— Próbujesz mnie zranić, ale nie trać na to czasu. Nic już nie może mnie dotknąć.
— Czy kiedykolwiek mnie kochałeś?
— Nie pamiętam. Jeśli nawet tak, na pewno już teraz cię nie kocham. Jedyne, czego pragnę, to po wsze czasy wypróżniać mój pęcherz. Chętnie wymieniłbym własną córkę na porządną prostatę.
Znalazła zapałki w miejscu, gdzie je odłożył strażnik, i zapaliła jedną lampę. Oczy ojca zamrugały, oślepione światłem. Uśmiechnęła się do niego.
— Opowiesz wszystko Orucowi, ale najpierw opowiesz mnie. Przez całe moje życie coś przede mną ukrywałeś. Ale już nigdy więcej tego nie zrobisz.
— Nie musisz poznawać żadnych sekretów. Dowiedziałaś się już wszystkiego. Zadbałem o to. Myślałem, że jesteś wystarczająco inteligentna i domyślisz się, iż każde słowo, które słyszysz od Angela, padło najpierw z moich ust.
— Powiedział mi, że bez wahania zgodziłbyś się na moją śmierć, jeśliby to miało służyć interesom królewskiego dworu.
— Wolałabyś, żebym uważał inaczej? Powinienem przedkładać twoje życie nad cały świat? Czyżbyś była egomaniakalnym potworem?
— Jestem człowiekiem — odparła.
— To najgorsza odmiana potworów — rzekł. — Wszyscy jesteśmy potworami, żyjemy w całkowitym odosobnieniu i wysyłamy słowa jak ambasadorów błagając o daninę, o uwielbienie. Kochaj mnie, kochaj mnie. A wtedy słowa wracają. „Kocham cię, uwielbiam cię. Jesteś potężny i dobry”. Potwory zaczynają wątpić, ponieważ dobrze wiedzą, że to kłamstwa. „Udowodnij to — mówią. — Bądź posłuszny, oddaj mi władzę”. A im bardziej jest się posłusznym, tym ich głód władzy rośnie. „Skąd mam wiedzieć, że nie manipulujesz mną? — krzyczy potwór. — Jeśli mnie kochasz, umrzyj za mnie, zabij za mnie, oddaj mi wszystko, a sobie nie zostaw nic!”
— Jeśli ludzie są takimi potworami, po co poświęcać się dla nich?
— Ponieważ są pięknymi potworami — wyszeptał. — I kiedy żyją w pajęczynie uplecionej z pokoju i nadziei, kiedy ufają światu i spełniają się ich najgłębsze pragnienia, wtedy rodzi się radość. I po to żyjemy, by spleść ludzkie życia, zniszczyć lęki i stworzyć piękno.
— To równie mistyczne, jak wszystkie ple-ple księży.
— Bo to jest ple-ple księży.
— Poświęciłeś władzę, uczyniłeś z nas obcych sobie ludzi i wszystko to dla jakiegoś niewidzialnego, nie istniejącego związku między ludźmi, których nigdy nie spotkałeś. — Starała się, by usłyszał w jej głosie pogardę.
— Masz piętnaście lat. Nic jeszcze nie wiesz. Odejdź.
— Wiem, że twoje życie było oszustwem.
— A gdy zrzuciłem przebranie i powiedziałem ci, po co żyłem, ty szydzisz ze mnie. Paplanina księży? Czy myślisz, że jeśli coś jest niewidoczne, to tego nie ma? Pomiędzy najmniejszymi cząsteczkami materii jest tylko pusta przestrzeń. Jedynym, co je łączy, jest ich zachowanie, oddziaływanie na siebie, a przecież z tych pustych, niewidzialnych połączeń zbudowany jest wszechświat. W większości pusty, połączony niedostrzegalną pajęczyną. Ale jeśli nawet na mgnienie chwili pajęczyna zerwie się, wszystko przestanie istnieć. Czy myślisz, że z nami jest inaczej? Czy uważasz, że twoje istnienie nie zależy od powiązań z innymi ludźmi? Czy myślisz, że możesz służyć swoim własnym interesom, nie służąc jednocześnie innym? Jeśli tak, to powinienem był cię zabić, kiedy leżałaś w kołysce. Bo nie możesz być heptarchinią.
Dostrzegła na jego twarzy ten sam ogień, który rozpalał Prekeptora. Ojciec także był wyznawcą. Ale nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek mógł złożyć siebie w ofierze w imię tej wiary.
— Czy to właśnie skrywałeś przede mną przez te wszystkie lata? To właśnie usłyszałabym, gdybyś mógł spędzić ze mną choć jeden moment sam na sam? Czy na to czekałam całe życie? — Nauczył jej, czego może dokonać wzgarda. Użyła jej teraz. — Tyle mogłam się dowiedzieć od byle nauczyciela ze Szkoły.
