— Dlaczego pozwoliłaś im zostać, skoro cię obrazili?
— Dziewczyna — odparła Reck. — Nie powiesz mi, że nie czujesz, jak ona działa na Nieglizdawca.
Ruin podszedł do ubranej w chłopięcy strój dziewczyny, siedzącej w rogu pokoju. O tak, on też to czuł, jak dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Kiedy stał koło niej, Nieglizdawiec nie odpychał go. Wręcz przeciwnie, przyzywał. Czegoś takiego Ruin nie czuł nigdy przedtem, chociaż o tym słyszał: zew Spękanej Skały. Było to niezwykle silne uczucie, jak obietnica fizycznej rozkoszy, jak miłość matki do dziecka. Ruin klęknął i przysunął twarz do twarzy dziewczyny. Nie zwrócił uwagi, że odwróciła głowę, i zignorował ruch jej ręki w kierunku włosów.
Siedząca tuż przy ogniu gruba kobieta krzyknęła:
— Trzymajcie to plugawe zwierzę z daleka od niej albo sama je zaraz zabiję.
— Spokojnie — szepnęła dziewczyna. — On powinien bardziej się obawiać mnie niż ja jego. — Ruin poczuł jej oddech na swym policzku, wydało mu się, że jest to ciepła bryza, wiejąca od Spękanej Skały, która po raz pierwszy w życiu przywoływała go.
Usłyszał mamrotanie grubej kobiety:
— Nagi gebling, zbliżający się do dziewczyny! Były czasy, kiedy geblingi znały swoje miejsce.
— Co mruczy ta śmierdząca kupa gnoju?
Reck przywołała go do porządku.
— Tłusta kobieta, która tak kocha geblingi, to Sken — powiedziała — A umierający mężczyzna nazywa się Angel.
Ruin odsunął się od dziewczyny. Sprawiło mu to prawie fizyczny ból, ponieważ poczuł, jak słabnie zew Spękanej Skały. Choć, nawet gdy znalazł się kawałek dalej, zew nie stracił całej swej siły, a przynajmniej równoważył stałą obecność nienawiści Nieglizdawca. Ruin do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak wielką część jego drugiego umysłu wykorzystuje nieprzyjaciel. Kiedy teraz badał ranę, zrozumienie przyszło tak szybko, że prawie mógł — niezupełnie, ale prawie — wyrazić je w słowach i wyjaśnić samemu sobie. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, kim mógłby się stać, gdyby Nieglizdawiec przestał istnieć.
Angel był nieprzytomny. Ruin nie musiał tracić czasu na usypianie go. Spróbował krwi, która przez cały czas sączyła się z rany. Znał tę truciznę, pochodziła z ziół rosnących w lesie. Rabusiowie byli z siebie ogromnie dumni, że potrafili ją wytwarzać. Znacznie bardziej martwiła go sama strzała. Spowodowała rozległe uszkodzenia, które powiększą się w czasie wyciągania. Przełyku nie da się tak łatwo wyleczyć i człowiek może umrzeć z głodu, zanim zdoła cokolwiek przełknąć.
— Muszę go ciąć powiedział Ruin w geblic. — Żeby go uleczyć od wewnątrz. Powiedz to ludziom. Znał wystarczające agarant i sam potrafiłby wyjaśnić, co zamierzał zrobić, ale tego typu kontakty pozostawiał Reck. On wolał porozumiewać się ze zwierzętami, które nie uważały się za istoty inteligentne.
W czasie gdy Reck tłumaczył słowa Ruina, on znalazł już zarodki grzyba, stanowiącego antidotum na truciznę. Wybrał cienki, mosiężny nóż ze swego pudła z narzędziami i delikatnie wyrwał długie, ładne pasmo drutowca z uprawy na oknie. Ziemię tak przygotował, by nie było w niej ani odrobiny metali, więc roślina po jakimś czasie rozpuści się wewnątrz ciała nie pozostawiając żadnych śladów. Położył ostrze i źdźbło drutowca na języku wraz ze specjalnym korzeniem, służącym do sterylizacji. Następnie zdecydowanym, szybkim ruchem naciął głęboko szyję mężczyzny, wokół strzały. Potem zagłębił język w zarodkach grzyba i wsunął go w nacięcie. Zarodki w kilka minut wykonają swoją robotę, pożywią się trucizną i wytworzą związek, który przyspieszy krzepnięcie.
Podczas oczekiwania na rezultat zabiegu Ruin rozmawiał z Reck, oczywiście w geblic, by ludzie ich nie rozumieli.
— Kim jest ta dziewczyna i dlaczego Nieglizdawiec ją wzywa?
