Выбрать главу

I to było wszystko.

— Nic nie powiedziałaś o geblingach — oznajmił triumfalnie Ruin. — Pytaliśmy cię o geblingi, ale nawet o nich nie wspomniałaś.

Heffiji odeszła trochę dalej. Oczywiście ruszyli za nią. Ale nie poprowadziła ich w kierunku schodów, lecz wyciągnęła kolejne papierzyska i znowu je rozłożyła. Były to cztery rysunki, wszystkie wykonane i podpisane jedną ręką. Na pierwszym widniał nagłówek: ludzkie molekuły genetyczne. Na trzech innych kolejno: molekuła ludzka w zapisie genetycznym geblingów, dwelfów i gauntów.

W każdym przypadku ludzki wzór genetyczny mieścił się w pojedynczej, długiej molekule, podobnie jak wzory pszenicy ziemskiej w genetycznej molekule roślin imaculatańskich.

Heffiji z trudem ukrywała rozradowanie.

— Nie wiedzieli! To ja poskładałam wszystko w całość, to ja wiedziałam, że obie odpowiedzi składają się na jedną. A kiedy zobaczyłam ludzi i geblingów razem, wiedziałam, że będą potrzebowali właśnie tej odpowiedzi. — Uśmiechnęła się szeroko. — Nakierowałam was. Podprowadziłam, byście zadali odpowiednie pytanie.

— To nieprawda! — krzyknął Ruin. — Nie jesteśmy nieudolnymi kopiami ludzi.

Machnął ręką, jakby chciał wytrącić latarnię z rąk Heffiji. Reck i Patience jednocześnie schwyciły go za ramię.

— Chcesz spalić dom? — zapytała Reck.

— My od początku mieszkaliśmy na tej planecie, a oni są intruzami. Nie pochodzimy od ludzi! Oni są uzurpatorami i chcą nam odebrać nasz świat!

— Masz rację, Ruin — odezwała się Patience spokojnie. — Nawet jeśli w części wywodzicie się od ludzi, to druga połowa jest stąd. Tutejsza przyroda wiedziała, że musi nas imitować, by przetrwać. Kimkolwiek byli wasi przodkowie, zanim ludzie zjawili się na Imaculacie, ich naturalną cechą było absorbowanie informacji i przystosowywanie się. To, kim staliście się dzisiaj, jest wypełnieniem wszystkiego, do czego dążyli wasi przodkowie, jeśli mieli pozostać sobą.

— A czym byliśmy wcześniej? — zapytała Reck. Nie spodziewała się odpowiedzi na to pytanie.

Ale znowu Heffiji ruszyła ze swą latarnią, tym razem w dół po schodach. Pozostało im tylko podążyć za nią. Biegła przez dom wołając:

— Ja wiem, ja wiem! Ja wiem, ja wiem!

Odnaleźli ją w pierwszym pokoju, gdzie znowu Will stał przy drzwiach, a Angel siedział na krześle przy ogniu. Heffiji trzymała wielką płachtę papieru, na której widniały cztery wersje tego samego rysunku. Powtarzała słowa wypisane na szczycie kartki: „Najbardziej prawdopodobna rekonstrukcja wielkich stworzeń znalezionych w osadach Żantyca i Chorzyca”.

Był to wizerunek wielkiego robaka, niby glisty, z pozostałościami skrzydeł, rozdzielających się jak palce geblinga, z głową proporcjonalnie małą jak u dwelfa i z ciałem tak długim i giętkim jak ciało gaunta. Brzuch zwierzęcia wyglądał na otwarty, jakby mu wyjęto część jelit.

Kiedy Heffiji wreszcie zamilkła, z miejsca przy ogniu odezwał się Angeclass="underline"

— Glizdawce. Pierwsi koloniści tak je nazwali, a potem je wybili, chociaż wszystko wskazywało, że stworzenia te żyją w stadach i grzebią swoich zmarłych. Były zbyt przerażające, budziły w ludziach strach. A teraz zanikły.

— Poza jednym — wtrąciła Patience. — To jest właśnie Nieglizdawiec, prawda? Ostatni z glizdawców.

— Niezupełnie — powiedział Ruin, który wyglądał na wykończonego i pokonanego. — Przecież to my, geblingi, tak go nazwaliśmy. Nie-glizdawiec. To nie jest glizdawiec. Nie był naszym ojcem, ale bratem. Nie pamiętaliśmy, że tak wygląda, nie pamiętaliśmy, kim były glizdawce. Ale teraz wszystko jest jasne. Tak jak z drugą generacją komara — komarzątka wybijały się wzajemnie, czekając na oblubienicę w postaci ziemskiego zboża. Do tego właśnie dąży Nieglizdawiec. Czeka na swoją oblubienicę.

