Выбрать главу

Czekała. Wokół nie było nikogo, wszyscy służący odeszli. Otaczał; ją przez całe życie, przyglądając się, nasłuchując, szpiegując. Gdyby miała choć cień nadziei, że Oruc pozwoli jej żyć, nieobecność służb, rozwiałaby ją. Nie chciał świadków, szczególnie takich, których za wodem było sprzedawanie informacji.

Rozległo się pukanie do drzwi. Na pewno przyszli ją zabić.

Był to jeden z morderców króla. Przeprosił ją i pokazał papiery eksmisji.

— Ten dom należał do królewskiego niewolnika, lady Patience — powiedział — a teraz niewolnik ten nie żyje. — Stanął za nią, odgradzając ją od pozostałych pomieszczeń. Nie wolno jej nic stąd zabrać, wyjaśnił. Oczywiście wiedzieli, że właśnie tak to się odbędzie. Angel już jakiś czas temu zabrał ze sobą wszystko, co było dla nich ważne. Patience otrzyma swe rzeczy z powrotem, kiedy opuści pałac i dołączy do niego.

Uśmiechnęła się wdzięcznie i ruszyła powoli w stronę drzwi. Mordercy nie zdradził żaden dźwięk. Ani nawet cień. Może usłyszała krok na kamiennej posadzce albo poczuła ruch powietrza we włosach. Wiedziała, choć nie umiałaby powiedzieć skąd, że w tej właśnie chwili będzie próbował ją zabić. Przeniosła ciężar ciała na prawo, obróciła się i uderzyła. Morderca właśnie wznosił sztylet do pchnięcia. Jego twarz zdążyła się wykrzywić w grymasie zaskoczenia, kiedy stopą strzaskała mu kolana.

Jęknął z bólu i wypuścił z rąk sztylet. To ma być zabójca, pomyślała lekceważąco. Czy naprawdę król Oruc myśli, że ktoś taki zdoła zabić córkę lorda Peace? Nie musiała nawet walczyć. Zostawiła sztylet w jego lewym oku.

Dopiero gdy zobaczyła zabójcę leżącego na podłodze ze sztyletem sterczącym niby śmieszna ozdoba, uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w życiu postąpiła niezgodnie z wolą króla. Okazało się to zadziwiająco łatwe. Pokrzyżowanie planów Oruca sprawiło jej więcej radości niż służenie mu. Królu, popełniłeś głupi błąd nie przekazując mi stanowiska ojca. Niewątpliwie mam smykałkę do tej pracy. Teraz będę działała przeciwko tobie.

Ale przywołała się do porządku, mówiąc sobie, że nie jest jeszcze wrogiem króla, choć on zdecydował się być jej nieprzyjacielem. Służyła królewskiemu dworowi, więc nie uczyni nic, by osłabić królewską władzę, chyba że przyniosłoby to krajowi pożytek.

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Spodziewała się, że na zewnątrz zobaczy wielu żołnierzy. Ale nie, było ich tylko kilku. Król nie spodziewał się przecież, że ona żyje, a może bał się sprzymierzeńców starej dynastii. Jeśli zachowa spokój, uda jej się przemknąć. Nie, nie spokój. Musi wyglądać na nieutuloną w żalu.

Opuszczała swe komnaty zalana łzami. Był to płacz, którego ojciec kazał jej się nauczyć, cichy kobiecy szloch, wywołujący u mężczyzn współczucie. Czuli się wtedy silniejsi i bardziej opiekuńczy.

— Cholerny wstyd — usłyszała szept jednego z żołnierzy.

Wiedziała, co oni wszyscy myślą: to Patience powinna być heptarchinią. Powinna mieszkać na heptarszym dworze, a teraz Oruc nie pozwala jej zostać nawet na Królewskim Wzgórzu. Sama Patience uważała, że będzie miała szczęście, jeśli zdoła przeżyć do rana.

Angel kazał jej udać się natychmiast po zamachu w Aleję Admiralicji. Opracowali trzy różne plany ucieczki. Nie zamierzała zastosować się do żadnego z nich. Znała przynajmniej tyle samo sposobów wydostania się z Królewskiego Wzgórza, co on. Jako dziecko, wiecznie zamknięta za murami królewskich kwater, poznała je jak własną kieszeń. Nie miały przed nią tajemnic podziemne przejścia ani miejsca, gdzie można się było wdrapać na mury i przejść po dachach budynków. Wprawdzie była teraz za duża, by korzystać ze wszystkich, wiele jednak pozostało nadal użytecznych. Poza tym nie zamierzała opuścić Królewskiego Wzgórza przed przeprowadzeniem rozmowy z głową ojca. Zawsze był taki niedostępny i niedosiężny. Teraz dopiero miała nadzieję poznać kilka jego sekretów. Wreszcie lord Peace porozmawia z nią, jak nie rozmawiał nigdy za życia.

