Выбрать главу

Faile zdławiła narastające w gardle westchnienie. Ostatnią chłostę odebrała właśnie za wzdychanie w niewłaściwym momencie. Lusara należała do tych, którzy w ostatnich kilku tygodniach złożyli jej przysięgę lenną. Po sprawie z Aravine Faile próbowała bardziej ostrożnie dobierać te, którym ją proponowała, z drugiej strony odrzucenie kogoś, kto sam chciał złożyć przysięgę, równało się stworzeniu potencjalnego zdrajcy — w efekcie miała wielu popleczników, większość z nich raczej niepewnych. Zaczynała powoli wierzyć, że Lusara jest godna zaufania, a przynajmniej, że nie zdradzi jej z własnej woli. Problem polegał na tym, że w oczach tamtej cały plan ucieczki był niczym dziecięca zabawa, bez żadnych kosztów w wypadku porażki. Kupiectwo chyba traktowała w podobny sposób, zarabiając i tracąc w życiu kilka fortun. Oczywiście, jeśli tu przegrają, Faile nie będzie miała drugiej szansy. Ani Alliandre czy Maighdin. Ani Lusara. Jeżeli któryś z gai’shain Sevanny próbował uciekać, zakuwano go w łańcuchy, uwalniając tylko na czas wykonywania przepisanych obowiązków.

Therava upiła łyk wody, postawiła puchar na kwietnym dywanie i wbiła stalowe spojrzenie w Sevannę.

— Mądre uważają, że już czas, abyśmy wyruszyli na północ i na wschód. W tamtejszych górach bez trudu znajdziemy nadające się do obrony doliny. Możemy dotrzeć do nich w ciągu dwóch tygodni, mimo iż gai’shain opóźnią marsz. To miejsce jest otwarte ze wszystkich stron, a w poszukiwaniu żywności nasi ludzie muszą się zapuszczać coraz dalej.

Zielone oczy Sevanny nawet nie mrugnęły pod wejrzeniem tamtej, Faile wątpiła, aby ją samą było na coś takiego stać. Sevanna nie lubiła, gdy pozostałe Mądre naradzały się bez niej, często mściła się za to później na swoich gai’shain. Teraz uśmiechnęła się tylko, upiła łyk wina i odpowiedziała tonem pełnym cierpliwości, jakby po raz kolejny wyjaśniała to samo osobie zbyt tępej, by zrozumiała od razu: — Tutaj jest dobra ziemia pod siewy, oprócz własnego mamy też zdobyczne ziarno. Kto wie, jaka ziemia jest w górach? Nasi ludzie wciąż pędzą do obozu krowy, owce i kozy. Tutaj są dobre pastwiska. A jakie pastwiska są w górach, Therava? Tutaj jest więcej wody, niż potrzeba wszystkim klanom. Czy wiesz, gdzie w górach można znaleźć wodę? Jeśli zaś chodzi o możliwości obrony, któż mógłby nas zaatakować? Mieszkańcy mokradeł uciekają przed naszymi włóczniami.

— Nie wszyscy uciekają — sucho odrzekła Therava. — Niektórzy są nawet całkiem dobrzy w tańcu włóczni. A jeżeli Rand al’Thor wyśle przeciwko nam któryś z klanów? Nie dowiemy się, póki nie zagrzmią rogi. — Ku zaskoczeniu uśmiechnęła się, ale uśmiech ten nie objął oczu. — Niektórzy powiadają, że twój plan polega na tym, aby dać się schwytać i zostać gai’shain Randa al’Thora, a potem nakłonić go do ożenku. Zabawny pomysł, zgodzisz się?

Faile wbrew sobie mrugnęła. Szaleńczy pomysł Sevanny, żeby się wydać za al’Thora — musiała być nienormalna, jeśli sądziła, że jej się uda! — tylko pogłębiał niebezpieczeństwo zagrażające Faile ze strony Galiny. Jeżeli kobieta Aielów nie wiedziała o związkach między Perrinem i al’Thorem, Galina mogła jej wszystko opowiedzieć. Powie, jeżeli nie dostanie w końcu tej przeklętej różdżki. A wtedy Faile trafi w łańcuchy równie nieodwołalnie jak za próbę ucieczki.

Sevanna nie bardzo wyglądała na rozbawioną. W oczach zapaliły się jej groźne błyski, pochyliła się, a szata rozchyliła się do tego stopnia, że niczego nie skrywała.