— Siódma siódma siódma córka — mruknął Angel. — Mówiłem ci, byś tu nie przychodziła.

— Nowa ludzka rasa, która zastąpi starą — powiedziała Rock. — I zniszczy pozostałe — gaunty, dwelfy i geblingi.

— Dlaczego czekał tak długo? — zapytała Patience. — Komary załatwiły sprawę w dwa pokolenia. Dlaczego Nieglizdawiec czekał na mnie aż 343?

Heffiji spojrzała zakłopotana.

— Nie wiem, nie oczekuj ode mnie odpowiedzi na wszystko.

Rozdział 12

KAMIEŃ WŁADZY

Ruin starannie wygolił włosy Patience. Zaczął za uchem i doszedł prawie do środka głowy.

— Teraz będziesz musiała nosić swoją perukę — powiedział Angel. — Twoje nowe uczesanie może wzbudzać zbyt wiele zainteresowania.

Ruin przeżuł liść, a potem oblizał wygoloną powierzchnię szorstkim językiem. Ponakłuwał skórę igłą. Patience nie czuła bólu, tylko lekkie napięcie skóry. Nerwy zostały znieczulone.

— Mniejsza o fryzurę — odparła — bylebym tylko po tym pamiętała, że jestem dziewczyną — Nadrabiała miną, ale ku własnemu zdziwieniu usłyszała w swoim głosie lęk. — Czy w ogóle człowiekiem — dodała.

Reck dotknęła jej dłoni. Patience jak przez mgłę pamiętała, że jeszcze miesiąc temu musiałaby całą siłą woli powstrzymywać się, aby nie okazać wstrętu, jaki wzbudzało w niej dotknięcie geblinga. Teraz podziałało na nią kojąco. Uważaj, żebyś jej za bardzo nie polubiła, przestrzegła się w duchu. Strzeż się uczuć, one zawsze mogą cię zawieść.

— Patience — odezwała się Reck cichym głosem — to niedobrze, jeśli nie jesteś pewna, kim jesteś. Po włożeniu kryształu będziesz miała w swoim umyśle wspomnienia setek przedstawicieli dwóch ras. Niektóre okażą się bardzo natarczywe — szczególnie te, należące niegdyś do geblingów. Królowie geblingów zawsze byli bardzo silni.

— Wiem, kim jestem — wyszeptała Patience. Ale kłamała. Jeśli wiedziała, ukrywała to nawet przed sobą. Tę tajemnicę miała nadzieje kiedyś odkryć. Posiadanie kamienia ukaże ją taką, jaka była, zanim nauczyła się wszystkich ról. Gdyby wtedy okazało się, że nie pozostało w niej nic poza odgrywanymi rolami, kamień zwinie ją z powrotem i zabije wspomnieniami istnień, które dawno odeszły. Ale może gdzieś głęboko pod twarzami namalowanymi przez innych istnieje jej prawdziwe ja. Jeżeli wreszcie odnajdzie je, uratuje się.

Albo jestem kimś i będę żyła, albo jestem nikim i umrę.

Wiedziała, że teraz Ruin odcina kawałek skóry. Słysząc zgrzyt domyśliła się, że tnie kość jej czaszki, ale nic nie czuła, jakby głowa była z kamienia. Rzeźbił w kamieniu, jej głowa stawała się taka sama, jak te w słojach, które zebrane w wielkiej komnacie wpatrywały się w nią, pływając wśród szyjek i czerwi głównych. Zadrżała.

— Nie ruszaj się — szepnął Ruin.

Angel rozpoczął monotonny monolog, który miał ją uspokoić.

— Widzisz, Patience, informacje o Nieglizdawcu i pochodzeniu geblingów, dwelfów oraz gauntów najwyraźniej wcale nie zostały odkryte przez tego, który zostawił u Heffiji swoje odpowiedzi. Same przepowiednie, imię Nieglizdawca, tradycje wszystkich nieludzkich gatunków, świadczące, że podchodzą one od kogoś żyjącego na tej planecie przed człowiekiem, i wiara, że Nieglizdawiec jest ich bratem — wszystko to wskazuje, że informacje te odkryto już wcześniej, być może nawet wielokrotnie.

Ruin podważył kawałek kości czaszki. Usłyszała, jak odkładają na stole.

— Ale wiedza przychodzi i odchodzi. Na przykład jak przebiegło pierwsze spotkanie ludzi i geblingów? Czy geblingi od razu rozwinęły język? Społeczeństwo? Czy uczyli się tego wszystkiego od ludzi?