Na jego twarzy pojawił się znowu wyraz leniwej pogody, który przybierał zawsze, kiedy chciał ukryć uczucia.
— Jeśli się stąd natychmiast nie wyniesiesz, pojawi się Oruc ze swymi ludźmi i najprawdopodobniej spędzisz wraz ze swym ukochanym ojcem następne tysiąc lat, wysysana przez szyjki w tej wazie na zupę — Nie lubię cię na tyle, by pożądać twego towarzystwa. Kiedyś myślałem, że jesteś dobrze wychowanym dzieckiem, ale teraz widzę tylko myślącego o sobie bachora.
— Nie odejdę — powiedziała. — Pewne sprawy muszą być wyjaśnione. Od tego zależy moje przetrwanie.
— Od dziecka uczyłem cię sposobów przeżycia. Dasz sobie radę. Odejdź.
— Czego najbardziej się lękasz?
Jego twarz wyrażała kpiące oddanie.
— Że umrzesz. Robiłem wszystko, by zachować cię przy życiu. Jak myślisz, czemu tak wiernie służyłem synowi uzurpatora? Bo trzymał ciebie jako zakładniczkę.
Chciał, by uznała te słowa za kłamliwe. Ale przecież widziała, że czerwie nie dręczą go. Więc mówił prawdę. Ale nie chciał, by o tym wiedziała. Zadała kolejne pytanie, na które odpowiedź wiele by wyjaśniła.
— Dlaczego obawiałeś się mojej śmierci?
— Z miłości do ciebie. Kiedy żyłem, kochałem cię. Pamiętam to jeszcze, jak przez mgłę.
Teraz kłamał. Dostrzegła drżenie jego ust. Czerwie torturowały go, a on nie potrafił ukryć udręki. Więc bał się o nią nie dlatego, że ją kochał. Dlaczego zatem? Zastanawiając się nad tym, wróciła myślą do wczesnego dzieciństwa, do nocy, która potem wielokrotnie nawiedzała ją w sennych koszmarach. Dziwny wyraz jego twarzy przypomniał jej tę chwilę.
— Tamtej nocy okłamałeś mnie — powiedziała. — Teraz to widzę, okłamałeś mnie.
— Której nocy?
— Co ukryłeś przede mną, ojcze, kiedy przynieśli ciało mamy w siedmiu sakwach?
— Pamiętasz to?
— Z jakiegoś powodu wydarzenie to utkwiło w mojej pamięci.
— Ja nic nie pamiętam — odparł zdziwiony.
— Teraz pamiętasz wyraźniej niż kiedykolwiek.
— Boże, dopomóż mi przypomnieć sobie jakąś noc, a potem okaż łaskę, odsuń ode mnie to koło tortur i pozwól mi umrzeć.
— Tej nocy otworzyłeś pierwszą sakwę i kiedy ujrzałeś, co w niej jest, krzyknąłeś: „Nie pójdę. Nigdy jej nie dostaniesz, moja córka nie znajdzie się w twojej władzy!” Do kogo krzyczałeś? Co tak bardzo cię przeraziło? Drżałeś, mój ojcze. Nigdy nie widziałam cię w takim stanie ani przedtem, ani potem.
— Bałem się króla Oruca, to oczywiste.
— Nigdy się go nie bałeś. A kłamstwa na nic ci się zdadzą. Czerwie nie próżnują, prawda?
Nagle zmienił taktykę. Uśmiechnął się kwaśno.
— Nawet strażnik głów okazał mi odrobinę litości — powiedział. — Teraz czuję się tak, jakbym cierpiał na obstrukcję od dobrego miesiąca i był tuż przed atakiem biegunki. Trudno sobie wyobrazić, jak złym smakiem odznaczają się czerwie.
— Odpowiedz mi, to odczujesz ulgę.
— Bałem się wezwania do Spękanej Skały — powiedział lekkim tonem, jakby jego słowa nie miały znaczenia. — Krzyczałem do tego, kto mnie wzywał, ktokolwiek to był.
— A któż to mógł być, jak nie król geblingów? — spytała Patience.
— Och, a więc myślisz, że rozwiązałaś zagadkę?
— Angel powiedział mi, że królowie geblingów potrafili kierować swymi ludźmi bez słów. Telepatycznie.
— A czy Angel powiedział ci także, że nie potrafili nigdy wejść w umysł ludzki? Jesteśmy głusi na ich krzyk.
— Zew Spękanej Skały. Jeśli nie pochodził od geblingów, to od kogo i dlaczego przejmował cię takim lękiem?