— Skąd mogę wiedzieć? — odparła Reck.
Przecież wiesz wszystko na temat glizdawców. Ona jest za młoda, nie może być jedną z Mądrych.
— Chyba że jest mądra ponad swój wiek. Wydaje się bardziej niebezpieczna, niż na to wygląda. Nie boi się niczego. Nic nie mówi, ale przypuszczam, że to ona zabiła większość ludzi Druciarza.
— Gołymi rękami?
— Wiesz, że Nieglizdawiec pragnie pewnej ludzkiej kobiety. Czuwający powtarzają przepowiednię, w której siódma siódma siódma córka…
— Nie obchodzą mnie ludzie ani tym bardziej ich religie.
— Siódma siódma siódma córka urodziła się piętnaście lat temu ze zdetronizowanego heptarchy Korfu, który powinien rządzić całym światem, Ta dziewczyna jest w jej wieku.
— Trudno uwierzyć, że idąc do Spękanej Skały, wybrała właśnie drogę, wiodąca obok naszego domu.
Zarodki wykonały swe zadanie. Ruin złapał za brzeszczot i wyszarpnął strzałę. Mężczyzna krzyknął przez sen. Popłynęło więcej krwi, ale zarodki dzielnie wykonywały dalej swoją pracę. Ruin zgiął palec w kształt haka i złapał nim postrzępiony przełyk i wyciągnął go na wierzch. Potem zręcznie dokonał cięć usuwając postrzępione brzegi.
Kiedy zszywał ranę zerwanym wcześniej źdźbłem drutowca, powiedział do Reck, ciągle używając geblic:
— Nieważne, czy jest właśnie tą, o którą chodzi w przepowiedni, czy nie. Nie dotrze do Spękanej Skały bez nas.
— Ja nie mam tam żadnej sprawy do załatwienia — oświadczyła stanowczo Reck.
— Masz, podobnie jak ja — stwierdził Ruin. — On powstrzymuje nas przed powrotem.
— Tyle tylko, że ja nie usiłuję tam iść, więc nie wyrządza mi żadnej krzywdy. Ty też powinieneś zaniechać prób, Ruin. Jak myślisz, dlaczego nasza rodzina pozostała na wygnaniu przez tyle pokoleń, jeśli nie po to, żeby trzymać się z daleka od Spękanej Skały?
— Ależ to on chce trzymać nas jak najdalej od tego miejsca! To zmienia postać rzeczy. Dawniej zawsze wymagał, by król geblingów mieszkał wraz z nim.
— Więc dlatego mamy tam pójść, że nas nie chce? I tak będzie sprawował nad nami władzę, jak przez całe nasze życie.
— Dotąd zawsze, siostro, używał geblingów do niszczenia wszystkiego, co zbudowali ludzie. Nie miał tyle sił, by rządzić całym naszym narodem, ale potrafił kontrolować króla, a ten rozkazywał innym. Ale tym razem sprawa ma się inaczej. On stara się rozbić jedność geblingów. I dlatego musimy tam iść.
— Mamy przeciwstawić się naszym przodkom dla jakiejś wydumanej mrzonki?
— Przodek, który ułożył ten plan, ulegał wpływowi Nieglizdawca. Dlatego zdecydował się odejść ze Spękanej Skały. Nie możemy być pewni, czy tego pomysłu nie podsunął mu Nieglizdawiec.
— To jest błędne koło, bracie. Może wszystko, co robimy, jest zgodne z jego wolą?
— Widzisz? Musimy kierować się innymi pobudkami. I ja mam taki bodziec, kiedy nie czuję dyszenia Nieglizdawca na mojej twarzy i mogę wreszcie oddychać spokojnie. Czy Nieglizdawiec chce tego, czy nie, ona może nas do niego poprowadzić.
— Dopóki nie przestanie jej wzywać.
— Wszystko zależy od tego, czy jego pożądanie jest silniejsze niż strach przed nami.
— Jednak uwierzyłeś, że to ona.
— Może szczęście się do nas uśmiechnęło. — Ruin skończył pracę nad przełykiem. — Powiedz jej, że gardło wyleczy się w kilka dni. Będzie węższe niż przedtem. Stary człowiek musi dokładnie przeżuwać wszystko, co będzie jadł.
Reck odwróciła się i powtórzyła w agarant jego słowa podróżnym. Ruin zszywał teraz ranę zewnętrzną, tym razem używając zwykłej nici. Reck po chwili dotknęła jego ramienia.
— Czy zmieniłbyś swoje plany, gdyby dziewczyna je poznała?
— A jak mogłaby je poznać? — zapytał Ruin, urywając nić.