— Czy ona ma zamiar nas wciągać? — zapytała Patience.
— Wziąłem ze sobą nieco bagażu — wyjaśnił Angel. Patience rozpoznała niewielki kufer. Oczywiście. Jej rzeczy mógł gdzieś schować, ale nigdy na długo nie tracił z pola widzenia swej skrzynki. Wiedziała, że trzyma w niej warsztat charakteryzatora, ale także inne przedmioty, których nikomu nigdy nie pokazywał.
Skrzynia uniosła się szybko do domu i Angel popchnął Patience w kierunku drabiny.
Konstrukcja lekko kołysała się, kiedy ktoś przechodził z jednego końca na drugi. Dla ludzi żyjących na wodzie to bujanie mogło być nawet przyjemne, ale Patience raczej przeszkadzało. Przypominało jej nieustanne trzęsienie ziemi. Zwłaszcza gdy poruszała się Sken, której potężna masa wprawiała budynek w silne chybotanie. Kobieta w ogóle na to nie zwracała uwagi, więc Patience udawała, że również jej to nie wadzi.
— Przykro mi, że nie spotkałam się z tobą o umówionym czasie — zwróciła się do Angela. — Musiałam zadać kilka pytań ojcu. Pytań, na które mógł odpowiedzieć dopiero po śmierci.
— Tego się domyśliłem — odparł. — Powiedz mi, gdzie zostawiłaś głowę po skończonej rozmowie?
— Oruc wystarczająco wykorzystał go za życia — odpowiedziała. — Teraz już nie będzie miał z niego pożytku.
— Zabiłaś głowę swego ojca? — Sken była przerażona.
— Zamknij się i przygotuj nam posiłek — powiedział cicho Angel.
Sken poczerwieniała, ale poszła wykonać polecenie.
— Poprosił mnie o to — wyjaśniła Patience.
— Każdy przy zdrowych zmysłach by tak zrobił — stwierdził Angel. — Samo to, że potrafimy utrzymywać głowy przy życiu, nie oznacza, iż powinniśmy to robić. Jeszcze jedna obrzydliwość, za którą będziemy musieli któregoś dnia zapłacić.
— Bogu? Nie sądzę, by obchodziło go to, co robimy z naszymi głowami.
Sken nie potrafiła utrzymać języka za zębami.
— Gdybym wiedziała, że jesteście bluźniercami, leżelibyście teraz na dnie rzeki.
Tym razem odpowiedziała jej Patience.
— A gdybym ja wiedziała, że nie potrafisz milczeć, zostawiłabym twoją głowę w kajucie.
— Wzięłaś ze sobą pętlę? — Angel uśmiechnął się.
— Użyłam jej dwa razy. Nie byłam zbyt delikatna.
— To pewne — mruknęła Sken.
— No dobrze, więc co powiedział ci ojciec?
Patience spojrzała chłodno na nauczyciela.
— To, co podobno miałam usłyszeć od ciebie.
— To znaczy?
— Ty mi powiedz, a ja porównam obie wersje.
— Patience, znam więcej sztuczek, niż zdołałem ciebie nauczyć. Jeśli wyjawisz mi sekrety, które ojciec ci przekazał, nie będę cię musiał oszukiwać przez następne trzydzieści lat.
— Czy wiedziałeś, jak umarła moja matka? — zapytała Patience.
Angel skrzywił się.
— Widzę, że nie zadawałaś mu łatwych pytań.
— Załamał się już po dwóch godzinach. Myślałam, że jest silniejszy.
— Był silniejszy niż ktokolwiek inny.
— Jęczał i zawodził, a kiedy czerwie dręczyły go dalej, zaczął nawet płakać.
— Oczywiście. — Angel skinął posępnie głową.
— Co ma znaczyć to oczywiście? On nauczył mnie wytrzymałości i ukrywania emocji, a sam…
Zamilkła, czując się jakoś głupio.
— Tak? — zapytał Angel.
— A on okazywał emocje i ja mu wierzyłam.
— Aha. Więc może były to emocje, których wcale nie czuł.
— Nie udało mu się okłamać mnie. Widziałam, kiedy próbuje mnie oszukać, a kiedy mówi prawdę. Nie mógł wszystkiego ukryć. A może?
— Nie. Przypuszczam, że wyznał ci prawdę. Co opowiedział ci poza tym, że przyznał się do zadania śmierci twojej matce?
— Czy to mało?
— A proroctwo?
— Już wcześniej usłyszałam o nim co nieco. Powiedział, co Kapitan Statku wystukał lewą ręką.
— Aha.
— Angelu, wiem gdzie chcę teraz pójść.
