała mocny uścisk. Umowa z Czarnym. Ale gotów był na wszystko, żeby uwolnić Faile.

5

Coś… dziwnego

Deszcz, bębniący o dach namiotu przez większość nocy, niedawno zelżał nieco. Faile ze spuszczonymi dla okazania szacunku oczyma podchodziła do siedziska Sevanny — mocno rzeźbiony i pozłacany tron stał pośrodku warstw jaskrawych dywanów, stanowiących podłogę namiotu. Wiosna przyszła nagle, w mosiężnych piecykach już nie płonął ogień, ale w powietrzu jeszcze wisiał ziąb. Ukłoniła się głęboko, uniosła tacę ze srebrnej plecionki. Sevanna wzięła złoty puchar z winem i opróżniła go, nie patrząc nawet w jej stronę. Mimo to wykonała kolejny głęboki ukłon, wycofała się i postawiła tacę na okutej mosiądzem, niebieskiej skrzyni, na której stał już srebrny dzban o długiej szyjce i trzy puchary. Wreszcie wróciła na miejsce, gdzie między stojącymi tam lampami z odblaśnikami a ścianą namiotu z czerwonego jedwabiu oczekiwała pozostała jedenastka gai’shain. Namiot był przestronny i wysoki. Nie dla Sevanny zwykłe namioty Aielów.

Czasami miewała trudności w ogóle z dostrzeżeniem w niej Aiela. Tego ranka leniuchowała w obszernej, brokatowej szacie jedwabnej, związanej w taki sposób, że sięgające prawie talii rozcięcie ukazywało połowę jej pokaźnego łona, skrytego wszakże za taką ilością naszyjników ze szlachetnymi kamieniami — szmaragdami, łzami ognistymi, opalami — i sznurami pereł, że właściwie stanowiła widok prawie przyzwoity. Aielowie nie nosili pierścieni, ale każdy palec Sevanny zdobił pierścień z klejnotem. Gruba obręcz ze złota i łez ognistych, spoczywająca na przepasce z błękitnego jedwabiu, spinającej sięgające do pasa jasne włosy, pełniła rolę diademu, jeśli już nie korony. Nie było w niej nic z Aiela.