Na wspomnienie tej sceny z ust Patience dobył się krzyk, gdyż pamiętała smak i zapach krwi ojca, przerażenie, ale i podziw w oczach innych geblingów. Nie mogłam tego zrobić! Nigdy nie mogłabym czegoś takiego zrobić! — krzyczała ze wstrętem. A przecież do tego właśnie została przygotowana. Miała zabijać, by zdobywać władzę i usuwać ze swej drogi wszystko, co zagrażało jej zamierzeniom.
— Ona wpada w obłęd — odezwał się Angel.
— Dajcie jej czas na odnalezienie siebie — powiedziała Reck.
Ich głosy nie docierały do Patience. Ona widziała tylko rzekę krwi płynącą poprzez wieki. Morderstwa królów geblingów, morderstwa heptarchów. Wojny i skrytobójstwa, tortury i gwałty. Pamiętała wszystkie zbrodnie popełnione przez siedem tysięcy lat i nienawidziła samej siebie za to, co zrobiła.
Moje życie to tylko śmierć i spustoszenie, myślała.
A potem nagle ujrzała twarz swojej matki (czy naprawdę była to jej matka?), uśmiechającej się do niej i mówiącej:
— Nie płacz, złamane serduszko. Nie rozpaczaj nad tym, co zrobiono w twoim imieniu. Na każde zniszczone życie przypada dziesięć tysięcy żyjących w spokoju pod twoją władzą. Czy myślisz, że twoja władza przetrwałaby choć przez chwilę, gdybyś nie miała siły zebrania ich i zmuszenia, by pracowali jak jeden mąż? Uczyniłaś słabych silnymi i będą cię kochać na zawsze.
Patience uchwyciła się tego głosu. Uczyniła słabych silnymi. Będą ją kochać na zawsze.
A ponieważ znalazła coś, na czym mogła się oprzeć, co chroniło ją przed upadkiem w przepaść, usnęła.
Rozdział 13
PRAWDZIWY PRZYJACIEL
Obudziła się w łóżku, przykryta trzema pierzynami. Przez okno ze zbitą szybą wpadał chłodny powiew. Drzewa na zewnątrz miały złoty, jesienny kolor. Czy jesteście prawdziwymi drzewami z Ziemi? — pytała je niemo. Czy też obcymi stworzeniami, które zniewoliły drzewa, kryjąc się głęboko w ich środku, używając ich jako maski?
Pomyślała o tych wszystkich dzieciach, które miała podczas setek swych wcieleń. Wyobraziła sobie, jak uśmiechają się do niej wszystkie dobre dzieci, co do jednego. Ale wtedy coś ciemnego wpełzło jej do ust, ciemny robak, i nagle ona sama była glizdawcem, z małą głową i dłońmi przypominającymi wachlarze, bez żadnych skrzydeł, i z setkami organów służących do rozrywania, trawienia i reprodukcji. Nieglizdawcu, czy znasz różnicę między jedzeniem a parzeniem się? Czy potrafisz oddzielić obie te czynności? Czy może jest to ten sam głód?
Otworzyła oczy. Zobaczyła go, zanim zdążyła dostrzec cokolwiek innego. Stał w przytłumionym świetle jesieni. Will. Przyglądał się jej w całkowitym milczeniu, nieodgadniony, jak zwierzę; albo raczej jak góra, jak ściana żywej skały. Dlaczego mi się przyglądasz?
Nie wypowiedziała głośno tych myśli i on jej nie odpowiedział. Gdy zauważył, że otworzyła oczy, skinął głową i wyszedł z pokoju. Zamknął za sobą cicho drzwi. W jego zachowaniu była czułość, łagodność, które wskazywały, że pomimo wszystko nie jest z kamienia. Nie brak zdolności przeżywania uczuć czynił go tak nieporuszonym, tylko spokój. Pogodził się z życiem, więc jego twarz nie miała już więcej nic do powiedzenia, nie wyrażała żadnych niemych błagań. Nie dręczył go głód. Wyglądał jak człowiek syty.
Na myśl o głodzie poczuła znowu zew Spękanej Skały, równie silny jak zawsze, wgryzający się w jej łono. Pragnę mieć dzieci, pomyślała. Ta świadomość przyszła równocześnie ze wspomnieniami koszmarów, które przeżyła podczas snu. Nieglizdawiec sprawi, że zapragnę nosić w sobie jego nasienie, tak jak za sprawą jego matki Kapitan Statku pożądał tylko jej. Każe mi myśleć, że to ekstaza.
Zadrżała. Ale teraz, kiedy Nieglizdawiec pojawił się w jej snach setki razy, gdy widziała go zjadającego własną matkę i mordującego bezradnych, zdeformowanych braci, stał się dla niej tak znajomy, że nie traciła już kontroli nad sobą i nie krzyczała, jak przedtem, podczas snu. Była zbyt zmęczona, by krzyczeć. Muszę po prostu przeciwstawić się temu i już. Albo on zginie, zanim mnie posiądzie, albo ja. Z mego ciała nie urodzą się jego dzieci.
