Faile i pozostałych jedenastu, sześć kobiet i pięciu mężczyzn, obudzono w środku nocy, żeby czuwali przy łożu Sevanny — łoże stanowiły dwa puchowe materace, ułożone jeden na drugim — na wypadek, gdyby się obudziła i czegoś potrzebowała. Czy któremukolwiek z władców świata towarzyszył podczas snu tuzin służących? Zwalczyła narastające pragnienie ziewania. Karę można było otrzymać za różne rzeczy, ziewanie z pewnością było jedną z nich. Gai’shain mieli zachowywać się skromnie i chętnie zaspokajać wszelkie życzenia, a to oznaczało najwyraźniej służalczość posuniętą do granic niewolniczości. Bain i Chiad, mimo iż zazwyczaj tak zapalczywe, z jakiegoś powodu nie miały trudności z zaakceptowaniem całej sytuacji. Z Faile było inaczej. Minął już prawie miesiąc od czasu, gdy za próbę ukrycia noża została wychłostana i związana ciasno niczym kowalska układanka, a w ciągu tego miesiąca bito ją jeszcze dziewięć razy za drobne przewinienia, które oko Sevanny całkiem inaczej klasyfikowało. Jeszcze nie zniknęła ostatnia kolekcja siniaków, nie miała ochoty na następną skutkiem zwyczajnej nieuwagi.
Miała nadzieję, że Sevanna uzna, iż złamała ją tamta noc na zimnie. Wówczas uszła z życiem tylko dzięki Rolanowi i jego mosiężnym piecykom. Miała też nadzieję, że nie została złamana. Kiedy zbyt długo udaje się kogoś, kształtuje się swoją drugą naturę. W niewoli pozostawała od niecałych dwóch miesięcy i już zdążyła zapomnieć, ile to dokładnie dni. Czasami zdawało jej się, że od lat nosi białe szaty. Czasami szeroki pasek i obroża z płaskich, złotych ogniw zdawały się czymś naturalnym. To ją przerażało. Pozostawała tylko nadzieja. Wkrótce ucieknie. Na pewno. Zanim Perrin się zorientuje i spróbuje uwolnić. Dlaczego jeszcze się nie zorientował? Shaido nie ruszali się od dawna ze swego obozu w Malden. Przecież jej nie zostawił? Jej wilk przybędzie na pomoc. Musiała uciec, zanim odda życie w beznadziejnej próbie uwolnienia jej. Zanim udawanie wejdzie jej w krew. — Jak długo ma trwać kara przeznaczona dla Galiny Sedai, Therava? — zapytała Sevanna, spoglądając spod zmarszczonych brwi na Aes Sedai. Therava siedziała przed nią ze skrzyżowanymi nogami na błękitnej poduszce ozdobionej frędzlami, prosta i surowa. — Wczorajszej nocy przygotowała mi zbyt gorącą wodę do kąpieli, poza tym jest tak poraniona, że musiałam nakazać, aby bito ją po stopach. Niewiele będzie z niej pożytku, jeśli nie da rady chodzić.
Faile unikała patrzenia na Galinę od chwili, gdy Therava przywlokła ją do namiotu, kiedy jednak wymieniono imię, oczy same pomknęły ku niej. Galina klęczała wyprostowana nieco z boku, między dwoma kobietami Aielów, na policzkach widniały brązowe siniaki, skórę miała mokrą i śliską od deszczu, stopy i kostki pokryte błotem. Za jedyną odzież służyły jej złota obroża wysadzana ognistymi łzami i takiż pasek, przez co wyglądała na bardziej nagą, niż gdyby była zupełnie naga. Na głowie pozostał tylko krótki meszek. Wszystkie włosy zostały opalone z jej ciała przy użyciu Jedynej Mocy. Faile wcześniej słyszała opis tej operacji, opowiadano jej, jak Aes Sedai wisiała głową w dół, przygotowana na pierwsze bicie. Od wielu dni gai’shain o niczym innym tak często nie rozmawiali. Tylko ci, którzy wiedzieli, co oznacza pozbawiona wieku twarz, wciąż wierzyli, że Galina jest Aes Sedai, a nawet wśród nich niektórzy żywili podobne wątpliwości, jakie zrodziły się w głowie Faile, gdy po raz pierwszy zobaczyła Aes Sedai w szeregach gai’shain. Choć miała twarz i pierścień, niezrozumiałe wydawało się, jak Aes Sedai mogła pozwolić Theravie na takie traktowanie? Faile często zadawała sobie to pytanie, bez skutku. Wiedziała, że Aes Sedai robią, co robią z sobie tylko zrozumiałych względów, a ciągłe powtarzanie tej mądrości nie czyniło sprawy jaśniejszą.