— Twój ojciec pozostawił mi dokładne instrukcje.
— Mój ojciec nie żyje i teraz należysz do mnie.
— To znaczy, że on jest twoim niewolnikiem? — wtrąciła Sken zdziwiona. — Słuchałam poleceń niewolnika?
— Jestem niewolnikiem królewskiego niewolnika. To stawia mnie tak wysoko ponad tobą, że niegodna jesteś wdychać moich pierdnięć. Czy wreszcie zamkniesz się, kobieto?
Właściwie, pomyślała Patience, teraz ja jestem heptarchinią. Więc ty, Angelu, jesteś królewskim niewolnikiem. Jedynym niewolnikiem heptarchini. To zapewnia ci zupełnie wyjątkową pozycję.
— Gdzie więc chcesz pójść? — zapytał Angel.
— Do Spękanej Skały — odparła Patience.
Angel był wyraźnie wstrząśnięty, ale odpowiedział z humorem:
— Pewne jak dwa razy dwa jest cztery, że dziewczyna zwariowała.
Sken aż podskoczyła z wrażenia.
— Dziewczyna! Dziewczyna? To kanciaste chłopaczysko miałoby być istotą rodzaju żeńskiego? Noszenie męskich strojów jest obrazą dla kobiety, podobnie jak dla mężczyzny kobiece szaty…
— Czy mam ją zabić, byśmy mogli mieć wreszcie kilka chwil spokoju? — zapytał Angel.
Sken zamilkła w jednej chwili i zaczęła wyciągać chleb z sakw i wrzucać do wody pachnące ziołami kiełbaski.
— Dziecko — powiedział Angel — to jedyne miejsce, do którego nie wolno ci nigdy pójść.
— Na pewno — odparła. — Ale jest też jedynym miejscem, gdzie muszę iść. Po to się właśnie urodziłam, nie rozumiesz?
— Przyszłaś na świat, bo masz przed sobą ważniejsze zadanie niż wypełnianie jakiegoś idiotycznego proroctwa.
— W jaki sposób mnie powstrzymasz? Zabijesz mnie? To jedyny sposób.
— Dotknął cię zew Spękanej Skały. Dlatego tak bardzo chcesz tam pójść. W ten sposób się zawsze objawiał, szaloną irracjonalną determinacją, której nic nie mogło zachwiać.
— Myślisz, że tego nie wiem?
Angel zastanawiał się przez moment.
— A więc uważasz, że okażesz się silniejsza niż to, co tam znajdziesz.
— Myślę, że jeśli zew potrafił wezwać najmądrzejszych z mądrych i skłonić moją matkę, by chciała złożyć w ofierze córkę, to ktoś musi wreszcie temu położyć kres. Dlaczego nie ja? Czy proroctwo nie głosi, że ludzkość zostanie odnowiona?
— Kiedy przyjdzie Kristos — szepnęła Sken.
— Prorocy opowiadali o swoich wizjach, które coś podsuwało ich umysłom — powiedział Angel. — To mogą być kłamstwa, mające cię tam zwabić.
— W takim razie zostałam omamiona. Jeśli jesteś taki mądry, Angelu, dlaczego nigdy nie słyszałeś wezwania ze Spękanej Skały?
Wydało się, że twarz Angela zastygła nagle w lodową maskę. Zawsze potrafiła mu dopiec do żywego.
— Nikt nigdy nie dowiódł, że wszyscy Mądrzy usłyszeli zew.
Nie było potrzeby mocniej go ranić. Użyła dyplomatycznej sztuczki wobec człowieka, którego uczciwej rady będzie potrzebować jeszcze wiele razy. Więc uśmiechnęła się i dotknęła jego dłoni.
— Angelu, poświęciłeś życie, by uczynić mnie tak mądrą i niebezpieczną, jak jest to w ogóle możliwe. Kiedy nadejdzie taki moment, że będę lepiej przygotowana niż teraz? Gdy ty zestarzejesz się i nie dasz rady mi towarzyszyć? Albo kiedy zakocham się w jakimś nicponiu i zajmę trójką dzieci, które on mi zrobi?
— Może na to, co cię tam czeka, nigdy nie będziesz gotowa?
— A może jestem gotowa już teraz, kiedy potrafię zaryzykować swoje życie? Gdy straciłam po raz pierwszy ojca, a kolejny matkę? Gdy jestem gotowa zabijać, bo płonie we mnie ogień zemsty za to, co skradziono mnie, memu ojcu i mojej matce? Teraz właśnie jest czas, by zmierzyć się z tym, co mnie czeka. Cokolwiek to jest. Z tobą lub bez ciebie, Angelu. Ale lepiej z tobą.