Ale nawet jeśli przeżyję, czy kiedykolwiek będę pragnąć jakiegoś mężczyzny tak, jak pragnęłam Nieglizdawca? Co się stanie, gdy on umrze, nadal mnie przyzywając. Czy to pragnienie pozostanie ze mną na zawsze, nigdy nie zaspokojone?
Za te myśli była zła sama na siebie. Usiadła, przewieszając nogi przez krawędź łóżka. W pierwszej chwili myślała, że upadnie na posłanie, taka była słaba. Otworzyły się drzwi do pokoju i wszedł Angel. Wyglądał zdrowo i silnie, a rana na szyi całkiem się zagoiła.
— Po twej ranie nie ma już śladu i drzewa zmieniły kolor — powiedziała. — Jak długo spałam?
— Czterdzieści dni i czterdzieści nocy, tyle czasu, ile Mojżesz spędził na górze, tak długo, jak deszcz padał w czasie potopu i jak Eliasz błądził po puszczy. Jeśli można to nazwać spaniem. Strasznie często krzyczałaś i nam też nie dawałaś spać. Nawet River skarżył się, że śmiertelnie przestraszyłaś małpę. Jak się czujesz?
Sięgnęła ręką do wygolonego przez Ruina miejsca na głowie. Włosy zdążyły odrosnąć na kilka centymetrów.
— Słabo — odpowiedziała. — Nieglizdawiec mnie wzywa.
— Obawialiśmy się, że kamień władzy okaże się dla ciebie zbyt trudnym brzemieniem.
— To właściwie nie chodzi o kamień. Tylko o te wszystkie niegodziwości, które popełniłam.
— Nie popełniłaś żadnej z nich.
— Ależ tak, Angelu. Nie, nie dyskutuj ze mną. Nie zabiłam swego ojca, by zjeść jego mózg, jak to uczynił pierwszy król geblingów, ani nie zabiłam swej żony, jak mój ojciec. Ale zabijałam. Chciałam być posłuszna tobie i ojcu, pragnęłam chronić własne życie. Zabijałam z łatwością, ale i z przyjemnością, a nawet z dumą. Teraz już nie potrafię wybaczyć sobie tych zbrodni. Jedyne, co mogę, to znaleźć i podążać bardzo wąską ścieżką nadziei wyprowadzającą mnie z życia, jakie wiodłam. Nadziei, że to wszystko, co się wydarzyło, doprowadzi wreszcie do dobra, że z krwi, którą przelałam, wyrośnie nowe życie.
— Wielu po obudzeniu udaje filozofów — skwitował jej słowa Angel.
— Nie pokpiwaj ze mnie — powiedziała Patience. — To ważne. To jest mój — mój wkład w kamień władzy, jeśli w ogóle jest możliwe, abym miała swój udział. Wszystkie dzieci — ludzi i geblingów — oczekują ode mnie zapewnienia im bezpieczeństwa. Obrony ich przed dziećmi Nieglizdawca. A jednak czasami myślę, że jego dzieci nie byłyby mordercami, gdyby człowiek nie pojawił się na tym świecie. Były połączone jednym sercem i umysłem, zanim ludzkie geny nie uczyniły nas obcymi sobie. Dzieci Nieglizdawca nigdy nie będą samotne. I ja mogę być ich matką.
— Nie mów tego, Patience — poprosił Angel.
— Widzisz, wreszcie zrozumiałam przesłanie, które on śle do mnie, Angelu. Wiem, co Nieglizdawiec zrobił ze swoją matką. On jest pożeraczem, nie ja. Jeśli będę mogła, zabiję go. — Ale sama wiedziała, że jej słowa nie brzmią przekonująco. I nie miało to ostatecznie znaczenia. To nie Angela chciała przekonać, tylko samą siebie.
— A więc on jest glizdawcem? Potomkiem stworzeń, które zabili pierwsi koloniści?
— Jest Nieglizdawcem, Angelu. Tym jedynym. Żyjącym od siedmiu tysięcy lat.
— Żyć tak długo…
— Jesteśmy tutaj obcy. Życie miejscowe potrafi się adaptować, dokonywać zmian podczas jednego pokolenia, które nam zabrałyby miliony lat. Nieglizdawiec jest inteligentniejszy niż wszyscy mieszkańcy tej planety razem wzięci. Łączy w sobie naturalną siłę istot pochodzących z Imaculaty, a jednocześnie posiada jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów ludzkich. Kiedy tylko jakiś jego organ stawał się słaby, Nieglizdawiec reperował go genetycznie. Musiał być gotowy na chwilę, kiedy wybrana partnerka urodzi jego dzieci.