Jakiekolwiek były powody, dla których Galina tolerowała niekończące się upokorzenia, teraz w utkwionych w Theravę szeroko rozwartych oczach nie było nic prócz strachu. Oddychała tak ciężko, że piersi jej falowały. Miała powody do obaw. Każdy, kto mijał namiot Theravy, mógł usłyszeć dobiegające z wnętrza błagania o litość. Od czterech dni Faile widywała czasami spieszącą z jakimś zleceniem Galinę, bez włosów, nagą, a z każdym kolejnym dniem na jej ciele widoczne były następne sińce, pokrywające ją już od ramion po kolana. Kiedy jedne znikały, Therava odświeżała je. Faile słyszała wygłaszane półgłosem opinie Shaido, że Galina traktowana jest zbyt surowo, ale oficjalnie nikt nie chciał się wtrącać w sprawy Mądrych.
Therava, kobieta wzrostem dorównująca większości Aielów, poprawiała teraz ciemny szal na ramionach, towarzyszył temu stukot bransolet: złotych i z kości słoniowej. Patrzyła na Galinę jak orzeł na mysz. Jej naszyjniki, także ze złota i kości słoniowej, przy przepychu biżuterii Sevanny wypadały blado, ciemne wełniane spódnice i biała bluzka stroju algode wyglądała w porównaniu z suknią tamtej niczym łach, ale z dwu kobiet Faile zdecydowanie bardziej obawiała się Theravy niż Sevanny. Sevanna mogła ją ukarać za każde potknięcie, Therava mogła ją zabić lub złamać, kierując się zwykłym widzimisię. I tak się z pewnością stanie, gdy Faile spróbuje ucieczki.
— Póki na jej twarzy zostanie najbledszy choćby siniec, reszta ciała będzie wyglądać tak samo. Tylko z przodu jej ciało jest zdrowe, żeby można ją było karać za inne przewinienia.
Faile odwróciła wzrok. Samo patrzenie sprawiało jej ból. Gdyby nawet udało jej się ukraść różdżkę z namiotu Theravy, czy Aes Sedai będzie w stanie pomóc jej w ucieczce? Z pozoru została całkowicie złamana. Straszna myśl, niemniej więzień powinien umieć wznieść się ponad wszystko. A może Galina zdradzi ją, żeby uniknąć bicia? Zagroziła, że ją zdradzi, jeżeli Faile nie zdobędzie różdżki. Oczywiście Sevanna będzie chciała zachować przy sobie żonę Perrina Aybary, niemniej Galina w desperacji mogła spróbować nieprzemyślanych działań. Faile modliła się do niej, by znalazła siły i wytrwała. Rzecz jasna snuła też inne plany ucieczki, na wypadek gdyby Galina nie dotrzymała obietnicy zabrania jej ze sobą, plan tamtej wydawał się wszakże znacznie prostszy, bardziej dla wszystkich bezpieczny... pod warunkiem, że się uda. “Och, Światłości, dlaczego Perrin jeszcze nic nie zrobił? Nie! Trzeba się skoncentrować na tym, co tu i teraz”.
— W takim stanie wywiera raczej kiepskie wrażenie — mruknęła Sevanna, marszcząc brwi i mierząc wzrokiem wnętrze pucharu. — Mimo pierścienia nie bardzo wygląda na Aes Sedai. — Z irytacją pokręciła głową. Z jakiegoś względu, który dla Faile pozostawał niejasny, Sevanna chciała, żeby wszyscy widzieli w Galinie siostrę. Posunęła się nawet do tego, by przy każdej okazji tytułować ją właściwie. — Dlaczego pojawiłaś się tak wcześnie, Therava? Jeszcze nie zjadłam. Napijesz się wina?
— Wody — zdecydowanie odrzekła Therava. — Wcześnie, cóż... Słońce już jest nad horyzontem. Przerwałam post, zanim wzeszło. Pobłażasz sobie jak mieszkanka mokradeł, Sevanno.
Lusara, obfita gai’shain z Domani, szybko napełniła puchar z dzbana na tacy. Sevannę wyraźnie bawiło, że Mądre upierały się przy piciu wyłącznie wody, mimo to woda zawsze na nie czekała. Inne zachowanie mogłoby być potraktowane jak obraza, a tego wolała unikać. Choć miedzianoskóra Domani była kiedyś kupcem, i to już w średnim wieku, nawet tych kilka pasm siwizny wśród burzy czarnych włosów w niczym nie wpłynęło na poprawę jej losu. Poszło o to, że była oszałamiająco piękna, a Sevanna lubowała się w pięknych, możnych i bogatych, mających największe szanse zostać jej gai’shain. Gai’shain było zresztą już tak wielu, że nikt nie skarżył się, jeśli mu któregoś odebrano. Teraz Lusara skłoniła się wdzięcznie, podała tacę Theravie, wszystko z zachowaniem idealnych form grzeczności. Dopiero zmierzając od miejsca, gdzie Mądra siedziała na poduszce, ku innym gai’shain, uśmiechnęła się do Faile. Co gorsza, był to wyraźnie konspiracyjny uśmiech.