Patience musiała tylko przejść przez tereny Królewskiego Lasu. Ziemia była miękka, więc ślady stóp mogłyby się wyraźnie odcisnąć. Poradziła sobie z tym, przechodząc z gałęzi na gałąź. Rosły tu olbrzymie stare drzewa pamiętające jeszcze czasy, kiedy jej prapradziadek zasiadał na heptarszym dworze, a Czternaście Rodzin obiecywało mu służyć po wsze czasy. Teraz liście tych samych drzew dawały jej ochronę, a gałęzie prowadziły do muru ograniczającego las od południa. Nikt nie podąży za jej krokami stawianymi w powietrzu.

Zatrzymała się na chwilę przy rozwidleniu i ściągnęła kobiece ubranie. Pod suknią miała przykrótkie spodnie i długą koszulę, ubranie chłopców z ludu. Była już właściwie zbyt duża do odgrywania tej roli, bo młodzicy jej wzrostu chętniej wkładali długie spodnie lub suknie. Ale przynajmniej piersi nie zdradzały jej jeszcze, no i ojciec zachował się na tyle łaskawie, że nie umarł, kiedy miała swój czas w miesiącu. Ubrudziła sobie twarz i ściągnęła perukę, mierzwiąc krótkie włosy. Zdecydowała się zatrzymać perukę — znakomicie imitowała jej prawdziwe włosy. Drugiej takiej łatwo nie znajdzie. Wsunęła ją więc do torby. Suknię wcisnęła w rozwidlenie gałęzi. Oczywiście ze względu na żałobę strój był czarny, nie tak łatwo będzie go dostrzec z ziemi.

Kiedy dotarła do muru i zeskoczyła z niego po stronie Alei Spichlerzowej, zapadał już zmierzch. Nikt jej nie spostrzegł. Przywłaszczyła sobie jeden z wózków na towary i ciągnęła go za linę w stronę Spiżarni. Po latach ćwiczeń z Angelem naprawdę ruszała się jak chłopak. Nikt nie zatrzymał na niej dłużej wzroku. Nie miała żadnych kłopotów z zostawieniem wózka, kiedy skręciła ku dworowi niewolników złożyć swe uszanowanie zmarłym. Wielu służących tak właśnie postępowało. Gdyby ktoś przyjrzał się jej z bliska, na pewno by ją rozpoznał. Twarz córki lorda Peace była znana na Królewskim Wzgórzu. Ale, jak zawsze powtarzał jej Angel, prawdziwe przebranie polegało na wcieleniu się w postać nie przyciągającą ciekawskich spojrzeń, której ubiór, sposób poruszania się, flejtuchowatość i pospolitość nie budziły zainteresowania.

Przy drzwiach nie widać było strażnika. Rzadko tutaj stał, a i wtedy nie sprawiłby prawdopodobnie kłopotu. Niedowidział.

Spacerowała pomiędzy półkami, na których stały słoje z głowami. Spędziła w tym miejscu sporo czasu, poznawała większość zmarłych po twarzach, z wieloma z nich rozmawiała. Od dawna nieżywi ministrowie od dawna nieżywych królów, którzy kiedyś dzierżyli ogromną władzę lub wpływali na ważne decyzje albo reprezentowali swych władców na zagranicznych dworach. Oczy większości z nich zazwyczaj były zamknięte, ponieważ niewielu zmarłych czerpie przyjemność z towarzystwa żywych. Zamiast tego woleli śnić i wspominać, wspominać i śnić, rozpamiętywać wszystko, co przeżywali i widzieli za życia. Tylko kilku zauważyło, jak przechodziła, i jeśli nawet któryś wykrzesał w sobie dość zaciekawienia, to i tak nie mógł odwrócić głowy, by zobaczyć, gdzie zmierza.

Nie spodziewała się, oczywiście, zobaczyć ojca ani tutaj, ani na górze, pośród faworytów. Na to było jeszcze zbyt wcześnie — najpierw głowa musiała przejść trening. Poza tym należało złamać jej wolę, aby wypełniała tylko i wyłącznie polecenia króla. Patience skierowała swe kroki do miejsca pod schodami, gdzie brakowało jednej drewnianej łopatki przy wentylatorze, napędzającym do środka gorące powietrze. Na dworze było bardzo ciepło i w żadnym piecu nie napalono. W kamiennym przejściu powietrze było chłodne. Przesunęła się w dół. Kiedy nie mogła już zejść niżej, musiała skręcić — w lewo? — tak, w lewo, i czołgać się, aż dotarła do podłogi z drewnianej kraty. Pod nią panowała ciemność. To znaczyło, że nie zabrali się za ojca.