— Kto tak mówi? Kto? — Therava wzięła swój puchar i napiła się wody. Zrozumiawszy, że odpowiedzi nie będzie, Sevanna usiadła i poprawiła szatę. Jej oczy wciąż błyszczały niczym wypolerowane szmaragdy, w słowach brzmiało zdecydowanie. — Wyjdę za Randa al’Thora, Therava. Miałam go już prawie w rękach, a wtedy ty i inne Mądre zawiodłyście mnie. Wyjdę za niego, zjednoczę klany i podbiję całe mokradła!

Therava parsknęła znad swego pucharu.

— Couladin był Car’a’carnem, Sevanno. Nie dowiedziałam się jeszcze, które Mądre udzieliły mu zgody na pójście do Rhuidean, ale dowiem się. Rand al’Thor jest tworem Aes Sedai. One powiedziały mu, co ma mówić w Alcair Dal i nadszedł czarny dzień, gdy wyjawił sekrety, które nie są dla wszystkich, tylko dla najsilniejszych. Ciesz się, że większość uznała, iż kłamał. Ale, ale... zapomniałam. Nigdy nie poszłaś do Rhuidean. Sama uwierzyłaś w jego sekretne kłamstwa.

Do namiotu zaczęli wchodzić kolejni gai’shain, ich białe szaty były zupełnie przemoczone, podkasywali je, póki nie znaleźli się w środku. Każdy miał złotą obrożę i pasek. Miękkie, białe buty obszyte koronką zostawiały brudne ślady na dywanach. Później, kiedy wyschną, sami będą musieli je wyczyścić, gdyby mieli poplamione szaty, zasługiwaliby na chłostę. Sevanna życzyła sobie idealnych gai’shain. Żadna z kobiet Aielów nie zwróciła najmniejszej uwagi na wchodzących, Sevanna wyraźnie była przejęta słowami Theravy.

— Dlaczego chcesz wiedzieć, kto udzielił zezwolenia Couladinowi? To nie jest istotne — powiedziała, a kiedy nie uzyskała odpowiedzi, wykonała taki gest, jakby odpędzała muchę. — Couladin nie żyje. Rand al’Thor nosi znamiona, nieważne, skąd je wziął. Wyjdę za niego, a potem go wykorzystam. Skoro Aes Sedai mogą go kontrolować, a widziałam, że traktowały go niczym dziecko, wobec tego mnie się też uda. Z odrobiną pomocy z twojej strony. A ty tej pomocy mi udzielisz. Zgadzasz się przecież, że należy zjednoczyć klany, niezależnie jakich to będzie wymagało środków. Kiedyś się zgadzałaś. — W tonie jej głosu zabrzmiała wyraźna groźba. — Dzięki temu my, Shaido, od razu staniemy się najpotężniejszym z klanów.

Nowo przybyli gai’shain zdejmowali z głów kaptury i bez słowa stawali pod ścianami namiotu: dziewięciu mężczyzn, trzy kobiety, wśród nich Maighdin. Od dnia, kiedy Therava znalazła ją w namiocie Mądrych, ponury grymas nie schodził z twarzy jasnowłosej. Cokolwiek Therava jej zrobiła, Maighdin komentowała to tylko groźbami morderstwa pod adresem tamtej. Czasami wszakże jęczała przez sen.

Wszelkie ewentualne opinie na temat zjednoczenia klanów Therava postanowiła zachować dla siebie.

— Podnosi się wiele głosów, żeby tu dłużej nie zostawać. Każdego ranka liczni wodzowie szczepów wkładają czerwone krążki na swoje nar’baha. Radzę ci, żebyś poszła za głosem Mądrych.

Nar’baha? Znaczyło to „szkatułka głupców” lub coś w tym rodzaju. Ale o co może chodzić? W każdej chwili wolnego czasu Bain i Chiad wciąż uczyły ją obyczajów Aielów i nigdy dotąd nie wspomniały o czymś takim. Maighdin stanęła obok Lusary. Szczupły cairhieniański szlachcic imieniem Doirmanes zajął miejsce obok Faile. Był młody i bardzo przystojny, ale wciąż nerwowo przygryzał wargę. Gdyby się dowiedział o przysięgach lennych, trzeba by go zabić. Z pewnością od razu pobiegłby do Sevanny.

— Zostaniemy tutaj — ze złością oznajmiła Sevanna, przewracając puchar i oblewając dywan strugą wina. — Przemawiam w imieniu wodza klanu i takie jest moje ostatnie słowo!

— Takie jest twoje słowo — zgodziła się spokojnie Therava. — Bendhiun, wódz szczepu Zielonej Soli, otrzymał pozwolenie na udanie się do Rhuidean. Pięć dni temu opuścił obóz wraz z dwudziestoma algai’d’siswai i czterema Mądrymi, które będą mu świadczyć.