— Lordzie heptarcho — powiedziała — gdyby myśl o zabiciu ciebie postała choć na moment w moim sercu, to tak, mogłabym to zrobić.
Zrobiła ten krok. Teraz nie było już odwrotu.
— Nawet jeszcze teraz, mimo że już cię uprzedziłam, mogłabym cię zabić, zanim zdołałbyś podnieść rękę w swej obronie. Mój ojciec zna się na swym fachu, uczył mnie mistrz.
Oruc zwrócił się do jednego z karłów.
— Zawołaj straż. Rozkazuję zaaresztować tę dziewczynę pod zarzutem zdrady. — Odwrócił się do Patience i spokojnie powiedział: — Dziękuję ci. Potrzebna mi była podstawa prawna do wykonania na tobie egzekucji. W mojej obecności oświadczyłaś, że możesz mnie zabić. Głowy to zaświadczą.
Wstrząśnięta słuchała, jak spokojnie przyznawał, że ją oszukał. I nie potrafiła w to uwierzyć. Nie, to musiała być kolejna próba, kolejny ruch w grze. Lord Peace był królowi niezbędnie potrzebny. Oruc nie podejmował żadnej ważnej decyzji bez wysłuchania jej ojca. Musiał więc obawiać się konsekwencji zamordowania Patience. Podstawa prawna do jej zgładzenia niczego tu nie zmieniała.
A jeśli miał to być test, ona go zda. Pochyliła głowę ze smutkiem.
— Jeśli moja śmierć ma przysłużyć się interesom heptarchii, przyznam się do popełnienia tej czy jakiejkolwiek innej zbrodni.
Oruc zbliżył się do niej i dotknął jej policzka dłonią.
— Piękna. Matka Boga.
Przyjęła jego słowa ze spokojem. Nie zamierzał jej zabić. Świadomość tego była wystarczającym zwycięstwem.
— Zastanawiam się, czy rzeczywiście ktoś hoduje ludzi, tak jak to twierdzą Tassalianie. Nie Bóg, bo wątpię, by zawracał sobie głowę parzeniem się ludzi na Imaculacie, ale ktoś na tyle silny, że umiał wezwać Mądrych. — Ujął ją mocno pod brodę i podciągnął twarz dziewczyny w górę. — Jeśli ktoś chciał wyhodować istotę nadzwyczajną, potrafię uwierzyć, że ty jesteś szczytowym osiągnięciem jego pracy. Jeszcze nie teraz, musisz do tego dorosnąć. Ale jest w tobie światło, coś takiego w oczach…
Aż do tej chwili Patience nigdy nie myślała o sobie jako o piękności. W lustrze nie dostrzegała miękkich, łagodnych rysów, powszechnie uważanych za kanon urody. Ale w głosie Oruca nie słyszała fałszywej nuty. Nie próbował jej pochlebiać.
— Tak długo, jak żyjesz — wyszeptał — każdy, kto cię zobaczy, będzie pragnął mojej śmierci, byś mogła zająć miejsce na tronie. Rozumiesz? A także śmierci mojej rodziny. Niezależnie od tego, czy ktoś doprowadził do wyhodowania ciebie, czy nie, istniejesz. A ja nie zgodzę się na śmierć swoich dzieci dla twoich korzyści. Rozumiesz mnie?
— Twoje dzieci były przyjaciółmi mojego dzieciństwa — odparła Patience.
— Powinienem cię zabić. Nawet twój ojciec mi to doradzał. Ale nie zrobię tego.
Patience wiedziała, że nie dodał: na razie.
— Nie żałuję podjęcia takiej decyzji, gdyż prawdę mówiąc tak samo cieszę się twoim istnieniem, jak Czuwający. Ale nie pamiętam, bym taką decyzję kiedykolwiek podejmował. Nie mogę przypomnieć sobie momentu wyboru. Decyzja po prostu została podjęta. Czy ty to spowodowałaś? Czy to jakaś sztuczka, której nauczył cię ojciec?
Patience nie odpowiedziała. A on wyraźnie nie czekał na odpowiedź.
— Czy błądzę tak samo, jak pobłądzili Mądrzy? Decyzja została podjęta, ponieważ ktoś, nieważne kto, chciał, byś żyła. — Odwrócił się w stronę głów. — Wy… wy już nie macie własnej woli, tylko pamięć i namiętności. Czy wiecie, co to jest wybór?
— Mętne wspomnienie — odparł Konstans. — Wydaje mi się, że dokonałem wyboru może raz, a może dwa.
Oruc odwrócił się do nich tyłem.
— A ja robię to przez całe życie. Wybieram. Świadomie, celowo wybieram i działam zgodnie z tym wyborem, niezależnie od moich późniejszych pragnień. Wola zawsze kontrolowała moją duszę — wiedzą o tym księża i dlatego drżą przede mną. Dlatego nigdy nie wywołano powstania, aby osadzić ciebie na tronie. Wierzą, że jeśli podejmę taką decyzję, zabiję cię. Tylko że ja sam nie wiem, czy tego chcę. Kiedy chodzi o ciebie, moja wola nie działa.
Patience zdawała sobie sprawę, że on wierzy w swe słowa. Ale mimo to nie mówił prawdy. Może przyjść taki moment, że zlęknie się jej naprawdę i wtedy ją zabije. Czuła to. Na tym oparta jest jego władza — na pewności, że kiedy zechce, będzie mógł ją zgładzić.
— Ojciec powiedział mi kiedyś — odezwała się — że ludźmi można rządzić w dwojaki sposób. Pierwszy polega na przekonaniu ich, że w razie nieposłuszeństwa oni sami i ich najbliżsi zginą. Drugi zaś — na zdobyciu ich miłości. Powiedział mi również, gdzie te dwie drogi wiodą. Terror zawsze prowadzi do rewolucji i anarchii. A zdobywanie miłości poddanych do lekceważenia władzy i także do anarchii.
— A więc jego zdaniem żadna władza nie może trwać?
— Może, ponieważ istnieje trzecia droga. Czasami wygląda, jak zdobywanie miłości, czasami, jak trzymanie pod butem.
— Przechodzenie od jednej skrajności do drugiej? Ludzie nie poszliby za władcą, który nie ma określonego oblicza.
— Nie. Ta metoda nie polega na miotaniu się między dwoma drogami. Jest bardzo prosta. Jest to droga wielkoduszności. Wielkości serca.
— To dla mnie puste słowa. Jedna z cnót głównych, ale nawet księża nie wiedzą, co naprawdę oznacza.
— Oznacza taką miłość do poddanych, że w imię ich dobra władca gotów jest poświęcić wszystko — własne życie, rodzinę, szczęście. I wtedy od nich można oczekiwać tego samego.
Oruc przyjrzał się jej chłodno.
— Powtarzasz słowa, których nauczyłaś się na pamięć.
— Tak — przyznała. — Ale będę cię obserwować, mój heptarcho, i zobaczę, czy tak właśnie rządzisz.
— Wielkoduszność. Poświęcenie. Co ty myślisz, że ja jestem Kristosem?
— Myślę, że jesteś moim heptarchą i zawsze będę wobec ciebie lojalna.
— A wobec moich dzieci? — zapytał Oruc. — Czy to również przyrzekniesz?
Pochyliła głowę.
— Mój panie, dla ciebie jestem gotowa umrzeć za twoje dzieci.
— Wiem. Dowiodłaś tego w bardzo teatralny sposób. Ale ja jestem mądrzejszy od ciebie. Jesteś lojalna wobec mnie, gdyż tego nauczył cię twój ojciec, a on jest lojalny, ponieważ kocha Korfu równie mocno, jak ja. Twój ojciec jest bardzo mądrym człowiekiem. Ostatnim z Mądrych, jak sądzę. Nie został wezwany do Spękanej Skały prawdopodobnie dlatego, że ma w sobie krew Kapitana Statku. Lecz kiedy umrze, a jest przecież bardzo starym człowiekiem — już teraz widzę na jego twarzy cień śmierci — kiedy umrze, jak wtedy będę mógł ci zaufać?
Strażnicy, po których posłał, czekali przy drzwiach. Skinął na nich dłonią. — Zabierzcie ją do lekarza, niech zdejmie te robaki. A potem oddajcie ją pod opiekę niewolnika jej ojca, Angela. Czeka w ogrodzie. — Oruc odwrócił się do Patience. — Czeka tak od kilku dni, nawet nie drgnie. Bardzo oddany służący. I jeszcze jedno. Kazałem wybić medal na twoją cześć. Każdy członek Czternastu Rodzin będzie go nosił w tym tygodniu, a także burmistrz i członkowie rady Heptam. Doskonale poradziłaś sobie z księciem Tassalian. Bezbłędnie. Będę korzystał z twoich talentów. — Uśmiechnął się niewesoło. — Wszystkich twoich talentów.
Taki był jej końcowy egzamin i zdała go. Powierzy jej zadania dyplomatyczne, mimo że była bardzo młoda. Miała mu również służyć jako morderczyni. Od tego dnia będzie wyczekiwać na nocne pukanie do drzwi posłańca od króla Oruca. Potem, tak jak to robił jej ojciec, przeczyta wiadomość, z której dowie się, kto ma zginąć. Następnie spali kartkę i rozetrze popiół na najdrobniejszy proszek. A wreszcie zabije.